piątek, 21 września 2012

1. El comienzo de mi nueva vida.


Spoglądając w niebo zastanawiałam się w którą stronę poleci mój samolot. Dwie różne strony świata przedstawiały dwie zupełnie inne aury- z jednej strony chmury przybrały ciemnogranatowy kolor wskazujący na zbliżającą się ulewę, z drugiej natomiast uśmiechało się do pasażerów piękne, czerwcowe słońce otoczone grupką delikatnych Cirrusów. Siedząc na ławce w hali odlotów, ze słuchawkami wciśniętymi do uszu przyglądałam się brązowym sandałkom, które ubrałam do cielistej sukienki. Rozwiązywałam właśnie kolejną krzyżówkę i nie mogłam przypomnieć sobie odpowiedzi na pytanie o to, co tli się w świecy i chyba nieświadomie szukałam odpowiedzi we własnych butach. Oczywiście hasło było proste jak drut, ale wypadło mi z głowy i koniec.
-Knot- usłyszałam. Zwróciłam głowę w kierunku z którego dobiegł mnie delikatny, męski głos. Stuknęłam długopisem cztery razy w papierową gazetkę licząc kratki, uśmiechnęłam się z satysfakcją i wpisałam owe słowo. 
-Dziękuję- uśmiechnęłam się.- Takie proste słowo, a za nic w świecie nie mogłam go sobie przypomnieć.
-Każdemu może się zdarzyć- odpowiedział nieznajomy.
-Tyle, że niektórym zdarza się częściej- skrzywiłam się.
-Jestem Jacob- wyciągnął w moim kierunku dłoń.
-Melody- odwzajemniłam gest.-Miło mi- dorzuciłam.
-Mi również. Mogę spytać po co lecisz do Barcelony?- zaciekawił się.
-Dostałam tam ciekawą posadę w jednej z gazet. Poza tym mam ochotę zmienić coś w swoim życiu, bo zaczynam się nudzić. Co Cię sprowadza do Katalonii?- dobre maniery wymagały, bym zapytała.
-Byłem w Anglii tylko na wakacjach, spędziłem tutaj trzy wspaniałe tygodnie. Londyn jest cudowny, aż żal wracać- zasmucił się delikatnie.
-Barcelona też jest świetna, więc nie masz czego żałować- powiedziałam szczerze.
-Niby masz rację, ale dla kogoś kto spędził w niej całe życie robi się trochę nudna.
-Coś w tym..- nie dane mi było jednak skończyć, ponieważ bramka przez którą należy przejść by dostać się do samolotu została właśnie otwarta.-..jest. Idziemy?- spytałam zerkając w stronę drzwi, przez które przechodzili kolejni pasażerowie.
-Chodźmy- mój nowo poznany kolega wstał i poczekał aż do niego dołączę.
-Dzień dobry- przywitałam się z kobietą która skontrolowała mój bilet i kartę pokładową, po czym życząc mi miłego lotu zezwoliła na przejście dalej. Tym razem to ja przystanęłam na chwilę w oczekiwaniu na mojego kompana. Szybkim krokiem, ciągnąc za sobą małe podręczne walizeczki skierowaliśmy się do samolotu.
-Daj, zaniosę Twoją walizkę- delikatnie wyciągnął mi z dłoni bagaż.
-Dziękuję- powiedziałam zaskoczona aż tak dobrymi manierami Jacoba. U szczytu schodów oddał mi ekwipunek i już po chwili, zaraz po okazaniu potrzebnych dokumentów Pani stojącej przy wejściu do maszyny, zajęliśmy dwa miejsca w przedniej części samolotu.
-Boisz się latać?- spytał.
-Ogólnie nie mam z tym problemu, ale czasem, zazwyczaj kiedy latam sama kreuję sobie w głowie różne czarne scenariusze- mruknęłam.
-A teraz?
-Jest ok- uśmiechnęłam się.
Stewardessa po uprzednim powitaniu pasażerów rozpoczęła przedstawienie mające na celu wyjaśnienie nam gdzie są wyjścia ewakuacyjne i po krótce opowiedziała nam jak powinniśmy się zachować w konkretnych sytuacjach. Znam te słowa na pamięć, więc korzystając z kilku minut, podczas których uwaga Jacoba nie była skoncentrowana na mnie, przyjrzałam się mu dokładnie. Miał na sobie jasną, sportową koszulę i ciemne jeansy. Na szyi mężczyzny dostrzegłam srebrny łańcuszek, którego zawieszka ginęła pod ubraniem, więc pozostało mi się jedynie domyślać czym była. Ciemne włosy delikatnie opadały na czoło i kark współpasażera. Wyraźnie zarysowane kości policzkowe nadawały mu charakteru, jednak lekko zaokrąglony nos pozbawił go karykaturalnego wyglądu.
-Życzymy miłego lotu- usłyszałam. Zaraz po tych słowach na pokładzie nastąpiło małe poruszenie, co było dla mnie znakiem że show stewardessy dobiegło końca. Podczas podróży do słonecznej Katalonii większą część czasu spędziliśmy z Jacobem na rozmowie, podczas której raczyliśmy się zimną wodą gazowaną i paprykowymi chipsami. Niestety- wszystko co dobre szybko się kończy i nim się spostrzegłam staliśmy już przy taśmie z bagażami odbierając swoje walizki. Mężczyzna położył swoje tobołki na wózek i jak na gentlemana przystało poczekał na mnie. Kiedy na horyzoncie zamigały dwie granatowe torby ozdobione różowymi kokardkami pomógł mi umieścić je na miejscu i razem opuściliśmy pomieszczenie.
-Jacob!- dobiegło nas wołanie.
-Mama!- na twarz mężczyzny wstąpił szeroki uśmiech.- Miło było Cię poznać, Melody. Zadzwonię.- zapewnił mnie nowy znajomy machając mi przed oczami małą karteczką z rzędem cyferek i uścisnąwszy moją dłoń skierował się do swojej rodzicielki.
-Mi również miło było Cię poznać. Do usłyszenia w takim razie- pchnęłam wózek na którym leżał cały mój obecny majątek i poszłam szukać taksówki. Z racji braku dostępności jakiegolowiek auta w chwili obecnej przycupnęłam na pomalowanej na ciemny burgund ławce. Rozejrzałam się dookoła i dostrzegłam cieszące się swoją obecnością rodziny, matki i ojców witających swe dzieci czy żony witające mężów. 

Wychowałam się w domu dziecka, w północnej części Londynu. Przywykłam do tej świadomości, jednak czasem miewam jeszcze chwile słabości- takie jak ta. Przeszukałam torebkę, mając nadzieję znaleźć w niej paczkę chusteczek higienicznych. Wytarłam oczy i wsunęłam na nos wielkie, przeciwsłoneczne okulary.

-TAXI!- krzyknęłam, kiedy kierowca odpalał już silnik.- ¡Buenos días!- powiedziałam zdyszana.-Można?-upewniłam się.
-Oczywiście, proszę. Dzień dobry. Pomóc Pani z walizkami?- spytał.
-Bardzo proszę, jeśli byłby Pan tak miły.- uśmiechnęłam się delikatnie, a mężczyzna w ułamku sekundy zapakował bagaż do auta.
-Dokąd Panienkę zawieźć?
-Rambla del Raval 77, proszę.- wskazałam adres.
-Ależ cała przyjemność po mojej stronie- ukłonił się delikatnie.-To bardzo ładna, apartamentowa dzielnica- zagadnął.
-Tak, wiem. Słyszałam o tym. W bloku w którym zamieszkam są nawet takie gniazdka, ja jednak jeszcze za mało zarabiam, żeby mieszkać w takich luksusach- uśmiechnęłam się krzywo. Jechaliśmy około 20 minut, a z każdą kolejną chwilą moje obawy o wysokość rachunku rosły, więc odetchnęłam z ulgą kiedy samochód się zatrzymał a kierowca oznajmił, że dojechaliśmy do celu. Nie zapłaciłam na szczęście tak dużo, więc mogłam zostawić mężczyźnie napiwek. Wcisnęłam guzik domofonu, który odebrała kobieta o przyjemnym głosie, serdecznie zapraszając mnie do środka.
-Dzień dobry, Pani Melody Brown?- mówiła łamaną angielszczyzną.
-Tak, to ja. Dzień dobry. Pani Guadelupe? Możemy mówić po hiszpańsku, jeśli Pani chce. Myślę, że dam radę- uśmiechnęłam się jak najcieplej potrafiłam.
-Cudownie, mój angielski wymaga jeszcze doszlifowania. Witam Panią w Barcelonie, jak minęła podróż?
-Jak dotąd nie mogę narzekać- powiedziałam zgodnie z prawdą.- Jest cudownie, jestem oczarowana tym miejscem- porozmawiałyśmy jeszcze trochę, wymieniając przy tym mnóstwo uprzejmości, aż do obrzydzenia. Wypełniłyśmy wszelkie potrzebne dokumenty i stałyśmy właśnie w przedpokoju, a mina Pani Cortez zdradzała, że kobieta przeczesuje w myślach listę rzeczy, o których powinna mnie poinformować. Ledwo dusiłam w sobie śmiech za każdym razem, kiedy kiwała lekko głową na znak, że daną pozycję można 'odhaczyć'.
-W kuchni, na lodówce przyklejony jest mój numer telefonu. Jeżeli będzie Pani czegoś potrzebowała, proszę dzwonić. Miłego dnia!- pożegnała się.
-I wzajemnie, do zobaczenia- kiedy zamek w drzwiach kliknął, poczułam się naprawdę szczęśliwa. Rozejrzałam się po urządzonym bardzo klasycznie i schludnie mieszkaniu: przedpokój w kolorze kawy z mlekiem kontrastował z kolorowym salonem. Sypialnia z ciemnogranatowymi ścianami i białymi jak śnieg meblami prezentowała się cudownie. Kuchnia z elementami czerwieni idealnie wpasowała się w klimat, a przestronna łazienka z dużą wanną była wisienką na torcie. Z jednej z walizek wyciągnęłam swoje płyty i włączyłam ukochaną muzykę. Tańcząc i nucąc rozpakowałam torby. 'Niesamowite, spakować całe swoje życie do czterech walizek i torebki'-mówiłam sama do siebie kręcąc w niedowierzaniem głową. Podczas kiedy w tle pobrzmiewała druga część piosenki 'Fonseca- Arroyito' usłyszałam walenie do drzwi. Przestraszona wyłączyłam muzykę i zerknęłam przez wizjer. Dostrzegłam wysokiego mężczyznę, typowego Hiszpana z ciemnymi włosami, oczami i cerą. 
-Jest tam ktoś?- krzyczał. Uchyliłam drzwi, a mina 'napastnika' złagodniała.
-Dzień dobry. W czym mogę Panu pomóc?-stałam twarzą w twarz z zawodnikiem FC Barcelony, Javierem Mascherano.
-Czy to Pani tak.. śpiewa?- spytał. Poczułam się dotknięta tą pauzą, ponieważ kocham muzykować i nie uważam, żebym była aż tak złą śpiewaczką.
-Tak, to ja- powiedziałam twardo.-Przepraszam, jeśli się zagalopowałam. To jakoś tak samo przychodzi- uśmiechnęłam się zawstydzona spuszczając wzrok na podłogę.
-Nic się nie stało, miałem po prosu ciężki poranek, więc jestem nieco drażliwy.
-Zazwyczaj nie jestem uciążliwą sąsiadką. Tylko dzisiaj jakoś tak..- plątałam się mając świadomość swoich zarumienionych policzków.-Powinnam Pana zaprosić na powitalno-przeprosinową kawę, prawda? Problem polega jedynie na tym, że nie mam jeszcze takich rarytasów w swojej kuchni. W zasadzie w lodówce mam jedynie światło- stało się. Za każdym razem, kiedy się denerwuję plotę głupoty, byle by coś mówić.
-Spokojnie, niech się Pani tym nie denerwuje. Mam tylko jedną uwagę.. Możemy mówić sobie po imieniu? Javier- przedstawił się.
-Melody- uścisnęłam jego dłoń.
-Nie będę już przeszkadzał, zdążymy się jeszcze napić razem kawy, prawda? W razie, gdybyś potrzebowała pomocy, mieszkam na samej górze, pod 14- poinformował mnie.
-Dobrze wiedzieć, zapewne nie raz skorzystam z Pana, to znaczy z Twojej pomocy- poprawiłam się, kiedy Javier zgromił mnie spojrzeniem.
-W razie czego będę u siebie- i nim się spojrzałam wskakiwał po schodach na następne piętro. Zamknęłam drzwi i ponownie włączyłam muzykę, starając się śpiewać jednak nieco ciszej. Piosenkę 'Beyonce- I was here'  zakończyłam ze łzami w oczach. Wsunąwszy na stopy ponownie brązowe sandałki zakluczyłam dokładnie drzwi i z mapą w torebce udałam się na zakupy. Do sklepu szłam kilkakrotnie dłużej niż szedłby przeciętny człowiek, a wszystko przez to że co rusz zatrzymywałam się by popatrzeć chwilę dłużej na malownicze kamieniczki, ciekawe wystawy i inne przykuwające wzrok sytuacje czy rzeczy. Kupiłam ciemne pieczywo, płatki owsiane, pomidory i ser, a także dużą butelkę napoju, kawę, mleko i czteropak jogurtów. Zapakowałam wszystko do kolorowej, materiałowej siatki i wybrałam się w samotną podróż powrotną. Zadowolona ułożyłam zakupy w lodówce i szafkach, po czym wsypawszy dwie łyżeczki kawy rozpuszczalnej do kubka, włączyłam bezprzewodowy czajnik wypełniwszy go wcześniej wodą i stukając długimi paznokciami o blat czekałam na kliknięcie oznaczające, że mogę zaparzyć napój od którego jestem uzależniona. Kiedy usłyszałam magiczny dźwięk zlałam brązowy proszek wrzątkiem i dodałam do niego trochę mleka. Szybkim krokiem udałam się do salonu i po kilku próbach znalazłam sobie wygodną pozycję na miękkim fotelu. Złapałam gorący kubek w obie dłonie i upiłam łyk, który niemalże wyplułam na kremowy dywan w chwilę później.
-CUKIER!- krzyknęłam sama do siebie ocierając palcem język. 'Sąsiedzie, widzisz jak szybko mi się przydasz?'- myślałam. Wsunęłam stopy w zielone japonki i poczłapałam dwa piętra w górę, w kierunku drzwi oznaczonych pozłacaną 14. *Puk, puk* Nic. *Puk, puk* Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że wyszedłeś z domu? *PUK PUK*
-Idę, idę. Pali się czy co?- usłyszałam głos piłkarza dobiegający z wewnątrz mieszkania.-A, to Ty. Coś się stało?- spytał.
-Może to głupie, ale nie masz może odrobiny cukru?- pomachałam mu przed twarzą pustą szklanką.-Kupiłam wszystko prócz białych kryształków, a gorzkiej kawy nie wypiję!- zarzekałam się.
-Powinienem coś mieć. Poczekaj chwilkę, dobrze?- wziął ode mnie szklane naczynie i zniknął w czeluściach swojego domostwa. 'Maniery ma średnie'- pomyślałam. Nie zależy mi na tym, żeby wejść do jego królestwa, ale podstawy kultury osobistej wymagają raczej takiego,a nie innego zachowania w takiej, a nie innej sytuacji. Stałam jednak na korytarzu opierając się plecami o metalową, chłodną poręcz. Drzwi się otworzyły, a ja poderwałam się w tym samym momencie, chcąc przejąć szklankę z cukrem i zniknąć mężczyźnie jak najszybciej z oczu. Jakież było moje zdziwienie, kiedy minęła mnie kobieta odziana w krótkie, jeansowe shorty i koszulę wykonaną z podobnego materiału. Przeszła tak szybko, że nie zdążyłam się nawet przywitać. Używała przepięknych perfum, których zapach dotarł do moich nozdrzy wraz z podmuchem wiatru, który spowodowała.
-Przepraszam, że Cię nie wpuściłem ale- zerknął w stronę, w którą poszła kobieta.
-Nie przejmuj się, nic się nie stało-uśmiechnęłam się, widząc jego zakłopotanie.
-Proszę- wręczył mi szklane naczynie.
-Dziękuję. Może wpadniesz na kawę?- zaproponowałam.
-Chętnie, tylko się ubiorę- dopiero w tym momencie zauważyłam, że ma na sobie bokserki i koszulkę.
-Oh, pewnie. Wiesz gdzie mieszkam- dodałam lekko zawstydzona.-Będę u siebie- schody dzielące mnie od własnego mieszkania pokonałam z prędkością błyskawicy. Przesypałam białe kryształki do cukiernicy, wchodzącej w skład wyposażenia mieszkania. Ponownie nastawiłam czajnik i czekałam na spodziewanego gościa. Javier zapukał cicho trzy minuty później. 
-Otwarte!-krzyknęłam z kuchni.
-To ja!-usłyszałam.
-Domyśliłam się. Jaką kawę pijesz? Rozpuszczalną czy sypaną?- spytałam.
-Rozpuszczalną- głos zbliżał się do mnie z każdą sekundą.
-To dobrze, bo innej nie mam -wytknęłam mężczyźnie język.-Słodzisz? Z mlekiem?- dopytywałam się.
-Dwie łyżeczki proszę, piję czarną- poinformował mnie.
-Rozgość się w salonie, zaraz przyjdę z kawą- wskazałam brodą miejsce, do którego powinien się udać.



PS. Wiem, że na chwilę obecną może się niektórym wydawać, że notki 1. i 2. nie mają ze sobą nic wspólnego ale z biegiem czasu zrozumiecie, że jest inaczej. + Mascherano jest w tej historii Hiszpanem. :)

 ¡Un beso!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

1. Bardzo proszę o NIE dodawanie komentarzy typu- 'obserwowanie za obserwowanie' ; 'fajne opowiadanie, zapraszam do mnie'.
2. Bardzo dziękuję za wszystkie miłe komentarze, a także za te z konstruktywną krytyką i wszelkimi sensownymi uwagami odnośnie mojego opowiadania.
3. O nowościach powiadamiam wszystkie osoby, które zostawiły komentarz pod poprzednią notką.
4. Zapraszam ponownie. ;-)