Witam wszystkich!
Jestem dziewiętnastoletnią dziewczyną zakochaną w Barçy. Jakiś czas temu byłam zmuszona do spędzenia kilku tygodni w łóżku, w wyniku czego rozpoczęłam pisanie opowiadania *klik* . Była to pierwsza moja przygoda z tworzeniem takiej historyjki. Chciałabym wyjaśnić, dlaczego bohaterem w/w 'story' jest Pique- mniej lub bardziej sławna persona. Wyjaśniłam to już na swoim pierwszym blogu, więc tutaj powiem tylko ogólnikowo, a zainteresowanych wyślę do linku, który przed chwilą wstawiłam. 'Zbadałam blogowy rynek' i doszłam do wniosku, że opowiadania w których bohaterami są osoby znane, po prostu przyciągają większą liczbę czytelników i wbrew pozorom NIE JESTEM zakochaną w piłkarzu dziewczyną z 'zakrzywioną' psychiką (choć nie zaprzeczam, że pod względem aparycji mieści się w kanonie mojego 'idealnego hombre').
Wracając do meritum: zapraszam wszystkich do czytania mojego nowo powstałego opowiadania. Mam nadzieję, że spodoba się chociaż kilku osobom. Planuję dodawać kolejne części z częstotliwością 1-2/tydzień, ponieważ chciałabym, aby ta historia była napisana w bardziej dojrzały sposób, a notki były przemyślane i kilkakrotnie przeczytane przeze mnie przed dodaniem.
Zacznę od krótkiego prologu, będącego jednocześnie epilogiem.
Ot tak, żeby było nieco inaczej niż ostatnio.
Zapraszam, M.
~*~
Zastanawialiście się kiedyś nad tym, jak będzie wyglądała Wasza śmierć? Chcielibyście konać dzierżąc w dłoni miecz zasłużenia, czy raczej wolelibyście żegnać się ze światem w ciszy i samotności, nie chcąc sprawiać nikomu bólu? Od jakiegoś czasu dużo myślę o tym, co nieuniknione. Myślę o tym ze smutkiem, bo nie zdążyłam jeszcze zrealizować mnóstwa marzeń- mieliśmy pojechać do Chin, wypić razem arbuzowego drinka i skoczyć na bungee. Odkładaliśmy wszystko "na potem", tłumacząc sobie to tym, że mamy pilniejsze wydatki, że nie mamy wolnego w pracy, że zrobimy to w przyszłym roku. A teraz? Nie ma pewngo jutra, nie ma następnego tygodnia, miesiąca czy roku. Jest za to niepewność. Każdej sekundy stąpam po lodzie, który z minuty na minutę topnieje coraz bardziej. Każdy krok stawiam z wielką ostrożnością, na którą zaczyna brakować mi już sił. Mam ochotę poddać się całkowicie losowi, bez walki, oddając swe życie walkowerem, lecz kiedy uznam, że mam dość silnej woli by to zrobić, spoglądam w zmartwione oczy koloru nieba i wiem, że muszę walczyć nie tylko dla siebie ale i dla nich. Dla nich, które od kilku miesięcy całkowicie dostosowały się do moich potrzeb i które opuszczają mnie tylko wtedy, kiedy jest to nieuniknione. Gdybym nie wzięła pod uwagę mojego osobistego Anioła Stróża, którym bezsprzecznie jest, okazałabym największy egoizm jaki można sobie wyobrazić.
8.27...
8.28...
8.29...
Do tej pory minuty mijały z każdym kolejnym mrugnięciem mych powiek. Ostatnie 60 sekund dzielących mnie od ostatecznej walki ciągnęło się niczym ślimak sunący wzdłuż rozgrzanego chodnika.
8.30..
Zaczynamy.
Bez kompromisów.
Życie albo śmierć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
1. Bardzo proszę o NIE dodawanie komentarzy typu- 'obserwowanie za obserwowanie' ; 'fajne opowiadanie, zapraszam do mnie'.
2. Bardzo dziękuję za wszystkie miłe komentarze, a także za te z konstruktywną krytyką i wszelkimi sensownymi uwagami odnośnie mojego opowiadania.
3. O nowościach powiadamiam wszystkie osoby, które zostawiły komentarz pod poprzednią notką.
4. Zapraszam ponownie. ;-)