Może niektóre z Was zauważyły prawie-ankietę z boku. Gwoli wyjaśnienia- gadżet ten ma jedynie za zadanie zaspokoić moją ciekawość odnośnie tego ile osób to czyta i może odrobinę zmotywować mnie do pisania (a może tylko połechtać moją próżność :P). Wiem, jak to jest z komentarzami- zanim zaczęłam pisać opowiadanie sama często byłam anonimową czytelniczką. Teraz jednak wiem, jak dużo dają nawet najprostsze sowa, uświadamiające nam, że niektórym podoba się to co skrobiemy.
Dziękuję. :) Już nie zanudzam i zapraszam na capítulo número 13!
-Nudziara z Ciebie, wiesz?- wyrzucała mi siedząca w moim salonie koleżanka, kiedy opowiadałam jej jak w porę przerwałam 'integrowanie' się z Thiago.- Powinnaś z nim zaszaleć- puknęła mnie w ramię, uśmiechając się przy tym znacząco.
-Nie jestem jeszcze gotowa- wzruszyłam ramionami, obrysowując wzrokiem wzorzystą poduszkę.
-'Nie jestem jeszcze gotowa'- przedrzeźniała mnie Juanita, za co dostała kuksańca w bok.
-Mam ochotę na coś słodkiego- mruknęłam.
-Ja też- rozmarzyła się rudowłosa, podciągając nogi pod siebie.
-LODY! Mam w lodówce lody, kompletnie o nich zapomniałam- pobiegłam do kuchni, skąd chwilę później, ku radości koleżanki wyszłam dzierżąc w rękach dwa pucharki truskawkowo-czekoladowego deseru, polanego sosem o smaku toffi. Zajadałyśmy się tą swoistą ambrozją, wydając z siebie pomruki zadowolenia, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi.
-Możemy pogadać?- spytał Javier.
-Pewnie. To coś pilnego?-spytałam.- Jest u mnie koleżanka ale jeżeli chcesz, to wejdź, porozmawiamy w kuchni- puściłam go w drzwiach, a Maschi skierował się wprost do wymienionego wcześniej pomieszczenia. Poszłam do salonu, poinformować o wszystkim Juanitę i wróciłam do przyjaciela.
-Chciałbym Cię zaprosić na kolację. To dla mnie bardzo ważne, więc zależy mi abyś przyszła- patrzył mi prosto w oczy, będąc przy tym śmiertelnie poważnym.- Zaprosiłem tam osoby, które są dla mnie najważniejsze i Ty jesteś jedną z nich. Mogę na Ciebie liczyć?
-Pewnie- odpowiedziałam nieco zaniepokojona.- Przyjdę, oczywiście. Powiesz mi o co chodzi?- chciałam znać szczegóły.
-Wszystkiego dowiesz się na miejscu. Przyjedź proszę do Trobador Granados, jutro o 20:00. Nie spóźnij się.
-Dobrze- uśmiechnęłam się niemrawo.-Będę o czasie.
-Uciekam, miłego wieczora- przytulił mnie i zniknął za drzwiami, a ja, z głową pełną domysłów podreptałam do Juanity.
-Coś się stało? Niemrawo wyglądasz.
-Nie, nie. Wszystko dobrze. Jak lody?- zmieniłam temat.
-Pyszne!-zapewniła mnie.- Słuchaj.. dzwonił Sergio, przyjedzie po mnie za 15 minut, idziemy do kina. Masz ochotę?- zaproponowała rudowłosa.
-Nie, ja odpadam ale dzięki za propozycję. Na co idziecie?
-Jakaś nowa komedia, nie pamiętam tytułu. Czy to ważne?- zaśmiała się, a ja po chwili do niej dołączyłam.
-Aaaah, kocham sobotnie, leniwe popołudnia- mruknęłam sama do siebie, przeciągając się. Kiedy zostałam sama, postanowiłam zrobić sobie dzień SPA. Na świeżo umyte włosy nałożyłam odżywkę, twarz wysmarowałam maseczką, a oczy przykryłam plasterkami ogórka. Wydobywająca się z głośników spokojna, relaksacyjna muzyka w połączeniu z nieco odurzającą wonią świec zapachowych, pozwoliły mi odpłynąć i oderwać się myślami od rzeczywistości. W 'innym świecie' spędziłam nieco ponad godzinę, lecz chcąc nie chcąc musiałam wrócić na ziemię. Zmyłam z buzi owocową papkę, którą zastąpiłam delikatnym makijażem. Ubrałam beżowe spodnie i białą bluzkę, na nogi wsunęłam kapcie. Po kacu nie było już śladu, czułam się wyśmienicie. Zastanawiałam się, czy Alcántara ma się równie dobrze. Wybrałam jego numer i malując paznokcie czekałam aż odbierze telefon:
-Halo?- usłyszałam przepełniony bólem głos piłkarza.
-Ojej, czyżbyś miał kaca?- nabijałam się.
-Nic mi nie mów, chyba powoli umieram- rzucił bez tonu rozbawienia.
-Trzeba było nie mieszać alkoholi, kochany- pouczyłam mężczyznę.
-Następnym razem będę pamiętał, specjalistko. Co robisz?- spytał.
-Obijam się, jak zwykle- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
-Może do mnie wpadniesz?
-W sumie.. dlaczego nie- wzruszyłam ramionami.
-Super, wyślę Ci adres sms-em.
-Ok, do zobaczenia- rozłączyłam się i niemal od razu wyszłam z domu. Po drodze zaszłam do sklepu, żeby kupić dla piłkarza tabletki, wodę i coś do zjedzenia. Jako że do domu Alcántary nie było aż tak daleko, postanowiłam się przejść. Po około 25 minutach spaceru stanęłam pod drzwiami, za którymi znajdowało się królestwo piłkarza. Wcisnęłam dzwonek, lecz nikt nie otwierał. Zapukałam więc z całej siły oczekując na jakąś reakcję ze strony gospodarza.
-Cześć- cmoknął mnie w policzek.
-Hej!- przywitałam się.-Chyba masz zepsuty dzwonek- wskazałam brodą na urządzenie.
-Nie działa już od kilku miesięcy, nie przejmuj się. Wejdź- wskazał mi drogę do salonu. Korytarz urządzony w dość nowoczesnym i minimalistycznym stylu, w jasnych barwach wywarł na mnie pozytywne wrażenie. W pokoju dziennym okno zajmowało prawie całą ścianę, a zaraz za nim rozciągał się wspaniały widok. Ciepłe odcienie brązu sprawiały, że pomieszczenie było bardzo przytulne i aż chciało się w nim przebywać.
-Masz cudowne mieszkanie- powiedziałam z uznaniem, wręczając półżywemu gospodarzowi tabletki i wodę.-Jedzenie włożę Ci do lodówki, pewnie teraz i tak nic nie przełkniesz- zaśmiałam się.
-Dziękuję, jesteś aniołem. Zawsze miałem słabą głowę- przymknął oczy, rozkładając się na kanapie.-Może oglądniemy jakiś film?- spytał kiedy wróciłam z kuchni.
-Pewnie- zatwierdziłam pomysł piłkarza, wkładającego w DVD płytę z 'Bad Boys 2' (uwielbiam tę produkcję). Usiadłam wygodnie, sadowiąc się na sofie i niepewnie przytuliłam się do Thiago. Uśmiechnęłam się, czując delikatnie gładzącą mnie po włosach dłoń mężczyzny.
-Tym razem postaraj się nie zasnąć- mruknął mi do ucha, chichrając się przy tym.
-Zrobię co w mojej mocy- zapewniłam go i skierowałam wzrok na telewizor, po czym skupiliśmy się wyłącznie na oglądaniu filmu, od czasu do czasu wybuchając głośnym śmiechem.
-'Motherfucker you look thirty!'- zaśmiał się Thiago, cytując czarnoskórego bohatera, a ja mu zawtórowałam.- Chyba jestem gotowy, żeby coś zjeść- poklepał się po brzuchu.- Na co masz ochotę?- spytał.
-Chodź, coś wymyślimy- pociągnęłam Alcántarę za rękę, w stronę kuchni.
-O nie, nie- zatrzymał się.-Siadaj tutaj- usadowił mnie na wysokim, barowym krześle- i obserwuj mistrza w akcji- powiedział wkładając na siebie uroczy, biało-czerwony kuchenny fartuch.
-Co przygotujesz, mistrzu?- śmiałam się, kiedy Thiago kombinował coś, zasłaniając wszystko swoim ciałem.
-Nie przeszkadzaj, tylko poczytaj sobie gazetkę, kiedy master tworzy- uśmiechnął się, lecz po chwili ponownie wziął na warsztat tworzenie tajemniczej potrawy. Odwróciłam się w stronę okna i świadoma, że już nic nie wskóram pogrążyłam się w lekturze.
-Tadaaam!- gospodarz postawił przede mną talerz kanapek, z których jedne były ozdobione ketchupem, a inne zrobionymi z między innymi pomidorów ludzikami. Nie mogąc się powstrzymać, wybuchnęłam głośnym śmiechem.
-Są przesłodkie- zapewniłam Alcántarę.-Słowo harcerza!- przyłożyłam prawą dłoń do serca, lewą zaś uniosłam delikatnie ku górze.
-Byłaś harcerką?- spojrzał na mnie podejrzliwie.
-Nie- zaśmiałam się po raz kolejny.
-Tak myślałem- wytknął mi język.-Jakiej herbaty się napijesz?
-A jaką masz?
-Owocową i..-zerknął wgłąb szafki- i żadnej innej- pokazał mi rządek białych zębów.
-Chyba skuszę się na owocową ale nie jestem pewna. Którą mi polecasz?
-Zdecydowanie mogę Ci zarekomendować owocową- powiedział poważnym tonem, brnąc w tę głupią dyskusję.
-W takim razie zdaję się na Ciebie- starałam się przybrać równie dostojną barwę głosu co mój rozmówca, jednak ukrywanie emocji nigdy nie było moją mocną stroną, więc już po chwili śmiałam się w głos.-Jesteśmy nienormalni, wiesz?- mruknęłam do piłkarza, który własnie postawił przede mną parującą szklankę z gorącym napojem.
-Chodź ze mną jutro wieczorem do moich rodziców- rzucił luźno Thiago, a ja niemal nie zakrztusiłam się pomidorem.
-Żartujesz?- po chwili pomyślałam, że mogłam zabrzmieć odrobinę niemiło.-Nie zrozum mnie źle ale poznanie rodziców to nie byle co. Poza tym, jutro nie mogę.. Maschi organizuje wieczorem jakieś spotkanie i bardzo zależy mu na tym, abym tam była- dodałam przepraszającym tonem.
-O cholera, kompletnie zapomniałem o Javierze!- złapał się za głowę, a ja zerknęłam na niego pełnym zdziwienia wzrokiem.
-Zapomniałeś o Javierze? Nie rozumiem.
-Mnie też zaprosił na tę kolację. Mówił, że to dla niego coś bardzo ważnego i chce, żebyśmy wszyscy tam byli- wzruszył ramionami.-Muszę później zadzwonić do rodziców i odwołać spotkanie. Zapomniałem o Mascherano- powtarzał to jak mantrę.
Do domu wróciłam wczesnym wieczorem, ponownie wykorzystując ładną pogodę i- mimo nacisków ze strony Thiago- udając się do swojego królestwa pieszo. W akompaniamencie płynącej ze słuchawek latynoskiej muzyki, tanecznym krokiem przemierzałam ulice Barcelony, przygotowującej się do kolejnej, szalonej nocy. Pierwsi śmiałkowie, którzy mimo dość wczesnej jak na Hiszpanów godzinie rozpoczęli zabawę, śpiewali już przy kawiarnianych stolikach. Byłam zaskoczona, jak bardzo 'świat dorosłych' pokrywa się ze 'światem dzieci', kiedy obserwowałam jak przy jednym stoliku siedzi imprezowe towarzystwo, korzystające z wolnego wieczora, podczas gdy przy drugim usadawia się równie zabawowa rodzina z dwojgiem dzieci smacznie śpiących w wózku dla bliźniąt. Katalońska mentalność zaskakuje mnie każdego dnia. Mimo porannego kaca, tego dnia czułam się bardzo rześka i pełna energii. Postanowiłam odkurzyć swoje kupione na początku mojej hiszpańskiej przygody rolki i trochę się poruszać. Po kilkunastu minutach mknęłam nadmorskim deptakiem, zastanawiając się jak długo wytrzymam.
-O mamo- mruknęłam sama do siebie, wypijając duszkiem pół butelki wody.-Oojeeeej- jęknęłam, kiedy uzmysłowiłam sobie, że muszę jeszcze wrócić do siebie. Droga powrotna zajęła mi o wiele więcej czasu, ponieważ opadałam już z sił.
-Mel!- usłyszałam wołanie z pubu, który właśnie mijałam. Odwróciłam się i zobaczyłam nikogo innego jak Jacoba.
-Jake? Co się z Tobą działo? W ogóle się nie odzywałeś- nie kryłam zdziwienia.
-Wiem, wiem. Byłem bardzo zajęty, przepraszam.
-Aż tak zajęty, żeby nie móc napisać sms-a albo zadzwonić?- zerknęłam na niego podejrzliwie.-Nic się w sumie nie stało, po prostu trochę się martwiłam, tak nagle zamilkłeś. Co u Ciebie?
-Wszystko dobrze, dzięki. Dostałem awans- wyprostował się dumnie.
-Gratulacje- uśmiechnęłam się.
-A co u Ciebie?- zrewanżował się mój rozmówca.
-Po staremu. Zaczęłam studia- wzruszyłam ramionami.- Przepraszam Cię, ale trochę się spieszę. Odezwij się kiedyś, umówimy się na kawę- pożegnałam się i pojechałam przed siebie. To spotkanie było dla mnie dziwnie niewygodne, nie czułam się swobodnie w towarzystwie Jacoba, nie do końca jednak wiedziałam dlaczego jest tak, a nie inaczej. Ledwo żywa wpakowałam się do wypełnionej gorącą wodą wanny, a potem do chłodnego łóżka, w którym niemalże od razu zasnęłam.
Większość niedzieli spędziłam w domu. Wyszłam jedynie do pobliskiego supermarketu, otwartego przez siedem dni w tygodniu, by zrobić małe zakupy. Jak to zwykle bywa, do domu wróciłam z masą niepotrzebnych produktów, które 'koniecznie musiałam nabyć'. Powrzucałam więc wszystko do szafek i lodówki, a później wzięłam się za generalne sprzątanie: starłam kurze, odkurzyłam podłogi, szorowałam kafelki i wykonałam milion innych, znienawidzonych przeze mnie czynności. Gdy nadszedł wieczór ubrałam się w miarę elegancko i pojechałam do wspomnianej przez Mascherano restauracji. Na trzęsących się nogach przekroczyłam próg lokalu i kierowana przez kelnera weszłam do osobnego pomieszczenia, dołączając tym samym do Messiego i jego dziewczyny, Thiago, Cesca i Danieli, a także Państwa Valdés. Wszyscy goście, podobnie jak ja nie wiedzieli dlaczego Javier nas tu ściągnął. Sam zainteresowany jeszcze się nie zjawił, a na stole były trzy wolne nakrycia. Popijając sok jabłkowy zastanawiałam się, czy Maschi posłuchał moich rad i zrobił tak jak mu powiedziałam, czy postanowił wszystko zaprzepaścić. W pewnym momencie drzwi się otworzyły, a ja na moment wstrzymałam oddech...
PS. Coś mi mówi, że następny odcinek przypadnie Wam do gustu :) Wczoraj skończyłam pisać nr 14 i muszę przyznać, że chyba nawet jestem z niego zadowolona. :)
Co myślicie o tym, żebym rozpoczęła kolejne, tym razem 'zwykłe' opowiadanie, bez gwiazd i gwiazdeczek w obsadzie? :)
I jeszcze jedno: powinnam wstawiać linki do outfitów, tak jak to robię od kilku notek? :)
Większość niedzieli spędziłam w domu. Wyszłam jedynie do pobliskiego supermarketu, otwartego przez siedem dni w tygodniu, by zrobić małe zakupy. Jak to zwykle bywa, do domu wróciłam z masą niepotrzebnych produktów, które 'koniecznie musiałam nabyć'. Powrzucałam więc wszystko do szafek i lodówki, a później wzięłam się za generalne sprzątanie: starłam kurze, odkurzyłam podłogi, szorowałam kafelki i wykonałam milion innych, znienawidzonych przeze mnie czynności. Gdy nadszedł wieczór ubrałam się w miarę elegancko i pojechałam do wspomnianej przez Mascherano restauracji. Na trzęsących się nogach przekroczyłam próg lokalu i kierowana przez kelnera weszłam do osobnego pomieszczenia, dołączając tym samym do Messiego i jego dziewczyny, Thiago, Cesca i Danieli, a także Państwa Valdés. Wszyscy goście, podobnie jak ja nie wiedzieli dlaczego Javier nas tu ściągnął. Sam zainteresowany jeszcze się nie zjawił, a na stole były trzy wolne nakrycia. Popijając sok jabłkowy zastanawiałam się, czy Maschi posłuchał moich rad i zrobił tak jak mu powiedziałam, czy postanowił wszystko zaprzepaścić. W pewnym momencie drzwi się otworzyły, a ja na moment wstrzymałam oddech...
PS. Coś mi mówi, że następny odcinek przypadnie Wam do gustu :) Wczoraj skończyłam pisać nr 14 i muszę przyznać, że chyba nawet jestem z niego zadowolona. :)
Co myślicie o tym, żebym rozpoczęła kolejne, tym razem 'zwykłe' opowiadanie, bez gwiazd i gwiazdeczek w obsadzie? :)
I jeszcze jedno: powinnam wstawiać linki do outfitów, tak jak to robię od kilku notek? :)
Ale ucięłaś... Co ty, Javier, wykombinowałeś? Dobra, mam pewien pomysł, ale się nie przyznam, bo będzie, że jestem nienormalna... Jakob też się tam pojawi, prawda? Tajemnicze zniknięcie, tajemniczy powrót :P) Ok, już nie filozofuję tylko czekam na nexta
OdpowiedzUsuńbardzo fajnie piszesz i właśnie wolałabym jakieś twoje opowiadanie jednak nadal z piłkarzami, pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńJuz nie moge doczekac sie kolejnego . : ) a co do nastepnego opowiadania i do linkow jestem jak narbardziej na tak : ) + mam nadziej ze zmienisz zdanie i kolejne tez bd moze o jakims pilkarzu choc ostatecznie to twoja decyzjia : )
OdpowiedzUsuńAle chamsko! :D Jak można tak przerwać? ;O
OdpowiedzUsuńCiekawe, ciekawe co Masche wykombinował, ogromnie ciekawe. Nawet nie mam pomysłu o co może chodzić! :D
Thiago jest uroczy, ale brakuje mi Mel i Masche, wcześniej spędzali dużo więcej czasu razem :D Jakoś tak, no.
Życzę Ci weny, no i dodawaj szybko kolejny, bez ociągania ;d
Co do bloga, jeżeli masz chęć to zaczynaj też nowe opowiadanie! Myślę, że będę czytać bez wzgledu na fakt, czy będzie o piłkarzu, czy nie :)
Będę dziś podobnie wyglądać :P
Pozdrawiam!
świetny rozdział :> ale co się stało
OdpowiedzUsuń? Tak nie wolno przerywać! To jest straszne, bo nic nie wiem! Pozdrawiam :)
nowy na infatuacio.blogspot.com:>
OdpowiedzUsuńWłaśnie, kurczę, tak nie wolno kończyć. ;/
OdpowiedzUsuńNo i jak ja wytrzymam do kolejnego ?
Co do Twoich dwóch pytań, jestem na "TAK", każde Twoje opowiadanie będzie nieziemskie : *
I zastanawiałam się żeby założyć tu bloga, chociaż ciągle nie mam czasu ; )
Ale może w końcu go znajdę i założę tutaj. Będzie wygodniej =]
Pozdrawiam, życzę weny, no i czekam, czekam i jeszcze raz czekam na kolejny odcinek <3
łohohooo. Jestem ciekawa o co chodzi Javierowi...
OdpowiedzUsuńwidzę, że z Thiago to tak coraz poważniej się robi!
czekam na nowość :*
Jeju czego ta Mel się boi. Niby chce czegoś z Thiago, a kurde z drugiej strony ciagle nie jest gotowa. W zasadzie na nic.... eee chciał ją zabrać do rodziców? Właśnie runęła moja teoria o zaciąganiu do łóżka ^^
OdpowiedzUsuńI ta końcówka... Pamiętaj nie można przerywać w takich momentach. Pisz szybko nowość, ob widzę ciekawość co do Maschiego zżera nie tylko mnie. Maschi też był ciekawy więc postarał się o czerwo, żeby biec do domu i poczytać :P
P.S. Oglądałam ten mecz i..... Jezu jakiego wy macie znowu farta! Niby szpital, niby gra w osłabieniu, a możecie wygrać mecz..... I nawet chce sie to oglądać...
Dzisiejszego meczu moich Kanonierów nie skomentuje nawet
Kurde, no . Podoba mi się ten rozdział, no . Nie wiem czemu, ale podoba mi się.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na siódemkę. to-przypadkowe-przeznaczenie.blogspot.com
Wieszzz jak będziesz pisała kolejny to żebyć tylko nie zaniedbała tego!!:) bo tego nie przeżyjemy:)
OdpowiedzUsuńThiagoo ah Thiago jest taki słodkii :D hehe pasuje do Mel :) i mam nadzieję żę za niedługo zbliżą się do siebie:)
pozdrawiaam:)
P.
czekam na 14, bo ten podoba mi się, nooo i to bardzo:)
OdpowiedzUsuńw ankiecie trudno sie zdecydowac nad odpowiedzia... bede musiala sie zastanowic:))
http://mamy-tylko-siebie.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńrównież piękny blog jak ten:) warto poczytać :)
zapraszam:)
Aga:)
Jeśli masz ochotę to zapraszam na nowość http://gorzki-smak.blogspot.com
OdpowiedzUsuń