wtorek, 9 października 2012

8. Son las 5 de la mañana y yo no he dormido nada (...) el insomnio es mi castigo.


-Ładnie wyglądasz- szepnął Thiago witając mnie przed domem.
-Dziękuję- uśmiechnęłam się delikatnie.
-To dla Ciebie, podobno Twoje ulubione- wręczył mi bukiet czerwonych tulipanów.
-Piękne- zbliżyłam kwiaty do twarzy, zaciągając się ich zapachem.
-I pasują do stroju- słusznie zauważył mężczyzna, zerkając na dopasowaną, czerwoną sukienkę którą miałam na sobie. Gestem zaprosił mnie do samochodu, a ja posłusznie skierowałam się na miejsce pasażera. Modliłam się w duchu, aby ubranie szpilek tego samego dnia, którego pozbyłam się gipsowego opatrunku nie było zgubne.
-Dokąd właściwie jedziemy?- zerknęłam na piłkarza, który starał się włączyć do ruchu.
-Kilka kilometrów od Barcelony jest świetna restauracja. Mały, rodzinny biznes. Uwielbiam ten lokal- pokazał mi rządek białych zębów.
-Często tam chodzisz?- spytałam.
-Nie, zostawiam go sobie na wyjątkowe okazje- ruszył.
-Każdej tak mówisz?- zaśmiałam się.
-Możesz mi nie wierzyć ale zaraz po mojej mamie i siostrze, jesteś pierwszą kobietą, którą tam zabieram- nic nie odpowiedziałam, choć w duchu byłam przekonana, że rzeczywistość jest jednak mniej kolorowa. Postanowiłam jednak milczeć i pozwolić Alcántarze się wykazać. Zaparkowaliśmy przed przytulnie wyglądającym lokalem na obrzeżach miasta.
-Co dla Państwa?- spytała niewysoka blondynka, nieudolnie próbująca ukryć, że pytanie kieruje bardziej do piłkarza niż do mnie.
-Melody?- Thiago zepsuł kelnerce humor, przypominając jej o moim istnieniu.
-Zdaję się na Ciebie- uśmiechnęłam się.
-W takim razie poproszę dwa razy paellę z owocami morza- zerknął na mnie, by upewnić się że nie mam nic przeciwko. Skinęłam delikatnie głową na znak zgody.
-Co do picia?- kobieta obsługująca nas nadal zwracała się tylko do Alcátary, który ponownie zrujnował jej nastrój pytając moją skromną osobę o zdanie jako pierwszą. Z racji że Thiago prowadził, a ja nie chciałam raczyć się alkoholem w pojedynkę, zdecydowaliśmy się na starą, poczciwą Pepsi.
-Przepraszam- zawołał piłkarz za blond dziewczyną, która odwróciła się niemal natychmiast.- Czy możemy prosić jakiś wazon na kwiaty?- do trzech razy sztuka. Kobieta miała zapewne nadzieję, że '11' poprosi ją o numer, bo kiedy tylko wspomniał o wazonie zrzedła jej mina.
-Oczywiście- powiedziała nieco zbyt entuzjastycznie, zdradzając swoje prawdziwe nastawienie.
-Wydaje mi się, że ta Pani mnie nie lubi- udałam smutny ton.
-Dziwisz jej się? Jesteś na kolacji z najlepszym pomocnikiem świata- wypiął dumnie pierś, by po chwili wybuchnąć głośnym śmiechem.
-Mów odrobinę ciszej- mruknęłam zawstydzona, kiedy zauważyłam ciekawskie spojrzenia pozostałych klientów.
-Mówiłem Ci już, że uwielbiam jak się krępujesz?- zaśmiał się ponownie, a ja od razu przypomniałam sobie, kiedy te słowa wypowiadał Javier, zaraz po.. po naszym ostatnim spotkaniu. Od tamtego czasu bardzo się starałam, abyśmy nie wpadli na siebie na korytarzu. Nie odbierałam też telefonów od Mascherano, który dzwonił dwukrotnie. Cóż.. może zachowywałam się nieco dziecinnie, jednak nadal byłam zbyt zawstydzona, żeby spojrzeć mu w oczy.-Mel?- z zamyślenia wyrwał mnie głos Thiago.
-Smacznego- usłyszałam kelnerkę, która nieświadomie pomogła mi uniknąć krępującej sytuacji. Przez kilka minut jedliśmy w milczeniu, zerkając na siebie od czasu do czasu.
-I jak? Dobrze wybrałem?- piłkarz zdecydował się przerwać ciszę, która zaczynała nam obojgu doskwierać.
-To był strzał w dziesiątkę- uśmiechnęłam się, wkładając do ust krewetkę. Po skończonym posiłku, za który- mimo mojego głośnego i wyraźnego 'veto!'- zapłacił Alcántara, postanowiliśmy przejść się alejką prowadzącą do restauracyjnego ogrodu. Przysiedliśmy na ławce, a ja wsłuchując się w dźwięk wody spływającej po kamiennej fontannie przymknęłam oczy.
-O czym myślisz?- usłyszałam ciche pytanie kompana.
-O tym jak tu ładnie. Chciałabym mieć taki swój biznes w przyszłości- mruknęłam.- A Ty?
-O całym dzisiejszym wieczorze. Ciężko będzie mi zasnąć, kiedy będę miał przed oczami Ciebie w tej sukience- zaśmiał się. Cieszyłam się, że słońce już zaszło, bo kolor moich policzków pasowałby idealnie do bluzki 'La Roja'.-Żartuję- sprostował, mylnie odbierając moje milczenie jako oznakę złości.-Myślę o tym, że ta chwila mogłaby trwać wiecznie. Dobrze mi tu z Tobą- otworzył się, co mnie nieco przeraziło.
-Wracamy już? Robi się chłodno- usiadłam prosto, pocierając dłońmi ramiona. Thiago jak na zawołanie ściągnął z siebie granatowy sweter i zarzucił mi go na ramiona.
-Chodźmy- wyciągnął w moim kierunku dłoń, którą niepewnie chwyciłam. Ponownie usiadłam na miejscu pasażera. Rozcierając obolałe kostki, ułożyłam bukiet tulipanów na swych kolanach. W drodze powrotnej rozmawialiśmy o zbliżającym się wielkimi krokami meczu z Realem, obserwując jednocześnie leniwie rozbijające się o szyby krople deszczu.
-Wygracie, wiesz?- mruknęłam.
-Z takim dopingiem na pewno. Będziesz na meczu?- spytał zerkając na mnie.
-Patrz na drogę. Jeżeli dostanę jeszcze bilety to nie omieszkam wpaść. Dawno nie byłam na żadnym, a na klasyku nie byłam nigdy!- ostatnią część zdania niemal wykrzyknęłam.
-Naprawdę?- zrobił wielkie oczy.- W takim razie koniecznie musisz przyjść! A o bilety się nie martw, wejdziesz ze mną- wzruszył ramionami.

-Dziękuję za miły wieczór- szepnęłam do Alcántary kiedy parkowaliśmy pod moim domem.
-Ja również- odpiął swój pas i wyszedł z samochodu, dając mi znak bym została w środku. Po chwili otworzył drzwi po stronie pasażera, wyciągając w moim kierunku dłoń- którą, ponownie tego wieczora- chwyciłam.
-Zmokniesz- mruknęłam kiedy przechodziliśmy przez ulicę, by znaleźć się pod drzwiami prowadzącymi do mojej klatki.
-Wiesz co się robi kiedy pada deszcz?- zignorował moją uwagę, przystając na środku jezdni.
-Szuka suchego miejsca?- zaśmiałam się ciągnąc go za rękę w stronę budynku. Równie dobrze jednak, mogłabym ciągnąć samolot albo skałę.
-Nie, myślałem raczej o czymś takim- przyciągnął mnie do siebie jak marionetkę i pocałował tak mocno, że niemal zabrakło mi tchu. Oderwał się od mych ust tylko po to, by zerknąć przelotnie w zielone oczy i wplatając dłoń w ciemnobrązowe loki przycisnąć mnie do siebie jeszcze ciaśniej. Poczułam na wargach usta piłkarza i całkowicie się im poddałam. Czułam jak krople deszczu spływają po moim czole i nosie, a misternie ułożona fryzura ulega destrukcji. Klakson czarnego Peugeota przywołał nas jednak do rzeczywistości, a ja natychmiast oderwałam się od Thiago.
-Nie- mruknęłam. Cały czas przed oczami miałam Mascherano, a w głowie słyszałam głos, upewniający mnie w twierdzeniu, że przespanie się z przyjacielem było czymś złym i nieodpowiednim wobec '11'.-Pójdę już, dziękuję za sweter- powiedziałam wciskając mu w dłonie granatowy materiał. Szybkim krokiem skierowałam się w kierunku drzwi wejściowych, zostawiając oszołomionego Alcántarę na środku ulicy, stojącego pośród kropel deszczu ciężko rozbijających się o jego ramiona.
Biegłam po schodach jak szalona, chyba tylko opatrzność Boska uchroniła mnie przed połamaniem sobie nóg na tych niebotycznie wysokich szpilkach. Kiedy w końcu stanęłam przed ciemnobrązowymi drzwiami, nie mogłam złapać oddechu. Ściskając dłoń w pięść uderzyłam kilkakrotnie w przeszkodę dzielącą mnie od mieszkania Javiera.
-Otwórz!- krzyczałam.- Mascherano, otwieraj natychmiast!- wrzeszczałam nie zwracając uwagi na późną porę.
-Melody? Co Ty tu robisz o tej godzinie? Wejdź- odsunął się, mierząc mnie przy okazji wzrokiem od stóp do głów.-Co się stało?- spytał wręczając mi ręcznik i sadzając mnie przy jadalnianym stole.-Zrobię Ci herbaty, a Ty mów- rozkazał i zajął się przygotowywaniem wspomnianego napoju.
-Javier, źle się czuję z tym co się ostatnio między nami wydarzyło- wyrzuciłam z siebie ciężar.
-Naprawdę aż tak Ci to przeszkadza?- kucnął przede mną i spojrzał na mnie uważnie.- Gdybym wiedział, to bym do tego nie dopuścił- spuścił wzrok.
-To nie tylko Twoja wina, oboje siedzimy w tym tak samo. Wiem że może za bardzo przeżywam, ale nic na to nie poradzę- rozłożyłam ręce zrezygnowana.-Byłam dzisiaj na kolacji z Thiago, czułam się okropnie. Pocałował mnie przed wejściem- dodałam.-Nie wiem co mam robić- odwróciłam wzrok.
-Wiem, że może zabrzmi to głupio ale postaraj się o tym zapomnieć. To była tylko chwila zapomnienia, raz zdarzyło się nam wpaść, a do tego to wino..
-Pójdę już- zerwałam się z krzesła i skierowałam ku drzwiom wyjściowym. Nie rozumiałam swojego zachowania, nie wiedziałam dlaczego aż tak bardzo ciąży mi fakt, że poszłam do łóżka z Mascherano.
-Stój- poczułam jak chwyta mnie za ramię. Spojrzałam na przyjaciela i poczułam jak do oczu cisną mi się łzy. Nie płakałam, jednak byłam blisko wybuchnięcia głośnym, zawodzącym szlochem. Silne ramiona Javiera objęły mnie, a spokojny głos zapewniał, że wszystko będzie dobrze i już niedługo zapomnę o całej sytuacji. Uniosłam delikatnie głowę i zerknęłam w brązowe tęczówki '14'. Nie wiem jak do tego doszło ale po raz kolejny poczułam usta piłkarza na swoich i po raz kolejny poddałam się im całkowicie.

Kiedy podniecenie opadło, a my (niestety, po fakcie) zorientowaliśmy się co zrobiliśmy, wybiegłam z mieszkania Javiera zła jak osa. Nie powinnam obwiniać tylko jego za to co się stało, jednak w tym momencie nie myślałam racjonalnie- to on zawinił i to on powinien był przerwać pocałunek i nie dopuścić do tego, co nastąpiło po nim. Trzaskając drzwiami wkroczyłam do swojego bezpiecznego azylu, moich czterech ścian wolności, kierując się wprost do łazienki. Kiedy wyszłam z wanny zegar wskazywał kilka minut po godzinie 2.

Z objęć Morfeusza wyrwało mnie pukanie i głos Mascherano, który zapewne idąc na trening próbował uzyskać dostęp do mojej chwilowej samotni. 'Nic z tego'- pomyślałam, przemieszczając się po mieszkaniu na palcach i starając się nie narobić hałasu. Kiedy 'numer 14' w końcu poszedł przygotowałam sobie skromne śniadanie i ze wzrokiem wbitym w telewizor machinalnie przeżuwałam kanapkę z żółtym serem. Posprzątałam mieszkanie zastanawiając się co robić przez resztę dnia i jak powinnam spędzić mój ostatni wakacyjny weekend- w poniedziałek zaczynałam przecież zajęcia na Universitat de Barcelona. W pewnym momencie moje myśli zeszły na zupełnie inny tor i uzmysłowiłam sobie, że Jacob ani nie zadzwonił, ani nie napisał do mnie od naszego ostatniego spotkania. Ciekawiło mnie dlaczego zachował się tak, a nie inaczej. Kilkadzieścia minut później dostałam jednak sms-a od Thiago, z informacją że na treningu doznał kontuzji i nie zagra w niedzielnym meczu, a także- czego się spodziewałam- z zapytaniem o to co stało się wczorajszego wieczora. Oparłszy się o kuchenny blat, patrzyłam się w okno szukając jakiejś wskazówki, która jasno i klarownie powiedziałaby mi co powinnam mu odpowiedzieć. Skleciłam w miarę sensowną wiadomość i kliknęłam 'wyślij'.

-Stanowczo za dużo się dzieje- westchnęłam głośno, przekręcając w zamku klucz i udając się na długi spacer po parku. Przysiadłam na pokrytej błękitną farbą ławce przyglądając się wszystkim dookoła. Obserwowałam dzieci bawiące się przy fontannie, plotkujące mamy rzucające od czasu do czasu kontrolne spojrzenia na swoje pociechy, zakochane pary nastolatków, przeżywające swoją pierwszą miłość w niewątpliwie jednym z najpiękniejszych miejsc na świecie, a także wiekowych ludzi starających się nacieszyć życiem, nie mających pewności czy będzie im dane oglądać kolejną jesień. Gdzieś po środku tego wszystkiego znalazłam się ja- nieco zagubiona we własnej psychice Angielka.

-Proszę, proszę! Któż to się do mnie odezwał! Co u Ciebie, Piękna?- w słuchawce brzęczał wesoły głos Katie, do której postanowiłam zadzwonić, by uzyskać swoiste 'rozgrzeszenie' i usłyszeć, że świat zna gorsze przypadki niż Melody Brown.
-Katie, jestem w nieciekawym położeniu- zaczęłam z grubej rury, chcąc od razu przejść do sedna sprawy.
-Mów- rzuciła hasło, którego nie musiała dwa razy powtarzać. Prawie przy tym nie oddychając wyrzuciłam z siebie wszystko co miałam jej do powiedzenia, dzieląc się targającymi mną niepewnościami i wątpliwościami.
-Wow- podsumowała.-Daj mi chwilę pomyśleć- przez moment nie słyszałam w słuchawce nic, prócz szumu panującego w Londynie.-Co się kryje pod zbliżeniem z Javierem? Co to dla Ciebie znaczyło?
-Kompletnie nic, ta sprawa nie ma drugiego dna. Chwila, a w zasadzie dwie, słabości i potrzeba bliższego kontaktu z facetem- wyjaśniłam.
-A dla niego?
-Wydaje mi się, że on czuje tak samo- powiedziałam zgodnie z prawdą.
-Wydaje Ci się?- powtórzyła.
-Tak.
-No dobrze. A co z tym drugim, tym z którym byłaś na kolacji?- dopytywała.
-Z Thiago? Na razie nic więcej, dobrze spędza nam się ze sobą czas- odpowiedziałam.-No i mnie pocałował- mruknęłam najciszej jak się dało.
-Pocałował Cię?- ponownie usłyszałam w słuchawce echo.
-Możesz mnie nie powtarzać?- zdenerwowałam się.-Tak, pocałował, to się czasem zdarza. Nic poważnego, zaraz uciekłam do domu. Co ja mam zrobić?
-Oj Melody, Melody... Wydaje mi się, że powinnaś unikać niebezpiecznych sytuacji z Mascherano. Co się stało, to się nie odstanie, ale od teraz powinniście uważać, jeżeli nie chcecie zmarnować tej znajomości. A z Thiago nic nie przyspieszaj ani się na nic nie nastawiaj. Po prostu daj sytuacji się rozwinąć swoim tempem.
-Kocham Cię Katie, wiesz?- wydusiłam z siebie.- Dziękuję.
-Nie ma sprawy, wiesz że możesz na mnie liczyć.
-Przepraszam, nie spytałam nawet co u Ciebie?- zorientowałam się, że nie zaciekawiłam się wcześniej życiem przyjaciółki.
-Nic nowego, stara bieda- zaświergotała.-Studiuję, pracuję, korzystam z życia.  Dostałaś się na studia?
-Tak!- krzyknęłam.- W poniedziałek zaczynam zajęcia!- ekscytowałam się.
-Cieszę się. Muszę kończyć, do usłyszenia. Buziaczki!
-Papa- rozłączyłam się. Rozmowa z przyjaciółką nieco podniosła mnie na duchu i pozwoliła spojrzeć na sytuację z dystansu. Zdałam sobie także sprawę z tego, że tęsknie za swoją ojczyzną i zdecydowałam, że przy najbliższej możliwej okazji odwiedzę 'stare śmieci'. Powolnym krokiem skierowałam się do domu, odwiedzając po drodze pobliski sklep. Kiedy wchodziłam do klatki, na końcu ulicy mignął mi samochód Javiera, więc z prędkością błyskawicy, przeskakując po dwa stopnie wbiegłam na swoje piętro. Kiedy przekręciłam zamek w drzwiach poczułam niesamowitą ulgę. Ułożyłam zakupy na kuchennym blacie i rozpoczęłam ich rozpakowywanie. Jak było do przewidzenia, kilka minut później rozległo się pukanie, któremu towarzyszyło donośne: 'Wiem, że tam jesteś Mel!'. Nie ugięłam się jednak i nie zdradziłam swojej obecności. Prawie nie oddychając przysiadłam na parapecie, czekając aż intruz odpuści. 

-Witam Panią Brown. Pamiętasz o jutrzejszym meczu?- usłyszałam głos Thiago w słuchawce.
-Hej- przywitałam się.-Tak, tak. Pamiętam.
-Teraz, kiedy jestem kontuzjowany mogę Ci towarzyszyć na trybunach! To co, jutro o 19 będę po Ciebie. Zgadzasz się?
-Pewnie, będę czekać. Do zobaczenia!- chciałam czym prędzej zakończyć tę rozmowę, starając się nie przybierać sarkastycznego tonu głosu.
-Yhm..tak, do zobaczenia- odpowiedział nieco zawiedziony, a po chwili w słuchawce rozlegał się dźwięk zerwanego połączenia.

Ubrana w zeszłosezonową koszulkę Blaugrany i obcisłe jeansowe rurki, oczekiwałam w towarzystwie Katalońskiej '11' na trybunach Camp Nou na rozpoczęcie się kolejnego Klasyku. Siedzieliśmy zaraz nad ławką rezerwowych, przez co możliwość złapania kontaktu wzrokowego z Mascherano stała się bardziej prawdopodobna. Uparcie wbijałam spojrzenie w piłkę, albo telebimy wiszące nad stadionem. byle tylko nie zapuścić wzroku na 'teren pomocnika'. Przez pierwszą połowę, podczas której padły dwa gole- po jednym dla obu drużyn i podczas której uważnie obserwowałam to, co dzieje się na boisku, udało mi się nie przeciąć spojrzeń z Javierem. Jako ta od niedawna bardziej sprawna, pobiegłam w przerwie kupić hot-dogi, którymi zajadaliśmy się aż do momentu w którym Carlos Delgado Ferreiro gwizdkiem nie rozpoczął kolejnej części meczu. Ściskając kciuki czułam, jak czerwone paznokcie wbijają mi się w wewnętrzną część dłoni. Około 15 minut później, niewiele myśląc, kiedy piłka skierowana przez Messiego do siatki rzuciłam się na swojego kompana ściskając go i piszcząc na zmianę.  Nasza radość niestety nie trwała długo, ponieważ po kilku minutach (przeklęty) Ronaldo strzelił bramkę wyrównującą.
-Chodź, pójdziemy pogadać z chłopakami- zaproponował Alcántara po skończonym meczu.
-Myślisz, że to dobry pomysł? Chodźmy lepiej na lody- uśmiechnęłam się zachęcająco.
-Nie daj się prosić, ucieszą się z naszej wizyty- nim się spostrzegłam, mężczyzna kulejąc ciągnął mnie za rękę w stronę schodów prowadzących na korytarz połączony z szatniami zawodników obu drużyn. Podreptałam za nim jak na ścięcie. Stałam w hallu ze wzrokiem wbitym w podłogę bojąc się konfrontacji z Mascherano.
-Siema!- krzyknął Thiago.-Gratulacje, Leo. Wbić dwie bramki  Casillasowi to dopiero coś!- ekscytował się mój kompan.
-Dzięki- usłyszałam odpowiedź.
-Gratulacje- uśmiechnęłam się niepewnie, zerkając na Messiego. Katalończycy systematycznie opuszczali szatnię, w mniejszych lub większych grupach kierując się na parking. Javier wyszedł na korytarz jako jeden z ostatnich i od razu został napadnięty przez Alcántarę. W momencie, w którym ściskali swoje dłonie, nasze oczy się spotkały. Z prędkością błyskawicy wbiłam wzrok w podłogę, próbując określić swoje nastawienie do osoby przyjaciela. Byłam na niego zła, że mnie nie zatrzymał kiedy.. kiedy ponownie doszło do zbliżenia, ale było mi także najzwyczajniej w świecie wstyd. Nigdy dotąd nie spałam z nikim innym niż ze swoim stałym partnerem- Lucasem, chłopakiem z którym byłam związana przez trzy lata i z którym wychowałam się w jednym z domów dziecka w północnym Londynie.
-Cześć Melody- nie odważyłam się na niego spojrzeć, jednak wiedziałam że stanął przede mną.
-Hej, gratuluję meczu- mruknęłam podnosząc powolutku wzrok.
-Dziękuję. Mel, jesteś na mnie zła?- milion myśli przeleciało mi przez głowę.
-Tak. Nie, nie jestem zła! Nie wiem, Javier. Wiem, że to nie powinno się zdarzyć, i że musimy zadbać aby podobne sytuacje nie miały miejsca w przyszłości- powiedziałam szybko, korzystając z tego, że Thiago rozmawiał właśnie z Tito, kilkanaście metrów od nas.
-Co łączy Ciebie i Thiago?- zbił mnie tym z tropu.
-Nic- świdrował mnie wzrokiem.- Jeszcze nic, naprawdę.
-Jeszcze?
-Na Boga, Mascherano. Nie wiem co będzie w przyszłości. Nie o tym powinniśmy teraz rozmawiać. Nie możemy dopuścić do tego, abyśmy ponownie wylądowali w łóżku, ¿entiendes?
-Sí.
-A teraz cicho, Alcántara wraca.

PS. Łoł, całkiem długa notka. Mam nadzieję, że sensowna i ciekawa. :)

10 komentarzy:

  1. Długa, to fakt :) Ale to dobrze :)
    Jaki widać Thiago potrafi się zachować. Takiego Alcantarę bardzo lubię i chyba trzymam jego stronę jeśli chodzi o Melody :P Relacja z Javierem stała się... hm, bardzo, bardzo skomplikowana. Nie zazdroszczę

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaka tam długa :PP Mi tak szybko zleciał czas jak to czytałam! Co do rozdziału, to że jest świetny, już wiesz ;) Thiago jest uroczy, sweterek i pocałunek w deszczu, Awwwww :D A co do Masche. Jejku, się poplątało, zazwyczaj lądowanie w łóżku, kilkukrotne kończy przyjaźń, a zaczyna co innego. Czy on nie jest zazdrosny o Thiago, przypadkiem? ;>
    U mnie, o jej, nie zaczęłam nawet pisać tego rozdziału szczerze mówiąc. Może w weekend się pojawi :)
    Weny życzę! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Długa? Jak na mój gust w sam raz.
    Rozdział genialny. No no pocałunki w deszczu. Genialnie opisujesz Thiago. No i widać, że bardzo zależy mu na relacji z Mel. Teraz tylko przyszło mi coś głupiego do głowy mam nadzieję, że nie stanie się tak, że Thaigo będzie się starał do momentu aż się z nią nie prześpi, a ona później znajdzie pocieszenie u Javiego.

    A ta cała sytuacja z Mascherano.... Utwierdza mnie to tylko w przekonaniu, że on autentycznie czuje coś więcej w stosunku do Melody.


    Być może dodam dzisiaj coś u mnie

    OdpowiedzUsuń
  4. faktycznie dluuuuga i bardzo ciekawa!
    przepraszam, że dopiero teraz, ale najzwyczajniej nie mialam czasu.

    zapraszam na nowosc
    karim-and-love-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. oj, długa i bardzo sensowna! ahh, Tu Thiago a tam Javier. Kogo tu wybrać?! obaj są fajni ^^
    czekam na nowość ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Właśnie może dlatego, że wszystko staje sie bardzo surrealistyczne - w koncu to juz 2 taki rozdział- to pora to skończyć. Bo stanęłam tylko w martwym punkcie, trochę się przepaliłam już tą historią.

    OdpowiedzUsuń
  7. dokładnie. wszystko kiedys ma swój koniec, a drugiej mody na sukces to raczej nie chcemy :) Zresztą mogę Ci zdradzić póki, co stronę z bohaterami na kolejne opowiadanie. Póki co jest niepublikowana, ale już działa :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Proszę bardzo - http://gorzki-smak.blogspot.com/p/bohaterowie.html

    Mam nadzieję, że zaciekawi

    OdpowiedzUsuń
  9. filmik oglądałam
    "I have no dogs" mnie rozwaliło. Ale o golu w meczu z Arsenalem nie chciałam słuchać ;P
    W piatek/sobotę dodam epilog na tym i prolog na nowym

    OdpowiedzUsuń
  10. swietny rozdzial :> bardzo mi sie spodobalo to opowiadanie, jest swietnie pisane i wszystko ze soba gra. informuj mnie o NN na gg:32262603 lub na blogu infatuacio.blogspot.com i zapraszam na swoj drugi blog: milosc-na-korcie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

1. Bardzo proszę o NIE dodawanie komentarzy typu- 'obserwowanie za obserwowanie' ; 'fajne opowiadanie, zapraszam do mnie'.
2. Bardzo dziękuję za wszystkie miłe komentarze, a także za te z konstruktywną krytyką i wszelkimi sensownymi uwagami odnośnie mojego opowiadania.
3. O nowościach powiadamiam wszystkie osoby, które zostawiły komentarz pod poprzednią notką.
4. Zapraszam ponownie. ;-)