niedziela, 23 września 2012

3. Como un cuchillo en la mantequilla. Entraste a mi vida cuando me moría.

-Pyszne- usłyszałam. Siedzieliśmy właśnie na murku w pobliskim parku, a Javier ostentacyjnie pochłaniał cukierki.
-Mam nadzieję, że staną Ci w gardle- prychnęłam, lecz zaraz zauważyłam piłkarza który z wypchanymi policzkami wyglądał jak mały chomik i wybuchnęłam głośnym śmiechem.
-Wygrałem, więc mi się należy- powiedział, kiedy przełknął już wszystko co wpakował sobie do ust.
-Dziś wieczorem oczekuję czekolady. Koniecznie niemieckiej- zaznaczyłam.
-Będziesz gruba- rzucił.
-Będziesz ze mną chodził na siłownię.
-Chyba żartujesz.
-Powiem Vilanovie o Twoim obżarstwie- kiedy skończyłam mówić zgromił mnie wzrokiem.
-Zamorduję Cię kiedyś- wsypał resztę cukierków bo buzi i dał mi znak, żebyśmy powrócili do biegania. Podniosłam się i otrzepawszy z piasku pupę zaczęłam truchtać. Maschi przystanął na chwilę i zaczął przyglądać mi się z szerokim uśmiechem.
-Czemu tak patrzysz?- nie wiedziałam o co chodzi mojemu sąsiadowi.
-Zrób to jeszcze raz- szczerzył białe zęby.
-Co?- nadal nie rozumiałam jego zachowania.
-Fajnie wyglądasz kiedy sama klepiesz się po tyłku- piłkarz zaczął się śmiać na całego.
-Głupi jesteś, wiesz?- puknęłam się w czoło i wróciłam do poprzedniej czynności. Weekend upływał w zastraszającym tempie. Nieco później, będąc już w domu usłyszałam głośne walenie do drzwi. W pierwszym momencie pomyślałam, że mam déjà vu z pierwszego dnia po przyjeździe do Barcelony, kiedy to Mascherano dobijał się ze złością nie rozumiejąc mojej miłości do śpiewania.
-Melody! Mam dla Ciebie niespodziankę!- krzyczał zanim jeszcze nacisnęłam klamkę.
-Nie krzycz tak! Jaką?- uśmiechnęłam się wchodząc wgłąb mieszkania.
-Idziemy na grilla do Puyola- zamilkł, oczekując zapewne wybuchu radości z mojej strony.
-Nie chce mi się- skrzywiłam się z dezaprobatą.
-Nie pytałem, czy Ci się chce. Chcesz całą niedzielę spędzić w domu?- spytał zdziwiony.
-Dokładnie tak- wyszczerzyłam zęby.
-Jak sobie chcesz ale z pewnością będziesz żałować- wzruszył ramionami i odwrócił się na pięcie.
-O której?
-17.30- nie widziałam jego twarzy, ale wiedziałam że się uśmiecha. Usiadłam przed komputerem z zamiarem przeczytania  raz jeszcze swojego artykułu o "50 sposobach zachęcenia swojego dziecka do uprawiania sportu". Przesuwając spojrzenie na kolejne linijki doszłam do wniosku, że praca w gazecie nie jest jednak tym co chciałabym w życiu robić. Od zawsze marzyłam by pracować albo przy "el deporte" albo w charakterze tłumacza. Kiedy przebierałam się w wyjściowe ciuchy zastanawiałam się czy da się połączyć moje obie pasje- zamiłowanie do piłki nożnej i do języków.

-Ładnie wyglądasz- przywitał mnie Maschi.
-Wiem- odpowiedziałam i z uśmiechem zamknęłam drzwi. Do domu Puyola jechaliśmy około dwudziestu minut, z czego połowę tego czasu spędziliśmy na stacji, bo Argentyńczyk jak niemal zawsze miał pusty bak.-Czekam tylko na moment w którym zabraknie Ci benzyny na jakimś wygwizdowie bez zasięgu, wiesz? Będziesz musiał iść środkiem ulicy w palącym słońcu do najbliższego miasteczka- powiedziałam wiedząc, że mężczyzna nie wozi ze sobą zapasowego kanistra.-Może to Cię nauczy, żeby zawsze tankować samochód.
-Dopilnuję, żeby stało się to wtedy, kiedy Ty będziesz ze mną- wytknął mi język i kazał wysiadać.-Nie domknęłaś drzwi- rzucił z politowaniem.
-Wiesz, że nie lubię trzaskać- skrzywiłam się, ale ponownie złapałam za klamkę i tym razem użyłam więcej siły niż poprzednio.-Może być?- wyszczerzyłam się. Kiedy staliśmy już pod bramą zatrzymałam się i pociągnęłam kompana za rękaw.-Javi..-mruknęłam niepewnie.-Sporo tu samochodów- rozejrzałam się dookoła.-Ile osób zaprosił Carles?
-A bo ja wiem- wzruszył ramionami.-Może coś koło dwudziestu?- dodał pytającym tonem.
-O mamo- tylko tyle z siebie wydusiłam.
-Eeeeeeyo Maschi!- obróciwszy się ujrzałam wysokiego bruneta.
-Cześć, Thiago- przywitał się mój sąsiad.
-Uu, cóż za piękność. Nowa 'przyjaciółka'?-wykonał 'zajączka' palcami. Chłopak od początku mi się nie spodobał. Wizualnie nie miałam się do czego przyczepić, ale był stanowczo za głośny, zbyt bezpośredni i wydawał się nieco nieułożony. Zmierzyłam go wzrokiem marszcząc delikatnie czoło.
-Z szacunkiem, Młody- upomniał kolegę Argentyńczyk.-Poznaj Melody, moją sąsiadkę- przedstawił mnie.
-Siema, jestem Thiago Alcántara.
-Hej, Melody Brown- powiedziałam obojętnie.-Javier, wchodzimy?
-Tak, chodźmy- kątem oka dostrzegłam pełną niezrozumienia minę nowego znajomego. Widocznie do tej pory wszystkie kobiety na jego drodze mdlały z radości, gdy odezwał się do nich właściciel koszulki z numerem 11. Na początku eventu czułam się nieco nieswojo, podobnie jak wtedy kiedy Mascherano zaprosił mnie na posiadówkę do swojego apartamentu. Żałowałam wtedy że nie ma Anotelli i Leo, z którymi na pewno poczułabym się pewniej.
Dzierżąc w jednej z dłoni bezalkoholowego drinka, a w drugiej plastikowy talerzyk z plastrem karkówki polanym pikantnym ketchupem powoli kierowałam się ku drewnianemu stolikowi. Jednorazowa zastawa ma to do siebie, że naczynia wyginają się kiedy złapie się je tylko z jednej strony. Z tego powodu musiałam podłożyć pod talerz całą dłoń. Niestety nie wzięłam pod uwagę temperatury mięsa, które już po chwili zaczęło mnie parzyć.
-Aaaa!- piszczałam sama do siebie przyspieszając kroku. Nagle pieczenie ustało.-Dzięki- zwróciłam się do gospodarza z uśmiechem.
-Nie ma sprawy. Jak Ci się podoba mój dom?- zagaił rozmowę.
-Masz cudowny ogród, marzy mi się taka mała oaza w przyszłości.
-Wpadaj kiedy będziesz miała ochotę. Idę skontrolować resztę towarzystwa, smacznego- i już go nie było. Tak pysznej kolacji nie jadłam od dawna. Czekałam właśnie na Xavi'ego, który zobowiązał się uraczyć mnie 'najpyszniejszym sokiem jaki miałam okazję pić'. Wszedł do domu około dziesięciu minut wcześniej, by wyciągnąć owy napój z lodówki i przepadł. Stałam więc sama obserwując zachodzące słońce, kiedy poczułam, że ktoś koło mnie staje.
-Cześć- skrzywiłam się na dźwięk tego głosu.
-Cześć- odpowiedziałam.
-Nie lubisz mnie, prawda?
-Nie znam Cię na tyle, żeby wiedzieć czy Cię lubię. Nie oszukujmy się jednak, przyjaciółmi raczej nie będziemy- wyjaśniłam szczerze wzruszając ramionami i zerkając na pomocnika FCB. (Czy tylko ja odnoszę wrażenie, że rozmawiam prawie wyłącznie z zawodnikami grającymi na tej pozycji? :D)
-Zobaczymy co powiesz za jakiś czas- uśmiechnął się obleśnie i zaczął wpatrywać się w dal. Zastanawiałam się o co mu chodzi, nie zaczynając dyskusji.
-Ta-dam!- jak Filip z konopii wyskoczył Hernández.
-Jesteś wreszcie- rzuciłam z ulgą.-Myślałam, że już nie wrócisz.
-Proszę- wystawił dłoń z długą szklanką wypełnioną malinowo-różowo-czerwoną cieczą. Upiłam łyk zachowując przy tym powagę jak podczas degustacji wina.
-Opłacało się czekać- uśmiechnęłam się szeroko, ignorując przy tym Alcántarę, który chyba poczuł się dotknięty bo po chwili obrócił się na pięcie i wszedł między ludzi gawędzących w ogrodzie kapitana Dumy Katalonii.
-Czyżby Thiago poczuł do Ciebie miętę?- zaśmiał się piłkarz.
-Daj spokój- zawtórowałam mu po czym ponownie zamoczyłam usta w swoistej kolorowej ambrozji.  Nie wliczając kilku drobnych spięć z hiszpańskim zawodnikiem urodzonym we Włoszech, spędziłam ten wieczór bardzo sympatycznie poznając wielu nowych ludzi. Wróciliśmy z Maschim koło godziny 23:30, odwożąc przy okazji Cesca który skusił się na odrobinę alkoholu. Jak powszechnie wiadomo na "kapce" się nie kończy, przez co Fábregas nie mógł prowadzić.

-Co zamierzasz zrobić ze studiami?- dopytywała się Katie, kiedy już od godziny rozmawiałyśmy przez skype.
-Złożyłam papiery w tutejszej uczelni, w tym tygodniu powinnam dostać wyniki- odpowiedziałam.
-Zakładając, że Cie przyjmą, co wtedy? Co z pracą? Jak masz zamiar studiować: stacjonarnie czy zaocznie?- zadawała kolejne pytania zanim jeszcze zdążyłam udzielić jej odpowiedzi na poprzednie.
-Powoli, wariatko. Chcę studiować niestacjonarnie i szukam innej pracy. Cieszę się, że Twoja mama załatwiła mi to stanowisko ale to nie jest zajęcie dla mnie. Mam nadzieję, że nie jesteś zła?
-Zła?- zdziwiła się moja przyjaciółka. - Za co miałabym być zła?
-No wiesz.. jak już mówiłam to dzięki Twojej mamie mam tę pracę.. Zatrudnili mnie niecały miesiąc temu, a ja już chcę odejść- wyjaśniłam.- Myślałam, że Ci się to nie spodoba- dodałam.
-Żartujesz? Życie jest za krótkie, żeby robić coś, czego się nie lubi!- krzyknęła idealistycznie. No tak, nie mogłam spodziewać się innej odpowiedzi z ust Katie.
-Dlatego planujesz rzucić studia na ostatnim roku?- zaśmiałam się.
-Oj, ja po prostu się tam zmarnuję- moja przyjaciółka była pewna, że jako "artystka" nie odnajdzie się w świecie nauki. Nie, nie jest głupią osobą. Ma po prostu swój światopogląd i wyznaje swoje wartości. Póki nie robi głupot- jaką niewątpliwie jest zmarnowanie 3 lat i kilku miesięcy spędzonych na uczelni dla chwilowego 'widzimisię'- wspieram ją z całego serca, jednak tym razem jestem przekonana, że kilka miesięcy poświęconych na naukę jej nie zaszkodzi, a dzięki nim zdobędzie dyplom i-co za tym idzie- będzie miała możliwość znalezienia sobie 'przyziemnej' pracy, kiedy kolejna szalona idea spełznie na niczym.
-Katie, Katie.. posiedź jeszcze trochę na uniwerku, a potem wymyślimy co będziesz robić dalej. Dobrze Ci radze- powiedziałam zgodnie z własnymi przekonaniami.-Poczekaj, telefon mi dzwoni- usłyszałam głośną melodyjkę, graną przez urządzenie leżące na stole.-¡Hola pendejo!- rozpoczęłam rozmowę, tłumacząc właśnie Piqué, że nie wiem dlaczego nie może dodzwonić się do Javiera. Obiecawszy, że za chwilę sprawdzę czy piłkarz jest w domu rozłączyłam się.
-Wiesz..- zaczęła przyjaciółka.-Przeprowadzam się do Hiszpanii- rzuciła.
-Skąd taka myśl?- zdziwiłam się.
-Spodobało mi się, jak mówisz po castellano- zaśmiałam się.
-I dlatego chcesz tu zamieszkać? Jesteś szalona.
-Dzięki- potraktowała to jako komplement.
-Przepraszam Cię, ale muszę iść zobaczyć co się dzieje z Maschim. Geri do mnie dzwonił i bardzo się martwił. Widocznie nie ma z kim zagrać w FIFA albo coś- mruknęłam z ironią.
-Ok, nie ma sprawy. Do usłyszenia, ¡pendejo!- wybuchnęłam głośnym śmiechem na dźwięk ostatniego słowa.
-Wiesz co  to znaczy?- spytałam.
-Nie- dodała pewna siebie.-Ale brzmi fajnie.
-Lepiej wpisz to sobie w google- poradziłam przyjaciółce.-Buziaki, trzymaj się- zakończyłam połączenie. Wzdychając ciężko udałam się dwa piętra wyżej, chcąc dotrzymać obietnicy i mając zamiar sprawdzić, czy Argentyńczyk żyje.

 *DING DONG*
-Nie ma nikogo w domu- odpowiedział mi Mascherano, a zaraz potem usłyszałam głośny, kobiecy śmiech. Zrozumiałam, co powinnam zrobić i powoli skierowałam się ku schodom prowadzącym w dół.
-Mówię Ci, że nic mu nie jest. Zabawia się pewnie z jakąś laseczką- usłyszałam. 'Tylko nie ten głos. Boże, jeśli tam jesteś błagam Cię, ograniczę czekoladę tylko nie..'- modliłam się w myślach.
-A jednak- rzuciłam zrezygnowana stając oko w oko z Thiago, za którym dostrzegłam Gerarda.
-Jak zwykle cieszysz się na mój widok- rzucił Alcántara zalotnie, podnosząc jednocześnie brwi.
-Wprost nie posiadam się z radości- warknęłam z ironią.-Cześć Geri. Co tu robicie?- spytałam.-Mówiłam przecież, że skontroluję sytuację.
-Wiesz jak to jest z kobietami- uśmiechnął się.-Mówią jedno, robią drugie..
-No wiesz- powiedziałam z wyrzutem.-Powiem Ci jedynie, że Twój kumpel- w tym momencie spojrzałam pogardliwe w stronę pomocnika Blaugrany- ma rację. Maschi ma gościa płci damskiej, więc raczej do niego nie idźcie. Miło było się z Wami..- ponownie skierowałam wzrok na Thiago- spotkać. Do zobaczenia- wcisnęłam się między Piqué a zimną ścianę, chcąc jak najszybciej uciec do swojego królestwa.
-Możemy wpaść na kawę?- usłyszałam. Przystanęłam i rzuciłam w stronę Gerarda:
-Pewnie, zawsze jesteś tu mile widziany- po chwili jednak coś mnie podkusiło i zaproponowałam wizytę również nielubianemu przeze mnie piłkarzowi brazylijskiego pochodzenia.
-Ładnie się urządziłaś- pochwalił moje mieszkanie obrońca Dumy Katalonii.
-Dziękuję- uśmiechnęłam się.
-Thiago?- Geri rzucił w przestrzeń.- Utopiłeś się w tej łazience?- piłkarz zniknął w czeluściach małego pomieszczenia wyłożonego jasnymi kafelkami dobre piętnaście minut temu.
-Tu jestem- chłopak wyszedł z mojej sypialni.
-Co tam robiłeś?!- krzyknęłam.
-Spokojnie, zwiedzałem. Swoją drogą, ładną masz piżamkę- mrugnął do mnie okiem, a ja czułam że na mojej twarzy pojawia się jedna z barw FC Barcelony.
-NIGDY-NIE-WCHODŹ-TAM-PONOWNIE- powiedziałam przez zaciśnięte zęby.- Nie nauczono Cię, że nie można pakować się komuś z buciorami w prywatność bez pytania?- byłam wściekła.
-Spokojnie, to nie pierwsza sypialnia w której byłem i nie pierwsza piżamka którą widziałem- nadal przyjmował ten a'la uwodzicielski ton.
-Na nas już chyba pora- wtrącił Piqué ratując sytuację.-Kawa była pyszna, a Twoje cztery kąty są naprawdę cudownie urządzone. Może nawet skopiuję jakiś motyw do siebie- posłał mi ciepły, uspokajający uśmiech.
-Nie ma sprawy- powiedziałam uprzejmym tonem.-Do zobaczenia następnym razem!- rzuciłam zamykając za mężczyznami drzwi. Zastanawiałam się czy Alcántara jest na tyle głupi, by sądzić że owe pożegnanie było skierowane także do niego.

5 komentarzy:

  1. FcBarcelona <3

    Lakier to "Sea Breeze" z Avonu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. wpadłam przypadkiem i powiem, że zaczyna się nawet ciekawie :)
    Informuj mnie o nowościach.
    Zapraszam też do siebie
    www.20afellay.blogspot.com oraz www.gunner-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Trochę mi dziwnie, bo tytuł karty niby brzmi "Sin miedo a nada", ale niczym to nie przypomina mojego opowiadania xD Jak widać miałyśmy tę samą inspirację :) Bardzo fajna piosenka :)
    Opowiadanie jak najbardziej na plus (nie będę się czepiać błędów interpunkcyjnych i jednego "ortografa"). Prolog bardzo tajemniczy... Pierwszy rozdział mi się strasznie spodobał! Genialnie bawiłaś się tam słowem :) Wrócisz jeszcze do osoby Jocoba, prawda? Liczę też, że przybliżysz kreacje Thiago i Mascherano. Niektóre ich zachowania bardzo mnie dziwią... Może kwestia przyzwyczajenia :P Alcantara zazwyczaj jest bardzo pozytywną postacią :)
    I tak na koniec z ciekawości pozwolę się zapytać czy znasz język hiszpański? Bo i tytuły rozdziałów, i piosenki są po hiszpańsku...
    Pozdrawiam, Zielona :)

    OdpowiedzUsuń

1. Bardzo proszę o NIE dodawanie komentarzy typu- 'obserwowanie za obserwowanie' ; 'fajne opowiadanie, zapraszam do mnie'.
2. Bardzo dziękuję za wszystkie miłe komentarze, a także za te z konstruktywną krytyką i wszelkimi sensownymi uwagami odnośnie mojego opowiadania.
3. O nowościach powiadamiam wszystkie osoby, które zostawiły komentarz pod poprzednią notką.
4. Zapraszam ponownie. ;-)