sobota, 13 października 2012

9. Con él soy feliz.


Kolejne dni wyglądały bardzo podobnie- rano biegłam na uczelnię, gdzie spędzałam większość dnia, a popołudnia spędzałam z nowymi znajomymi, z Thiago lub w towarzystwie komputera czy książek. Zajęcia były w miarę ciekawe i zrozumiałe, a ludzie interesujący i sympatyczni. Już pod koniec pierwszego tygodnia wybraliśmy się razem na 'wypad integracyjny' do pobliskiego baru, którego właścicielem jest ojciec Juanity- koleżanki z uczelni, i gdzie po odpowiedniej dawce alkoholu otworzyliśmy się na siebie (niektórzy zdradzali nawet więcej niż by chcieli). Bardzo szybko z całej naszej grupy wykrystalizowało się grono rówieśników, w towarzystwie których czułam się najswobodniej. Od meczu Barçy z Realem minęło kilkanaście dni. Kilka razy spotkałam się z Thiago, jednak nasze relacje nie zmieniły się w jakiś drastyczny sposób- wyszliśmy razem do kina i na kolację (tym razem obsługiwał nas mężczyzna, więc nie byłam 'tą złą'). Spędziliśmy też sympatyczny dzień na plaży, opalając się i odbijając piłkę przez kilka godzin, od czasu do czasu ochładzając się w wodzie. Dzięki moim częstym nieobecnościom w mieszkaniu, na Mascherano wpadłam tylko dwukrotnie- najpierw kiedy spieszył się na trening i zaoferował podwózkę, za którą szybko podziękowałam zapewniając, że umówiłam się ze znajomymi idącymi w tym samym kierunku, następnie kiedy po udanym popołudniu z Alcántarą wbiegałam roześmiana po schodach, z których schodził Javier. Z opowieści '11' dowiedziałam się, że tego dnia chłopaki mieli męski wypad z okazji urodzin wspólnego kolegi, wieloletniego pracownika FC Barcelony i to na nie spieszył się mój sąsiad.

Siedziałam właśnie na kuchennym parapecie, dzierżąc w dłoni zielony kubek z narysowanym na nim kolorowym kwiatkiem, a do moich nozdrzy docierał słodki zapach herbaty z sokiem malinowym i miodem. Za oknem Barcelona powoli kończyła kolejny dzień przygotowując się do szalonej, piątkowej nocy. Taki obrazek zawsze skłaniał mnie do rozmyśleń- tym razem nie było inaczej. Wiedziałam, że powinnam zrobić coś, co wyjaśniłoby moje relacje z Javierem. Tkwiliśmy po środku równoważni i oboje baliśmy się zrobić krok w którąkolwiek stronę, nie chcąc przeważyć szali na własną niekorzyść. Jednego byłam pewna- nie chciałam stracić przyjaźni Mascherano, za bardzo się do niego przywiązałam i za wiele z nim przeżyłam. To on wspierał mnie kiedy podejmowałam pracę w gazecie, to on pomagał mi podjąć decyzję o rozpoczęciu studiów i o postawieniu na siebie, a nie na to czego oczekiwali ode mnie inni, i to w końcu on pomagał mi kiedy lekarz zapakował mnie w gips. Nasza relacja była przykładem podręcznikowej przyjaźni łączącej dwoje ludzi. Niestety- przespaliśmy się ze sobą i na gładkiej powierzchni sympatii pojawiły się rysy. 'Czas się zająć tym głupim Argentyńczykiem'- pomyślałam i westchnęłam głęboko, nie ruszając się jednak z miejsca. Wibracje telefonu wciśniętego w prawą kieszeń spodni przestraszyły mnie do tego stopnia, że o mało nie spadłam na twarde kafelki. Próbując unormować swoje ciśnienie wyciągnęłam urządzenie i odczytałam wiadomość, którą jak się okazało wysłała do mnie Juanita. Kilka dni temu zaczęła spotykać się z jakimś tajemniczym blondynem i chciałaby, abym powiedziała jej co o nim myślę. Cała sprawa wydawała mi się odrobinę dziecinna, jednak postanowiłam zrobić to dla nowej znajomej, aby nie zaprzepaścić i tej relacji.
-Hej! Jakie są szczegóły Twojego diabelskiego planu?- wrodzone lenistwo doradziło mi, aby zadzwonić do dziewczyny, zamiast męczyć się pisaniem sms-a.
-Cześć! Mam rozumieć, że się zgadzasz? Kocham Cię, Mel- zapiszczała.
-Spokojnie, jeszcze mamy czas na deklarację uczuć- zaśmiałam się.
-Bardzo śmieszne- zironizowała.-Lepiej mnie posłuchaj. Umówiłam się z Sergio do kina. Trochę nagięłam rzeczywistość, ponieważ powiedziałam, że moja koleżanka, w domyśle Ty, zaprosiła mnie na podwójną randkę i nie wypada mi odmówić.
-Że co?!- niemal krzyknęłam, krztusząc się herbatą.-Powiedziałaś mu, że to wyszło z mojej inicjatywy? Zamorduję Cię, Juanita!
-Ale Melody, co Ci szkodzi?
-To oznacza, że muszę przyprowadzić kogoś ze sobą, prawda?- spytałam nieco zmartwiona. Niby nie powinnam mieć z tym problemu, Thiago na pewno mi nie odmówi. Tylko co będzie jeśli potraktuje to spotkanie jako zachętę do przejścia na kolejny etap znajomości? Mi odpowiada obecna sytuacja, bez zbędnych zobowiązań- tylko obustronne czerpanie korzyści.
-Wypadałoby- chichrała się.
-Coś wymyślę. Do zobaczenia w niedzielę w takim razie, trzymaj się!
-¡Adiós!
Zastanawiałam się czy powinnam poprosić '11' o tę przysługę. Zdecydowałam się zaryzykować i przenosząc swe zacne cztery litery na sofę, wybrałam numer Alcántary. Nie odebrał, jednak oddzwonił po kilku sekundach.
-¡Hola hermosa! Przepraszam, byłem w łazience- cóż, szczegóły mógł zostawić dla siebie. Muszę jednak przyznać, że tę jego bezwarunkową szczerość uznawałam czasem za uroczą.-Co u Ciebie?
-Cóż za miłe powitanie- uśmiechnęłam się.- Mam do Ciebie mały romans. Co robisz w niedzielny wieczór?
-A co mi proponujesz? Może się skuszę.
-Mam przyjaciółkę w potrzebie. Idzie ze swoim znajomym do kina i chciałaby, żebym poszła z nimi. Wiesz, podwójna randka. Piszesz się?- starałam się przybrać obojętny ton głosu, by nie sugerować niczego piłkarzowi.
-Brzmi fajnie, mogę w to wejść.
-Super, dzięki. Jak noga?- chciałam zręcznie skończyć temat niedzielnego spotkania.
-Już lepiej, niedługo wracam na boisko.
-Cieszę się- rozmawialiśmy jeszcze chwilę na mało istotne tematy, jak zmiana fryzury Gerarda, czy kolejna ciąża wśród wspólnych znajomych, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi.- Poczekaj chwilkę, tylko otworzę.
-Ok, nie ma sprawy- zamilkł. Pomaszerowałam w stronę drzwi i nie sprawdzając kto stoi po drugiej stronie, roześmiana otworzyłam wrota.
-Oddzwonię- rzuciłam krótko i zakończyłam połączenie, wpatrując się w Mascherano.
-Cześć- mruknął.-Mogę wejść?
-Słucham? A jasne, wejdź- odsunęłam się na bok, robiąc miejsce piłkarzowi. -Cześć- przywitałam się z małym opóźnieniem.
-Musimy porozmawiać- poczułam jak krew spływa mi do mózgu, a dłonie i stopy drętwieją. 'Stało się'- pomyślałam. 'Nie przyszła Melody do Javiera, to przyszedł Javier do Melody'- kontynuowałam wewnętrzny monolog. 'Może to i lepiej? Sama zapewne nie odważyłabym się jeszcze długo pójść do mieszkania znajdującego się dwa piętra nad moim, a lepiej załatwić tę sprawę jak najszybciej'- nabrałam głośno powietrza i ruszyłam za swoim gościem.
-Napijesz się czegoś? A może coś zjesz? Masz ochotę na coś słodkiego?- trajkotałam.
-Siadaj, Mel- pociągnął mnie za rękę, którą niemal natychmiast wyrwałam, nieco speszona tą bliskością. Kiedy uzmysłowiłam sobie, że zachowałam się odrobinę dziko, na moją twarz wpłynął delikatny rumieniec. Mimo to posłusznie usiadłam koło przyjaciela, podkulając pod siebie nogi.-Tęsknię za Tobą, wiesz?- rzucił, patrząc w bliżej niezidentyfikowany punkt.
-Ja też za Tobą tęsknię, Javier. Nawet nie wiesz jak bardzo- zerknęłam na mężczyznę, który uparcie obrysowywał wzrokiem podłogowe panele.-Powiedz coś- nie reagował. Odczekałam jeszcze chwilę i uniosłam nieco głos- Mascherano, na Boga! Odezwij się!
-Co mam powiedzieć? Chciałbym, żeby było między nami tak jak kiedyś.
-Boję się. Co jeśli raz jeszcze zdarzy nam się podobna wpadka?- spoglądałam wprost w dwoje ciemnych jak węgiel oczu, modląc się w duchu, bym owe spojrzenie wytrzymała. 'Victoria! Zwycięstwo! Nie odwróciłam wzroku, nie spuściłam głowy. Jest dobrze!'- animowałam się w myślach.
-Mogę Ci obiecać, że do tego nie dopuszczę- podniósł nieporadnie kąciki ust, próbując się uśmiechnąć, jednak zamiast tego wyszło mu coś na kształt grymasu. To właśnie Mascherano którego kocham- nieco nieporadny, śmieszny, troskliwy. Nie mogąc powstrzymać emocji rzuciłam mu się na szyję ściskając ją z całych sił.- Masz świadomość, że jeszcze chwila bez oddechu pozbawi mnie życia?- wysyczał po chwili.
-Nie zostawiaj mnie już, dobrze?- rozluźniłam nieco uścisk, nie wypuszczając jednak piłkarza z objęć.

Sobotnie popołudnie nie należało do najprzyjemniejszych- mimo dość wysokiej jak na październik temperatury, ulewny deszcz i rozbrzmiewające raz po raz grzmoty skutecznie rujnowały pierwszy dzień weekendu. Mieszkająca przy Rambla del Raval 77 dziewiętnastoletnia brunetka, ubrana w skradzione pewnemu piłkarzowi spodnie od dresu z logiem FC Barcelony i biały top, krzątała się po mieszkaniu ze ścierką w dłoni.
Tańcząc w rytm latynoskiej piosenki ścierałam kurze, zastanawiając się przy tym nad życiem. Nie wiem czy ta cecha dotyczy wszystkich kobiet ale osobiście zawsze przy sprzątaniu rozmyślam nad sensem ludzkiej egzystencji i tego typu zagadnieniami. Kiedy całe mieszkanie lśniło, a w podłogowych panelach niemal można się było przejrzeć zauważyłam stojącego w przedpokoju Mascherano. Po kilku chwilach, które spędziłam wpatrując się w niego bez słowa, racząc mężczyznę jedynie pytającym spojrzeniem, usłyszałam:
-Znowu nie zamknęłaś drzwi. Okradną Cię kiedyś, wiesz? Ubieraj się- ściągnął buty i ślizgając się po świeżo wypastowanej podłodze klapnął na fotelu.
-Słucham?
-Idziemy na obiad. Przestało padać, musimy wykorzystać promienie słoneczne i fakt, że mam wolne popołudnie- uśmiechnął się.-Co czytasz? Four Four Two? Nieźle- po tych słowach zaczął wertować gazetę prychając i rzucając od czasu do czasu jakieś sobie tylko zrozumiałe uwagi. Cieszyłam się z nowo odzyskanego przyjaciela, więc bez zbędnych pytań wciągnęłam na siebie materiałowe spodnie i beżową bokserkę. Włosy spięłam w artystycznego koka i narzucając na ramiona butelkowy sweterek stawiłam się w salonie.
-Melduję, iż jestem gotowa, kapitanie Mascherano.
-Świetnie- nie podniósł nawet wzroku.
-Wychodzimy- przejęłam inicjatywę i stanąwszy za piłkarzem wyjęłam mu miesięcznik z rąk.- Później sobie poczytasz. Najpierw mnie wyciągasz, a potem ignorujesz?
-Nie podskakuj mała- powiedział głosem podstarzałego cwaniaczka.- Widziałem Twoje poprzednie wdzianko. Kojarzę skądś te dresy, wiesz?- podniósł znacząco brwi. Wyszłam na korytarz i kręcąc głową wpatrywałam się w Javiera, czekając aż dojdzie do mnie. Weszliśmy to pobliskiego baru z jedzeniem na wynos. Pech chciał, że tego samego dnia z usług wyżej wymienionego zakładu postanowiła skorzystać także banda dzieciaków, która niemalże natychmiast obskoczyła piłkarza żądając autografów. W czasie kiedy Pan Sławny pozwalał sobie zrobić zdjęcia z każdej strony i pod różnym kątem, a także podpisywał serwetki czy kartki na prędce wyrwane z zeszytów, ja zajęłam się organizowaniem posiłku.
-Już jestem. Co dla mnie wzięłaś?
-Makaron- wręczyłam mu styropianowe pudełko.
-A sobie?
-Ryż z kurczakiem.
-To nie fair.
-Słucham?
-To nie fair- powtórzył.
-Co znowu jest nie tak, Panie Problemowy?- spytałam zniecierpliwiona siadając po turecku ławce-postanowiliśmy zjeść obiad w jednym z wielu Barcelońskich parków.
-Masz lepsze danie.
-Mówisz poważnie?
-Tak.
-Cóż.. chyba masz rację- wytknęłam mężczyźnie język i wpakowałam do ust pierwszy kawałek mięsa.-Mmm.. przepyszne- śmiałam się. Przez to, że ciągle drażniliśmy się ze sobą i raz po raz wybuchaliśmy śmiechem, konsumowanie posiłku zajęło nam około godziny. Kiedy gryzłam ostatnią porcję ryżu, jedzenie było już zimne. Nie przeszkadzało mi to jednak- tego dnia cieszył mnie każdy szczegół i satysfakcjonowała każda sekunda, ponieważ czułam że naprawdę odzyskałam przyjaciela. Zniknęła wewnętrzna bariera, która wczoraj nie pozwoliła mi czuć się zrelaksowaną w obecności Mascherano. Zniknął strach, zastąpiony przez wiarę. Powróciła radość z posiadania bratniej duszy, trwającej przy mnie na dobre i złe. Bo choć przez wiele dni nasze relacje uległy znacznemu rozluźnieniu, to dzięki piątkowej rozmowie wszystko wróciło do normy i wiedziałam, że Javier nadal będzie stał za mną murem, podobnie jak ja za nim.
-Dobranoc, Mel- '14' złożyła na moim policzku mokrego buziaka.
-Drapiesz- mimowolnie przycisnęłam głowę do ramienia.- Dobranoc.
Jedyną rzeczą, która nie dawała mi spokoju kiedy leżałam w przyjemnie chłodnej pościeli, było dziwne przeczucie, że owa idylla się wkrótce skończy, a cały idealnie poukładany świat pryśnie jak mydlana bańka.

Wydarzenia mające miejsce kilka dni później pokazały, że powinnam zmienić profesję i zająć się jasnowidzeniem zawodowo.

PS. Nie podoba mi się.



Polska, jak zapewne wszystkie wiecie wygrała dzisiaj z RPA, więc czuję się cudownie. Jeden głupi gol, jedna głupia piłka w jednej głupiej siatce (cóż za elokwencja:P), a jak potrafi poprawić człowiekowi humor. + pierwszy wygrany mecz na Stadionie Narodowym cieszy podwójnie. :) RPA chyba przeczuwało, że poniesie tu klęskę, bo z tego co wiem chcieli odwołać swój przyjazd- Igesund twierdzi, że muszą grać teraz jak najwięcej na Czarnym Lądzie, żeby przygotować się do przyszłorocznego Pucharu Narodów Afryki, organizowanego właśnie przez RPA. Gordon wykonał poniekąd swoją misję, przekładając inny mecz, jednak odmowa przyjazdu do Polski byłaby równoznaczna z wypłaceniem wysokiego odszkodowania, co oczywiście nigdy nie jest najprzyjemniejszym sposobem wydawania pieniędzy. I dobrze, bo przynajmniej podnieśli morale Polaków.
+ Hiszpania 4:0 Białoruś, komentarz zbędny.
(:


UWAGA! UWAGA! Uruchomiłam zakładkę 'Informator' i proszę wszystkich o umieszczanie informacji o nowych notkach właśnie tam! :)

¡Besos!

7 komentarzy:

  1. ha pierwsza!
    Przyjemny ten rozdział. Dobrze, że Mel pogodziła się z Javierem, zdecydowanie tego potrzebowała. Na plus też fakt, że bez problemu odnalazła się w towarzystwie ludzi ze studiów. Jednak zastanawia mnie to jasnowidzenie. Skoro wszystko ma teraz legnąć w gruzach... Szkoda, że ta sielanka nie trwała dłużej.

    OdpowiedzUsuń
  2. A mi się strasznie odcinek podoba.
    I znowu te świetne zakończenia, sprawiające, że nie można doczekać się kolejnego odcinka ; )

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurde! Jak włączyłam ten rozdział nie było komentarzy, zanim się jednak ogarnęłam już 2 komentarze się pojawiły :( A chciałam być pierwsza!
    Co do rozdziału :0 Kompletnie nie wiem czemu Ci się nie podoba, miałam dosłownie cały czas banana na twarzy ;D Mi się spodobał strasznie, no i ta zgoda z Masche. Ciekawa jestem co miałaś na myśli pisząc, że sielanka się skończy. Więc czekam na następny i życzę weny!

    Ja się nie mogę jakoś zabrać za ten 29 rozdział. Przepraszam z góry, że tak długo, ale brak czasu robi swoje :( Postaram się nabazgrać coś w ten weekend :D

    OdpowiedzUsuń
  4. nie rozumiem czemu ten odcinek ci się nie podoba... jest fajny! Wyjaśnia całą sytuację z Javierem! :D
    czekam na nowość^^

    OdpowiedzUsuń
  5. zapraszam na epilog na www.20afellay.blogspot.com oraz nowość na www.gunner-love.blogspot.com

    Jeśli masz również ochotę to zgodnie z obietnicą ruszam z nowym blogiem www.gorzki-smak.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Swietny rozdzial :> nie podoba mi sie to ostatni zdanie ale zzera mnie z ciekawosci co bedzie dalej wiec pisz szyko nowy. pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Przepraszam, że z opóźnieniem... Pisanie nowego rozdziału zajęło mi maaaasę czasu!
    ostatni akapit zapowiada, ze będzie się działo :D Już umieram z ciekawości. Podobnie jak dziewczyny powyżej, nie wiem co chcesz od tego rozdziału :P Mi się bardzo podoba :) Thiago jest nadal grzecznym Thiago, Mascherano znowu jest przyjacielem... czego chcieć więcej?

    OdpowiedzUsuń

1. Bardzo proszę o NIE dodawanie komentarzy typu- 'obserwowanie za obserwowanie' ; 'fajne opowiadanie, zapraszam do mnie'.
2. Bardzo dziękuję za wszystkie miłe komentarze, a także za te z konstruktywną krytyką i wszelkimi sensownymi uwagami odnośnie mojego opowiadania.
3. O nowościach powiadamiam wszystkie osoby, które zostawiły komentarz pod poprzednią notką.
4. Zapraszam ponownie. ;-)