Wyciągałam szyję rozglądając się wokół. Byłam pewna, że mam pod kontrolą całą sytuację, jednak gdy ciepłe dłonie zasłoniły mi widok wzdrygnęłam się przestraszona.
-Nie bój się, to tylko ja- Thiago cmoknął mnie w policzek i usiadł koło mnie.-Mel, przepraszam. Nie chciałem naci..-zaczął.
-Cii- przyłożyłam mu palec do ust.-Ja pierwsza-mruknęłam.- Chodź, przejdziemy się- pociągnęłam go za rękę.- Wiesz..myślałam o naszej ostatniej rozmowie..- rzuciłam, przyglądając się kolorowym liściom.
-I?- spytał cicho, nie chcąc mnie przestraszyć.
-Doszłam do wniosku, że chyba trochę przesadzam. Może faktycznie powinniśmy zaryzykować?-uśmiechnęłam się nieśmiało, czekając na reakcję piłkarza.
-Mówisz poważnie?-przystanął, a ja w odpowiedzi kiwnęłam głową.- Melody, to cudownie!- przytulił mnie, a ja czułam jak tracę grunt pod nogami.-Będzie wspaniale, zobaczysz!- krzyczał podekscytowany kręcąc się dookoła.
-Taką mam nadzieję, ale jeśli nie przestaniesz się obracać to za moment się przewrócimy- zaśmiałam się. Zatrzymał się jak na zawołanie.
-Cieszę się, że się odważyłaś, wiesz- umieścił za moim uchem kosmyk włosów, który właśnie z zza niego wypadł, po czym delikatnie mnie pocałował.
-Ja też się cieszę- przymknęłam oczy i dałam się ponieść chwili. Spacerowaliśmy jeszcze przez półtorej godziny, trzymając się za ręce i mrucząc sobie do ucha słodkie słówka.
-Nie denerwuj się, to normalne- próbowałam uspokoić Thiago, który na dzisiejszym treningu dowiedział się, że nie zagra w meczu i był przez to poirytowany.
-Jak mam się nie denerwować, Melody? Tito powiedział, że mnie nie wystawi bo nie jestem gotowy. Nie jestem gotowy- prychnął ironicznie.- Nic mnie nie boli, trenuję ze wszystkimi.. nie ma żadnych przeciwwskazań, żebym wszedł na murawę!- denerwował się.
-Aaah- westchnęłam głęboko i uśmiechając się litościwie wdrapałam się na kolana Alcántary.-Vilanova jest trenerem, tak?
-Przcież wi..
-Pytam jeszcze raz: Vilanova jest trenerem, tak?
-Tak.
-Wcześniej był asystentem Pepa, tak?
-Tak.
-Chce dla Was jak najlepiej i zna się na tym co robi, tak?
-Tak.
-A Ty nie jesteś klubowym lekarzem, prawda?
-Prawda.
-Rozumiem, że się denerwujesz ale pozwól decydować ludziom, którzy lepiej od Ciebie wiedzą jak należy postępować. Wolisz wejść na jedną połowę, odnowić kontuzję i spędzić w domu kilka miesięcy? Lepiej odpuścić mecz czy dwa więcej i potem grać przed dłuższy czas, niż być w gorącej wodzie kąpanym i przez to cierpieć- cmoknęłam go w nos, dumna ze swojej pokrzepiającej przemowy. Głaskałam piłkarza po głowie, starając się go uspokoić.
-Co ja bym bez Ciebie zrobił, Panno Brown?- widać było, że zrozumiał bezsensowność swojego stanowiska w tej kwestii i miał do sprawy nieco inne podejście niż jeszcze kilka minut wcześniej.
-Strach o tym myśleć- uśmiechnęłam się..-Co robimy?- klepnęłam mężczyznę w udo i szybko uciekłam na bezpieczną odległość.
-Nie wiem- skrzywił się.-Gramy w karty?
-W kaartyy?- przeciągnęłam krzywiąc się.
-Tak, w karty.
-Nie chce mi się- zmarszczyłam twarz w niezadowolonym grymasie.
-Marudzisz!- zaśmiał się.- Postanowione. Bez gadania, idź do kuchni po paluszki a ja poszukam kart- instruował mnie.
-Nie chce mi się- zmarszczyłam twarz w niezadowolonym grymasie.
-Marudzisz!- zaśmiał się.- Postanowione. Bez gadania, idź do kuchni po paluszki a ja poszukam kart- instruował mnie.
-Aż tak bardzo chcesz przegrać, Kochanie?- spytałam głosem cwaniaka. Po długich debatach dotyczących tego, w jaką grę powinniśmy zagrać, wybraliśmy popularnego 'tysiąca'.
-Melduję 100!- krzyknęłam zadowolona, zerkając z satysfakcją na zmartwioną twarz Thiago.-Powiedz mi, Kochaniutki ile mam punktów? 890? Aaaah- przeciągnęłam się.
-To jeszcze nie koniec, gra się do tysiąca, a ja nie jestem tak bardzo w tyle.
-Oczywiście, że nie. To tylko 110 punktów- rzuciłam ironicznie, starając się zgrywać poważną.-Pyk! Pyk! Pyk!- rzucałam na stół kolejne karty
-To nie fair!- obruszył się.
-Wszystko fair, mój drogi! Jestem po prostu lepsza- wypięłam dumnie pierś.
-Albo po prostu masz większe szczęście- zaśmiał się.
-To jest mało znaczące w tym momencie. Teraz najważniejsze jest to, że musisz zrobić mi obiecany masaż- rzuciłam się na łóżko, patrząc na piłkarza wyczekująco. Chwycił olejek, który przed rozgrywką postawiliśmy na stole i usiadł na mnie okrakiem, podciągając rękawy. Uniosłam bluzkę i przyjęłam wygodniejszą pozycję, przymykając oczy. Wzdrygnęłam się, kiedy zimny olejek zetknął się z moimi gorącymi plecami. Alcántara jednym ruchem odpiął mój biustonosz, tłumacząc przy tym, że przeszkadzał podczas masażu.
-Widać, że masz w tym wprawę- mruknęłam podejrzliwie, zerkając na Thiago z ukosa.
-Mam to w genach- puścił mi oczko.
-Jasne- zaśmiałam się.-Masuj, masuj- przymknęłam oczy mrucząc jak kotka i czując jak duże, aczkolwiek delikatne dłonie gładzą moją skórę raz po raz zjeżdżając coraz niżej.-Aaaaaaaa!- pisnęłam, kiedy piłkarz zaczął mnie gilgotać.-Stop, stop, proszę!- śmiałam się.
-Przestanę pod warunkiem, że teraz zamienimy się rolami- uśmiechnął się cwanie.
-Nie ma mowy- prychnęłam i korzystając z chwili rozkojarzenia 'oprawcy' próbowałam się wyrwać, jednak moje starania spełzły na niczym. Spadłam jedynie na podłogę, przytrzymując bluzkę w taki sposób, by nie odkrywała za dużo.
-Hola, hola, nie tak szybko-Thiago przygwoździł mnie do podłoża i oboje leżeliśmy teraz na miękkim dywanie.-Przemyślałaś moją propozycję?
-Niech będzie- podniosłam ręce w geście kapitulacji. Poprawiłam ubranie i tym razem to ja rozsiadłam się na piłkarzu zacierając dłonie. Po kilku minutach podczas których starałam się udowodnić lubemu, że jestem lepszą masażystką rozległo się pukanie. Zsunęłam się z piłkarza, by mógł podejść do drzwi, jednak Thiago tylko przewrócił się na bok i spojrzał na mnie, a ja zatopiłam się w jego czekoladowym spojrzeniu.
-Nie otworzysz?- spytałam przybliżając się.
-A powinienem?- mruknął z cwanym uśmiechem.
-Sam zdecyduj- delikatnie przylgnęłam do ust Alcántary, całując go namiętnie.
-Skąd ja wiedziałem, że Mel tutaj jest- kiedy głos Maschiego dobiegł mych uszu, odskoczyłam od '11' jak oparzona, a moje policzki przybrały kolor żurawiny.
-Puka się!- krzyknęłam.
-Właśnie widzę!- zaśmiał się Valdés, przez co posłałam mu piorunujące spojrzenie, na co bramkarz się tylko roześmiał.
-Skąd wiedziałeś, że Mel jest u mnie?- zdziwił się gospodarz, obserwując czujących się jak u siebie gości.
-Bo moja kochana przyjaciółka zawsze zostawia otwarte drzwi- zerknął na mnie z politowaniem.
-Co tam gołąbki? Przeszkodziliśmy Wam w czymś?- spytał roześmiany Alexis.
-Nie- mruknęłam.
-TAK!- krzyknął Thiago.
-O jak mi przykro- kontynuował Chilijczyk, lecz po chwili dostał poduszką od Katalońskiej '11' prosto w twarz, i niemal od razu spoważniał.- Tak chcesz to rozegrać?- zmrużył oczy i odwdzięczył się Alcántarze tym samym.
-Jak dzieci- westchnęłam, siadając po turecku na podłodze.-Gramy w Xbox'a?- spytałam znudzona podchodząc do urządzenia. Przeleciałam wzrokiem po płytach piłkarza i niemal otworzyłam buzię ze zdumienia, kiedy moim oczom ukazał się Crash Bandicoot. Umieściłam grę w konsoli i ściskając pady w dłoniach, ponownie rozsiadłam się na miękkim dywanie.-Kto gra ze mną jako pierwszy?- rozejrzałam się po zebranych.
-Ja!- krzyknął Macherano, a ja w odpowiedzi rzuciłam mu kontroler. Z szerokim uśmiechem na ustach przebiegałam lisem przez kolejne plansze, z satysfakcją pokonując coraz to nowsze przeszkody. Niestety, przyszła kryska na Matyska i rudy bohater wskoczył wprost do dziury, a ja straciłam pierwsze życie.
-Twoja kolej, zobaczymy czy jesteś taki dobry w te klocki- spojrzałam wyzywająco w stronę Javiera.
-Na pewno nie jest lepszy od Ciebie- wzdrygnęłam się nieco, kiedy delikatny szept dotarł do mojego ucha. Odwróciłam się i zobaczyłam siadającego za mną Thiago. Oparłam się o klatkę piersiową mężczyzny, a on objął mnie ciasno rękami. Obserwowaliśmy grającego Argentyńczyka, którego ręce podskakiwały gdy Crash hopsał po wirtualnym świecie i z trudem powstrzymywaliśmy przychodzące co chwilę wybuchy śmiechu. Valdés i Alexis siedzieli kawałek dalej i pochyleni nisko nad stołem dyskutowali o czymś zawzięcie.
-Cholera jasna!- wrzasnął Mascherano, zwracając tym samym na siebie naszą uwagę.-Przegrałem- skrzywił się niezadowolony.-I tak byłem lepszy od Ciebie!- humor poprawił mu się w sekundzie, w której uświadomił sobie, że zdobył trochę więcej punktów niż ja.
-Fartem Ci się udało, mój drogi- wytknęłam język w kierunku piłkarza.
-Jesteś śpiąca?- spytał mój luby, kiedy ziewnęłam przeciągle.
-Tylko odrobinę- mruknęłam.-Pójdę sobie zrobić kawę, dobrze?
-Pewnie, czuj się jak u siebie- rzucił Alcántara zerkając na mnie.
-Zrobić coś dla Was?- obaj potrząsnęli głowami, wpatrując się w szklany ekran i biegającego na nim lisa. Podeszłam do dwóch pozostałych piłkarzy Azulgrany i spytałam o to samo. Nucąc zasłyszaną gdzieś melodię przygotowałam w kuchni dwa kubki: jeden z herbatą, drugi z kawą.
-Dziękuję- ciepłym uśmiechem obdarował mnie Alexis. Przyjrzałam się temu niewysokiemu Chilijczykowi i zastanawiałam się dlaczego nie ma dziewczyny. Nie był piłkarzem, z którym łączyła mnie silna przyjaźń, byliśmy tylko znajomymi ale byłam święcie przekonana, że nie skrzywdziłby muchy. Zawsze, kiedy się spotykaliśmy był uśmiechnięty, pogodny, nigdy nie miał złego humoru. Odniósł sukces, był odpowiedzialny, a mimo to nie znalazł jeszcze szczęścia. 'Jaki ten los jest przewrotny..'- pomyślałam. 'Ja jestem zwykłą, biedną studentką, która utrzymuje się jedynie z pieniędzy za szkołę i dorywczej pracy w sklepie FC Barcelony, gdzie mnie ostatnio zatrudniono, a mimo to znalazłam Thiago, z którym z dnia na dzień łączy mnie silniejsza więź, interesujące'- kontynuowałam wewnętrzny monolog. Ściskając w dłoniach kubek z gorącym napojem usiadłam na sofie podciągając po siebie kolana. Rozejrzałam się po salonie Alcánary. Wszystkie ściany ozdobione były rodzinnymi zdjęciami i pamiątkami z kariery piłkarskiej: koszulka z autografami, dyplomy i medale. Na półkach leżały błyszczące puchary w różnych wielkościach. Kolejna osoba w moim otoczeniu, która mimo młodego wieku już odniosła sukces. Upiłam łyk słodkiego napoju wzdychając ciężko. Z pięciu osób znajdujących się w mieszkaniu Thiago tylko ja jestem 'nikim'.
-Co tak ucichłaś?- jeszcze chwilę wcześniej gruchające gołąbeczki własnie rozsiadły się po moich bokach.
-Hmm? A nic, zamyśliłam się- potrząsnęłam głową.
-Na pewno?- Valdés spojrzał na mnie znacząco.
-Tak- uśmiechnęłam się delikatnie. Chwyciłam puste kubki: Sancheza i swój, po czym poszłam do kuchni je umyć. Przez nieuwagę strąciłam z blatu jedno porcelanowe naczynie, które z hukiem rozbiło się o podłogę. Zaklęłam w myślach i zaczęłam zbierać ostre kawałki z podłogi.
-Co się stało?- w drzwiach stanął Thiago.
-Przepraszam, nie chciałam. Nie zauważyłam tego pieprzonego kubka, zrobiłam to niechcący, naprawdę, przepraszam- zaczęłam paplać bez opamiętania.
-Spokojnie, Mel. To tylko kubek, nic się nie stało- uśmiechnął się ciepło. Zmiotłam ostatnie drobinki na szufelkę i wyrzuciłam je do śmietnika.
-Pójdę już- mruknęłam i omijając chłopaka skierowałam się do przedpokoju. Po drodze chwyciłam sweterek, który pośpiesznie zarzuciłam na ramiona. Rzuciłam krótkie 'cześć!' w stronę chłopaków i wyszłam z domu.
-Mel! Melody!- usłyszałam głos piłkarza.
-Słucham?- odwróciłam się.
-Co się stało? Jesteś jakaś smutna..- chwycił mnie z rękę.
-Wydaje Ci się, wszystko ok. Jestem tylko trochę zmęczona- wzruszyłam ramionami.
-Na pewno?
-Tak.
-Niech będzie- przytulił mnie i pocałował gdzieś we włosy.-Wpadnę do Ciebie wieczorem i porozmawiamy. Uważaj na siebie kochanie- cmoknął mnie w usta i kiedy wyszłam na ulicę pomachał mi na pożegnanie.
PS. Wiecie co? Teraz, kiedy po raz ostatni przed dodaniem na bloga sprawdzałam tę notkę, zauważyłam jak duży wpływ na to, co dzieje się w opowiadaniu, ma moje samopoczucie 'w realu'. Kilka ostatnich dni (a więc okres, podczas któego pisałam tą część) przyniosło mi więcej złego niż dobrego, a w notce od razu dzieje się coś złego z moim humorem. Ciekawa sprawa. :) Mogę Was jedynie zapewnić, że następne notki (mam napisaną już 17. część) są weselsze i chyba nieco dłuższe od tej. Pozdrawiam i zostawiam Was z Czesławem:
PS. Wiecie co? Teraz, kiedy po raz ostatni przed dodaniem na bloga sprawdzałam tę notkę, zauważyłam jak duży wpływ na to, co dzieje się w opowiadaniu, ma moje samopoczucie 'w realu'. Kilka ostatnich dni (a więc okres, podczas któego pisałam tą część) przyniosło mi więcej złego niż dobrego, a w notce od razu dzieje się coś złego z moim humorem. Ciekawa sprawa. :) Mogę Was jedynie zapewnić, że następne notki (mam napisaną już 17. część) są weselsze i chyba nieco dłuższe od tej. Pozdrawiam i zostawiam Was z Czesławem:
Z jednej strony cieszę się, że Mel jest z Thiago, bo widać, że chłopak się o nią troszczy, a z drugiej ona chyba nie do końca jest zadowolona z takiego obrotu sprawy, hm? Niech ta dziewczyna weźmie się w garść, bo jak się obudzi to może być za późno a Thiago już nie będzie taki cierpliwy xd
OdpowiedzUsuńRozdział generalnie jak zawsze genialny
Kurde, znowu mnie Nat wyprzedza! :P
OdpowiedzUsuńU mnie nie powiem, podobnie, jak nie dzieje się nic dobrego, to potem wychodzą jakieś kryminały :P A tak na serio to lubię się wczuwać w moją bohaterkę, więc dobrze mi się pisze jak jestem zakochana :)
Co do rozdziału, z jednej strony rozumiem Mel, która w końcu nie jest gwiazdą czy kimś sławnym. Choć mam nadzieję, że jej to przejdzie i będzie z Thiago się układać. Więcej Mascherano! :D
No pozdrawiam i weny życzę :)
W jakiej już odsłonie by nie był, ważne by był :D
UsuńWażne żeby być szczęśliwym, a skoro pasuje Ci bycie singlem to jak najbardziej wszystko gra :PP
Myślałam już żeby zacząć pisać 31 rozdział, ale w tak krótkim czasie dodać kolejny rozdział? :P
Nie będę Was rozpieszczać :D
odcinek świetny, naprawdę :)
OdpowiedzUsuńa z tym co napisałaś to się zgadzam - humor pisarki przekłada się na treść opowiadania(odcinka) ^^
Thiago awwwwwwww *.* będą z tego dzieci, ja Ci to mówię! :D
Mel nie powinna myśleć o sobie jak o 'nikim'. Chłopcy dostali ogromny talent do kopania w piłkę, ale na przykład na uniwerku mogli by sobie nie poradzić :P Każdy jest dobry w czymś innym. Zresztą jak się kogoś bardzo lubi (jak Thiago Mel), to nieważne jest czy ta osoba to biedna studentka czy rozchwytywana modelka. Tak czuję, że Alcantara kiedyś jej to wytłumaczy :)
OdpowiedzUsuńZnowu wzmianka o niezamykaniu drzwi... Zgaduję, że to zachowanie będzie miało swoje konsekwencje
Świetny! Świetny! i jeszcze raz ŚWIETNY!
OdpowiedzUsuńsą razem - to cudnie!
z tym humorem to masz racje, jak był dobry to odcinki weselsze,
a co do Czesia - "a tak będę pozował na Base...yyy znaczy na Stadionie Narodowym"
Fotka świetna.
OdpowiedzUsuńOdcinek świetny.
Ale dlaczego taki krótki ?
Nie zdążyłam się nacieszyć, a już skończyłam go czytać.;/
No, ale Mel jest z Thiago i to mi wszystko wynagradza..:)
Pisz, pisz. =]
Zapraszam na nowość na http://gorzki-smak.blogspot.com
OdpowiedzUsuńTak jak prosiłaś tak w środę:)
tak dokładniej chodziło to, że przez Cesca chciała wyjechać.
UsuńCieszę się, że rozdział się podobał. Myślałam, że wyjdzie dłuższy no, ale niestety
Niby nie, ale jak człowiek nie wie kiedy uda się wymyslic następny to wypadałoby :D
Usuń