niedziela, 30 września 2012

5. ¡Visca el Barça!


Chcąc wykorzystać sprzyjającą aurę do maksimum, do domu poszłam pieszo, zajadając się po drodze suszonymi bananami w plasterkach.
-Un beso significa amistad, sexo y amor. En cualquier parte del mundo, no importa la religion! - śpiewałam cicho ale z uczuciem, przeskakując po dwa schodki na raz. Grzebałam właśnie w reklamówce, do której w roztargnieniu wrzuciłam klucze, pakując zakupy przy sklepowej kasie. W takich właśnie momentach żałuję, że nigdy nie nauczyłam się utrzymywania porządku we własnej torebce.-Mam!- powiedziałam do siebie i gwałtownie wyciągnęłam rękę z plastikowego worka. Po chwili jednak z moich ust wydobyła się lawina niecenzuralnych słów. Wszystko to było spowodowane faktem, iż przecięłam kluczem bok siatki przez co jabłka i pomarańcze posypały się po schodach, butelka z mlekiem pękła opryskując przy tym ściany, a jakby tego było mało- tuzin jaj spakowanych do papierowej torebeczki również znalazł się na podłodze.-Fuck my life- mruknęłam do siebie i wzięłam się za sprzątanie. Wrzuciłam wszystko do worka na śmieci i przebrawszy się rozpoczęłam mycie schodów. Powoli, nie spiesząc się starałam się jak najdokładniej umyć każdy stopień. Kiedy miałam już do wytarcia "mniej niż więcej" poślizgnęłam się i niemal od razu poczułam ostry ból. W mgnieniu oka moja kostka spuchła niesamowicie, przez co wiedziałam że zrobiłam sobie krzywdę i powinnam czym prędzej obłożyć ją lodem. Postawiłam wiadro z mopem w rogu i skacząc na jednej nodze pokonałam dystans dzielący mnie od mieszkania. Nie wiem nawet kiedy łzy zaczęły płynąć po moich policzkach. Pierwsze, co przyszło mi na myśl w tym momencie, to zadzwonić to Javiera.

O mierze naszej krótkiej, aczkolwiek intensywnej przyjaźni może świadczyć fakt że zjawił się tu w ciągu kilkunastu minut, mimo że byli właśnie z chłopakami na "męskiej kolacji", jak sam to zresztą określił. Dziękowałam w duchu Bogu, że piłkarz nie wypił nic procentowego, przez co mógł prowadzić.
-Boże, Mel. Coś Ty zrobiła?- wbiegł do przedpokoju z wiadrem i mopem w dłoni, uprzednio znalazłszy je zapewne na klatce schodowej, po czym cisnął owe przedmioty pod ścianę. Nic nie powiedziałam, tylko ponownie zaczęłam płakać. Jestem osobą strasznie wrażliwą na ból i nic na to nie poradzę. Było mi odrobinę głupio, czułam się jak mała dziewczynka jęcząca z byle powodu, jednak nie mogłam opanować łez. Usłyszałam głośne westchnięcie mężczyzny i poczułam silnie obejmujące mnie ramiona.-Cii, nie płacz. Pojedziemy do szpitala i zobaczymy co nawyrabiałaś, gapo- przycisnął mnie mocniej do siebie. Rytmiczny oddech Javiego sprawił iż uspokoiłam się nieco. Zaczęłam instruować przyjaciela gdzie powinien szukać moich dokumentów i które ubrania chciałabym, żeby mi przyniósł. Pozostało nam jedynie mieć nadzieję, że w szpitalu nie każą nam czekać zbyt długo.

-Panno Brown- drażnił śmiejąc się pod nosem.
-Hm?- burknęłam nie odrywając wzroku od szyby.
-Będę mógł się podpisać na Twoim gipsie?
-Pod jednym warunkiem.
-Jakim?
-Najpierw kopnę Cię tym gipsem w tyłek!-warknęłam zdenerwowana.-Głupek!- to było ostatnie wypowiedziane przeze mnie słowo, aż do momentu w którym zatrzymaliśmy się w garażu. Cisza panująca w samochodzie, mącona jedynie przez głos radiowego spikera pozwoliła mi się zrelaksować i znacznie ostudziła moje emocje.
-Pomóc Ci?- usłyszałam głos Maschiego, który w ułamku sekundy znalazł się tuż koło mnie.
-Dam radę, spokojnie. To tylko gips, nie obcięli mi nogi- uśmiechnęłam się. Uwielbiam Javiera właśnie za to: dopieka mi i dokucza przez większość czasu który spędzamy razem, jednak wiem, że kiedy będę go potrzebować stanie u mojego boku bez wahania. Ja z resztą zrobiłabym to samo. Kuśtykając, wdrapaliśmy się na drugie piętro i stanęliśmy przed mahoniowymi drzwiami ozdobionymi tabliczką z moim nazwiskiem. 
Dlaczego "wdrapaliśMY się"? 
Otóż Mascherano jako człowiek z natury bardzo empatyczny, chcąc wesprzeć mnie w cierpieniu skakał u mojego boku jedną nogę zginając w kolanie w taki sposób, by nie móc się na niej podeprzeć. Obserwowałam jego zachowanie wybuchając śmiechem raz po raz, przez co pokonanie tak niewielkiej odległości zajęło nam znacznie więcej czasu niż powinno- nawet biorąc pod uwagę gips na mojej lewej stopie.
-Na pewno sobie poradzisz, Brownie?- rzucił stojąc u podnóża schodów i rzucając mi ostatnie, tego dnia, kontrolne spojrzenie.
-Tak, na pewno- posłałam mu ciepły uśmiech i weszłam do przedpokoju.-Javier!- uniosłam głos, by zawrócić mężczyznę znajdującego się już na półpiętrze.
-Słucham?- spytał cicho.
-Dziękuję.

Rano obudziłam się w znacznie lepszym humorze. Owinęłam nogę granatowym bandażem i wciągnęłam na siebie luźne czerwone shorty i beżową bluzkę. Zdziwiłam się jedynie, że Javi nie zadzwonił do mnie ani razu. Zdecydowałam się wybrać jego numer:
-A cóż to, czyżby mój prywatny, osobisty, personalny budzik zaspał? Wstajemy!- przywitałam się wesoło.
-Skąd ten pomysł? Właśnie miałem do Ciebie pisać. Nadal chcesz towarzyszyć mi na treningu?
-Pewnie! Nie mam zamiaru spędzić całego dnia samotnie. Jeśli chcesz to wpadnij na śniadanko, robię najlepsze tosty pod słońcem!- zareklamowałam się.
-Namówiłaś mnie, niedługo będę- zaśmiał się piłkarz.
-Vale- rozłączyłam się.
Po skonsumowaniu posiłku od razu skierowaliśmy się na Camp Nou. Pokuśtykałam ku ławce rezerwowych i ponownie czekałam na chłopców urozmaicając sobie czas iPhone'owymi aplikacjami.
-Witamy piękną Panią!- usłyszałam głos Puyola, któremu wtórował Thiago. Uśmiechnęłam się zerkając na niego.
-Cześć! Co tu robicie? Nie powinniście mieć jakiejś pogadanki z Tito?- szczerze się zdziwiłam.
-Powiedział, że dzisiaj spotkamy się wyjątkowo na boisku- wzruszył ramionami Carles.- Javier zdradził nam co się stało- dodał zerkając na moją nogę.
-Jak widzisz miał miejsce pewien mały wypadek- powiedziałam ze śmiechem, czerwieniąc się delikatnie.
-Jesteś zwykłą łamagą- rzucił Alcántara obojętnie. Spojrzałam na mężczyznę zastanawiając się o co mu chodzi. Nie mówię nawet o słowach, które skierował w moim kierunku, tylko o tonie jakiego użył. Podczas naszego ostatniego spotkania zachowywał się kulturalnie, był troskliwy, pytał o moje zainteresowania. Sprawił, że byłam gotowa zamazać pierwsze, złe wrażenie.
-Najwidoczniej- nie zaszczyciłam go nawet spojrzeniem.-Jak samopoczucie przed meczem z Sevillą?- spytałam kapitana Blaugrany.
-Nie ukrywam, że czujemy się dosyć pewnie, jednak do tej pory zdążyliśmy nauczyć się, żeby nigdy nie osiąść na laurach i każdego zawodnika traktować jak miuro- uśmiechnął się ciepło.
-Uda Wam się, wygracie to z pewnością! Tak samo jak najbliższy 'el clásico', nie ma innej możliwości.
W ciągu następnych kilkunastu minut dołączyła do nas reszta drużyny. Rozmawialiśmy żartując, kiedy nagle hiszpański piłkarz brazylijskiego pochodzenia, właściciel koszulki Azulgrany z numerem 11 rzucił:
-Maschi, jak kiedy masz zamiar posunąć Waszą znajomość na następny etap?
-Co chcesz przez to powiedzieć?- spytał zdezorientowany Argentyńczyk.
-Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że nie zamierzasz.. no wiesz.. mężczyźni mają swoje potrzeby, a Melody jest ładna- patrzyłam na Thiago otwierając buzię ze zdziwienia. Zachowywał się, jakby nie był świadomy mojej obecności wśród nich, jakbym była duchem.-Ja tam skorzystałbym bez wahania- zaśmiał się bezczelnie.
-Zamknij się- syknęłam.
-Oj Mel, nie bądź taka święta- nie poznawałam go.
-Powiedziałam Ci, zamknij się chłopcze- nie zdając sobie z tego nawet sprawy ścisnęłam dłonie w pięści.
-Nie rozumiem Was. Javier, naprawdę nie próbowałeś jej zaliczyć? Jesteś piłkarzem, masz kasę, na pewno by Ci się zgodziła- mrugnął do niego okiem. Tego już było za wiele.
-Maschi, lepiej już pójdę- chwyciłam torebkę.
-Zostań- złapał mnie za ramię delikatnie sadzając mnie na fotelu.-Alcántara, mogę Cię prosić na słówko?
-A co, potrzebujesz jakiejś rady od bardziej doświadczonego wujka Thiago?- rzucił, jednak podążył za Argentyńczykiem. Nie wiem o czym rozmawiali, ale obaj mocno przy tym gestykulowali.
-Nie przejmuj się nim, jest młody. To jeszcze niedojrzały dzieciak. Hormony mu buzują i tyle- Valdes bronił kolegi z drużyny.
-Víctor, on jest starszy ode mnie. Poza tym, wiek nie jest tu usprawiedliwieniem. To zwykły, bogaty dupek myślący, że wszyscy tu są dla niego. Kretyn- podsumowałam.

Vilanova wkroczył na boisko wraz ze swoim asystentem, Jordim Roura, dając znać wszystkim zawodnikom by zaczęli się rozgrzewać. Zauważył mnie po kilku minutach i skinął głową wypowiadając bezgłośne '¡Buenos días!', na co jedynie się uśmiechnęłam i zrobiłam to samo. Dzisiejszy trening należał do tych luźniejszych, mających na celu jedynie rozluźnienie się piłkarzy przez starciem z Sevillą. Kiedy wszyscy byli już gotowi do gry Francesc podzielił chłopców na dwie drużyny, wręczając wszystkim znaczniki. Thiago gonił za piłką, od czasu do czasu rzucając mi zaczepne spojrzenia. Starałam się go ignorować, jednak miałam świadomość, że zauważam iż na mnie zerka, ponieważ sama wodzę za nim wzrokiem. Zganiłam się w myślach i postanowiłam się poprawić. Ze skupioną miną obserwowałam mecz.
-Co się stało?- Vilanova przysiadł koło mnie, wskazując dłonią gips.
-Spadłam ze schodów- skrzywiłam się.-Na szczęście za dwa tygodnie się tego pozbędę i wszystko wróci do normy- uśmiechnęłam się.
-Przyjdziesz na jutrzejszy mecz?- spytał.
-Nie mam wyjścia, założyłam się z Javierem, że wygramy.
-Mascherano wierzy, że będzie inaczej?- spytał Tito bardzo poważnie. Widać było, że ewentualny brak wiary w swoje możliwości jednego z jego zawodników go zaniepokoił.
-Nie, nie- zaprzeczyłam szybko.-Różnimy się jedynie w kwestii tego, iloma golami zwycięży Duma Katalonii- uspokoiłam mężczyznę.
-Uf- odetchnął.-Nieźle mnie przestraszyłaś, taka informacja, i to przed samym meczem!- wyrzucił z siebie na jednym oddechu.
-Ha ha, przepraszam, nie chciałam- zapewniłam trenera Blaugrany. 

Zdążyliśmy zamienić jeszcze kilka słów, kiedy na siedzenia wokół nas opadła cała drużyna.-Jak tam? kto wygrywa?- spytałam Messiego.
-Oczywiście, że my- wypiął dumnie pierś.-Mamy o punkt więcej. Rozejrzałam się po chłopakach, aby spojrzeć kto jest w drużynie Leo. Pinto, Alves, Pique, Cesc, Busquets i Thiago ubrani byli w żółte znaczniki, takie same jak ten, który mial na sobie argentyński piłkarz. W drugiej połowie meczu nie padła żadna bramka, więc drużyna amarilla świętowała zwycięstwo.
-Jak Ci się podobało, mała?- mruknął Alcántara przysuwając się do mnie.
-Nie mam zamiaru z Tobą rozmawiać- odwróciłam głowę, wpatrując się w słynną trybunę z napisem "Més que un club" z udawanym zainteresowaniem.
-Jesteś na mnie zła?- ponownie nie wierzyłam w to, co słyszę.
-Mówisz poważnie? Nie wiem dlaczego masz o mnie takie, a nie inne zdanie i szczerze mówiąc mnie to nie interesuje. Jesteś głupim, bogatym chłopaczkiem, który myśli, że kasa na jego koncie sprawi, że każda dziewczyna rozłoży przed nim nogi. Nie podoba mi się to, ja reprezentuję inne wartości. Najlepiej będzie, jeżeli nie będziemy utrzymywać ze sobą żadnych kontaktów. Cześć- wstałam i skierowałam się ku korytarzowi, na którym miałam nadzieję spotkać Javiera. Hall świecił pustkami, więc skierowałam się do wyjścia, chcąc zaczekać na piłkarza przy samochodzie.

'Jestem na parkingu. Rusz się, Piłkarzyno!'- wystukałam na klawiaturze telefonu i wysłałam wiadomość.  Stałam  kilka minut wpatrując się w niebo. W dzieciństwie zawsze lubiłam oglądać chmury i porównywać je do jakichś zwierząt czy przedmiotów. Uśmiechając się w myślach spoglądałam na 'psa' goniącego 'piłkę', która z kolei toczyła się za 'garnkiem',
-A może by tak grzeczniej?- usłyszałam głos Maschiego.
-Też Cię kocham- uśmiechnęłam się.
-Jak noga?- spytał troskliwie mężczyzna.
-W porządku, dziękuję. Po co ON tu przyszedł?- skrzywiłam twarz spoglądając w oczy Thiago.
-Ja ten.. chciałem przeprosić- mruknął ledwie słyszalnie. Wyglądało, jakby do wypowiedzenia tych słów zmusili go koledzy z drużyny. Nie odezwałam się słowem i korzystając  okazji, że Mascherano otworzył auto wsunęłam się na przednie siedzenie i z hukiem zatrzasnęłam drzwi.

Jestem w ciąży, kupuję zielone łóżeczko i dziwną, malutką sukienkę balową. Krążę po szpitalu, lecz kiedy odwracam wzrok leżę w domu, w swoim łóżku. Obok mnie leży mały, zawinięty w błękitny rożek chłopiec. Mój syn, na którego patrzyłam z uwielbieniem.

Obudziłam się zaniepokojona owym snem. Scena ta pojawiała się a moich imaginacjach już od jakiegoś czasu, za każdym razem wywołując podobne emocje. Zastanawiałam się co owa projekcja może znaczyć. Rozglądnęłam się po pokoju, zegar wskazywał 11:30. Mecz miał rozpocząć się późnym wieczorem, więc z braku ciekawszych zajęć postanowiłam spędzić dzień w piżamie. Zaopatrzyłam się w jabłko, laptopa i wodę, po czym przeglądnęłam pocztę, facebook i inne portale społecznościowe.

-Ten sędzia jest ślepy!- krzyczałam do Antonelli, kiedy razem dopingowałyśmy chłopców.
-Spokojnie, wygramy- mówiła opanowanym głosem, gładząc się po zaokrąglonym już brzuszku.
-O niee! Negredo strzelił! 2:0!- kręciłam z niedowierzaniem głową, kiedy po trybunach przetoczył się jęk zawodu. Usiadłam zrezygnowana na ławce.
-Trochę wiary, dziewczyno. Nie z takiej opresji wychodziła Duma Katalonii. Patrz tylko- wstała i pociągnęła  mnie za sobą w stronę barierki. Jakby w odpowiedzi na jej słowa kilka minut później gola zdobył Cesc.
-Eeeeoooo! Eeeooo! Barça!- krzyczałam rozemocjonowana, z wielkim uśmiechem który pojawił się na mojej twarzy. Czułam jak paznokcie wbijają mi się w dłonie, przez mocne zaciskanie kciuków.- ¡Vamoooooooos!- zbliżała się 90' meczu. Mimo iż serce podpowiadało mi, by nie tracić wiary, powoli oswajałam się z myślą, że zmniejszymy swoją przewagę nad Realem. W przedostatniej minucie przepisowego czasu gry Fàbregas znowu pokazał klasę i pokonał Palopa.
-Aaaa!- ukochana Messiego rzuciła się w moje objęcia.-Mówiłam Ci!- krzyczała. Ostatnie pięć minut meczu miało zdecydować o tym, czy zdobędziemy upragnione 3 punkty.
91'
92'
93'
-Czy to się dzieje naprawdę? Antonella!- spojrzałam na wzruszoną kobietę.
-Wygraliśmy!- skakała klaszcząc.

PS. Jeśli mam być szczera nie jestem przekonana co do tego odcinka. Notka ewidentnie wymęczona, pisana bardziej z obowiązku niż przyjemności.
+ Gratulacje dla Pedro,
+ 2x Cesc, 1xVilla i wiadomo o czym mowa. :)

8 komentarzy:

  1. Rozumiem, że będziesz pisać w miarę regularnie?:d
    To co kolejny odcinek po meczu LM?;P


    Ładnie to napisałaś. Ach ten upadek ze schodów. Thiago faktycznie zachowuje sie jak dupek, ale coś czuję, ze to może mieć jakieś głębsze podłoże.
    Melody powiedziała mu co mysli i zobaczymy czy przyniesie to jakiś efekt.
    Pisz kolejny i nie marudź :P


    Co do meczu : to Cesc można powiedzieć że wygrał dla was ten mecz w pojedynke, ryzykując przy tym swoim wizerunkiem, bo w światku Kanonierów społeczeństwo juz zdążyło sie podzielic

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę śmiało przyznać, że wy mieliście to szczęście jakiego zabrakło nam wczoraj w Londynie.
      Plus tzreci mecz z rzędu wygraliście na mega farcie..... Tak nie można grać. I mimo, że to Cesc was wyniósł na wyżyny, to cieszyłabym się wczoraj z triumfu Sevilli.

      Zatem czekam na odcinek, bo czuję niedosyt. Jakoś mało mi Thaigo! xd
      Ja dzisiaj skończyłam wszystko na Ibiego, więc będę systematycznie dodawać :)

      Usuń
  2. Zdziwiło mnie zachowanie Thiago, strasznie! Dobry jest odcinek, nie wiem czemu Ci się nie podoba... :P Mascherano jest taki uroczy, zawsze jej pomaga, ich przyjaźń kwitnie ;) Miło! Czekam na kolejny, oby jak najszybciej :D
    Mam pytanko, mam Cię informować o rozdziałach u mnie? Bo tak jakoś nie jestem pewna :)
    Jeszcze raz, weny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie ogarniam Thiago O_o Serio... ten chłopak to dla mnie zagadka. Zachowuje się mega dziwnie i nie mam pojęcia o co mu chodzi, ale mam nadzieję, że niedługo się dowiem :)
    Tam przy rozmowie z Tito masz napisane "starcie z Valencią", ale chodzi cały czas o Sevillę, prawda? A skoro już o meczu mowa to oni kiedyś mnie wykończą... Ile można wygrywać w końcówkach?! Nie podoba mi się to... Chociaż z drugiej strony, gol Davida ucieszył mnie jak mało który xD
    Kolejna część u mnie? Hm, w weekend brakowało mi czasu (sama wiesz jakie mecze były w sobotę!), w tygodniu różnie bywa... A jak jest czas to nie ma weny ani pomysłu, a na siłę nie chcę pisać

    OdpowiedzUsuń
  4. Mamy tylu wspaniałych zawodników, że mi ciężko by było posadzić kogoś na ławce. A w kwestii napastników to już w ogóle! Środek jest Messiego, jego nie ruszamy, więc zostają dwie pozycje. Teoretycznie... Bywało tak, że mieliśmy trzech nominalnych skrzydłowych i jakoś graliśmy xD Villa, Tello, Alexis i Pedro - wybierz dwóch. Cholera ciężko... Mimo wszystko w najbliższym meczu chciałabym zobaczyć stare, dobre MVP, to, które rozpierdoliło Real w listopadzie 2010r i Manchester w maju 2011r. :D Takie moje małe marzenie :P
    Co do Cesca... Szlag mnie trafiał jak słyszałam o wypożyczeniu go, jak widziałam teksty "marnuje się w Barcelonie, wracaj do Arsenalu", "nie wpasował się do Barcelony"... God, jak można tak mówić?! Skąd to się w ogóle wzięło? Nie widzę nic niezwykłego w tym, że zawodnik ma spadek formy. U niektórych taki dołek trwa mecz - dwa mecze, a niektórzy nie potrafią trafić do bramki przez 12 kolejnych spotkań. Czy to znaczy, ze nie pasują do nas? Teraz tak na Alexisa się uwzięli... Zaraz będzie, ze to tylko zwykły grajek, za którego przepłaciliśmy.
    To się rozpisałam xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Skoro mam informować, no to w takim razie zapraszam do mnie na rozdział 28 :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Znikające uśmieszki mnie nie kręcą, wolę bulwersy xD http://media.tumblr.com/tumblr_m0e2k6Q8se1qflf8l.gif (mam nadzieję, że nie masz czytelników wśród kibiców Realu :P). Wiem, że to nie z Klasyku, ale do tamtych nie mam linku :D GD przereklamowane? Pewnie się przejadło co po niektórym... Niektóre mecze były esencją futbolu, inne jakąś kpiną tego sportu. Nie chcą to niech nie oglądają. Dla Cules i Merengues te mecze to prawie jak wojna :D ... denerwuję się...
    To znaczy masz poniekąd rację. A może inaczej, z częścią Twojej wypowiedzią ie zgodzę, ale dołożę też coś od siebie ;) Do Alexisa przekonałam się dosyć szybko. Na początku przerażał mnie jego niski wzrost, potem, że gra zbyt agresywnie, ale po kilku tygodnia zakochałam się w nim bez pamięci. Ciężko mi było nawet przyjąć do wiadomości, że gra słabiej niż zwykle :P (hue hue i mówi to ta co zrobiła z niego @#$%^& w opowiadaniu). Tello z kolei był miłością od pierwszego wejrzenia. Wszedł, zrobił wiatr i moja szczęka wylądowała na podłodze. Skąd, jak... gdzie on był?! Ale mówiąc tak bardziej obiektywnie, to jeszcze nie jest piłkarz, który by mógł mieć stałe miejsce w wyjściowym składzie. Dużo mu brakuje, ale jest dobry. Nie raz ratował nam tyłek, dawał nadzieję... Póki co wystawiałabym go na ostatnie 20-30 minut. Jest jeszcze Cuenca połamaniec, o którym nie wspominałam. Z tym to mam problem... Pep uparcie na niego stawiał, ale ja nie widziałam w nic niezwykłego. Może Tito będzie miał inne podejście do niego. tak jak to było w przypadku Afellaya, nad czym nadal ubolewam :(

    OdpowiedzUsuń
  7. Długo mi zajęło zanim nauczyłam się mówić "okey, Pep, Ty tu jesteś szefem"... Czasami jak widziałam skład to łapał się za głowę i krzyczałam, że chyba zgłupiał. Potem okazywało się, ze wygrywaliśmy 3:0 :P Nawet ustawienie bez napastnika potrafiłam przyjąć ze spokojem. Ufałam Guardioli. Tito jeszcze takiego zaufania nie ma. Nie mówię, że nie nadaje się na stanowisko trenera, ale jeszcze mnie "nie kupił". Który to był mecz, że Leo siedział na ławce? Byłam w szoku... Oj padło wtedy wiele niecenzuralnych słów. To wygrywanie w końcówkach też mnie nie przekonuje, że "Tito wie co robi"... Może najbliższe mecze to udowodnią, może nasza ekipa zacznie grać tak jak przez ostatnie cztery lata. Zobaczymy :)
    FCB jest klubem, gdzie centymetry nie mają większego znaczenia, ale to było na zasadzie "o matko... Kolejny karzełek?!". Przyznam się, że z Albą też tak miałam :P Uwielbiam jego styl gry (i teraz, i wcześniej), ale czasami przydałby nam się wysoki zawodnik

    OdpowiedzUsuń

1. Bardzo proszę o NIE dodawanie komentarzy typu- 'obserwowanie za obserwowanie' ; 'fajne opowiadanie, zapraszam do mnie'.
2. Bardzo dziękuję za wszystkie miłe komentarze, a także za te z konstruktywną krytyką i wszelkimi sensownymi uwagami odnośnie mojego opowiadania.
3. O nowościach powiadamiam wszystkie osoby, które zostawiły komentarz pod poprzednią notką.
4. Zapraszam ponownie. ;-)