wtorek, 18 grudnia 2012

¿Es todo?

-Mhm, tak. Bez wątpienia- starszy mężczyzna mruczał sam do siebie, zerkając w stronę monitora.-Siostro, proszę wezwać doktor Nuñez, potrzebuję konsultacji.
-Doktorze?- zaczęłam nieśmiało, próbując dowiedzieć się czegoś konkretnego. Zatroskana mina lekarza nie napawała optymizmem, a w mojej głowie rysowały się najczarniejsze scenariusze.-Doktorze?- powtórzyłam nie uzyskawszy odpowiedzi.
-Tak?
-O co chodzi? Coś jest nie tak, prawda?- skrzywiłam się.
-Poczekajmy na doktor Nuñez, nie chciałbym Pani niepotrzebnie straszyć- w chwili,w której skończył wypowiadać do zdanie w drzwiach stanęła rudowłosa kobieta, na oko trzydziestokilkuletnia. 
-Wzywał mnie Pan, doktorze?- spytała melodyjnym głosem.
-Tak, potrzebuję konsultacji. Jeśli mogłaby Pani zerknąć- podsunął kobiecie jakieś papiery i wskazał brodą monitor, na którym majaczył obraz moich wnętrzności. Wzdrygnęłam się delikatnie, przypominając sobie o zimnym żelu, którym kilka minut wcześniej wysmarowano mój brzuch. Przez kilka chwil, podczas których lekarka studiowała dane, otrzymane chwilę wcześniej od dr Mendesa przyglądałam się jej z uwagą. Jeżeli wcześniej byłam zaniepokojona, teraz mój stan można było nazwać przerażeniem- na pozłacanej tabliczce przypiętej do białego lekarskiego kitla widniał napis: ONKOLOG. Przed oczami zaległa mi wizja łysej, brzydkiej mnie, bez sił i ochoty do życia. Zaraz potem ujrzałam Thiago, zerkającego na mnie z obrzydzeniem, otaczającego ramieniem inną kobietę. Zamarłam. Z otępienia wyrwał mnie kobiecy głos.
-Mam w tej kwestii takie samo zdanie, Juan- posłała mężczyźnie znaczące spojrzenie, by zaraz potem przenieść wzrok na mnie.
-Panno Brown, musimy poważnie porozmawiać. Ostrzegam, że nie będzie to przyjemna pogawędka- zerknął na mnie troskliwie.-Przenieśmy się do mojego gabinetu, dobrze?- uśmiechnął się delikatnie, chcąc dodać mi otuchy.
Resztę tego feralnego dnia pamiętam jak przez mgłę. Radosną wiadomość o pierwszych tygodniach ciąży poprzedził wyrok, brzmiący: rak żołądka. Morze łez, strach, panika. Dziecko i chemia? Ale jak to? Jak to trzeba przerwać ciążę, żeby rozpocząć leczenie? Zabić moje dziecko?


-Mel, Kochanie.. zjedz coś- szept Thiago wywołał uśmiech na mojej twarzy.
-Nie jestem głodna- dotknęłam ręki mężczyzny, którą gładził mnie po ramieniu.-Muszę iść do łazienki- wstałam, lecz chwilę później ponownie opadłam na fotel.
-Wszystko w porządku?
-Tak- zacisnęłam zęby, starając się zignorować rozrywający mnie od środka ból. Kilka minut później znalazłam siłę, by powolnym krokiem przejść do łazienki i niemal od razu przysiadłam na wannie, pozbawiona sił. Zerknęłam w wielkie lustro, pokrywające całą ścianę. Przesunęłam wzrokiem po własnym odbiciu, obserwując zmęczoną twarz, sińce pod oczami, wystające obojczyki i zapadniętą klatkę piersiową pod którą widoczny był już zaokrąglony brzuch. Jak mogłabym zabić własne dziecko i każdego dnia spoglądać w lustro? Nawet jeśli choć przez moment rozważałam taką decyzję, kiedy tylko zobaczyłam rodzinę Leo, Valdesów, Pinto i resztę, wiedziałam, że pragnę tego dziecka, nawet jeśli miałaby to być ostania rzecz w moim życiu. W głębi duszy wierzyłam jednak, że wszystko dobrze się skończy.
-Mogę wejść?- usłyszałam głos dochodzący zza zamkniętych drzwi.
-Chwila- poprawiłam włosy i strój, a na twarz przykleiłam uśmiech.-Już- rzuciłam wesoło.
-Może oglądniemy jakiś film?- Thiago za wszelką cenę starał się odgrywać scenki z 'normalnego' życia.
-Pewnie- rzuciłam, podnosząc się z wanny.
Raz po raz zaciskałam dłonie na polarowym kocu, kiedy starałam się panować fale bólu, przychodzące co jakiś czas.
-Mel, jedźmy do szpitala- piłkarz nie potrafił dłużej udawać, że nie dostrzega tego co się obok niego dzieje.
-Nic mi nie jest- krzyknęłam zła, że po raz kolejny zaczyna wałkować ten temat.
-Pewnie, nic Ci nie jest, tylko masz raka żołądka!- uniósł się, a mnie zamurowało. Nie mogąc wydobyć z siebie głosu pognałam do sypialni, gdzie od razu wpakowałam się pod kołdrę. Za wszelką cenę chciałam powstrzymać łzy, lecz moje starania spełzły na niczym. Słony płyn ciurkiem wydobywał się z moich oczu, mocząc granatowo-bordową koszulkę Blaugrany, służącą mi za piżamę. Poczułam jak ktoś siada po drugiej stronie łóżka, lecz postanowiłam to zignorować.
-Przepraszam- mruknął piłkarz.
-W dupie mam Twoje przepraszam!- ryknęłam.-Wyjdź stąd! Rozumiesz? Wynoś się! Idź sobie do innej, zdrowej kobiety. Myślisz, że mi jest z tym łatwo? Myślisz, że każdego ranka nie budzę się z myślą że mogę tego nie przeżyć? Z całych sił staram się myśleć pozytywnie, zapomnieć o bólu który towarzyszy mi od rana do wieczora. Potrzebuję tylko odrobiny wsparcia, wiesz? To wszystko o co Cię proszę, ale jeśli i to jest dla Ciebie zbyt dużo, to chyba nie mamy o czym rozmawiać.
-Myślisz tylko o sobie!- Alcántara nie został mi dłużny.- Nie chcę innej kobiety, to Ciebie kocham, rozumiesz?! I ja też, każdego ranka staram się myśleć pozytywnie. Ale boję się, cholernie się boję że Cię stracę! Zastanów się raz jeszcze, podejmij leczenie. Może jeszcze nie jest za późno- głos mężczyzny załamał się podczas wypowiadania ostatnich słów.
-Pozwolisz mi tak po prostu zabić nasze dziecko? Nie masz serca- warknęłam z obrzydzeniem, nie zwracając uwagi na łzy płynące z oczu Thiago.
-Jeżeli mam wybór: stracić Was oboje, albo nadal mieć Ciebie- wybieram Ciebie, Melody- przeszedł przez pokój i klęknął przede mną.-Nie wyobrażam sobie kolejnych dni, tygodni, miesięcy czy lat bez Ciebie, rozumiesz? Chcę się z Tobą ożenić, chcę żebyś spełniła swoje marzenia, żebyś oglądała mnie kiedy będę osiągał swoje cele.. chcę się z Tobą zestarzeć. Pomyśl o tym przez chwilę, a potem pomyśl o tym, że za kilka miesięcy może Cię już nie być- objął mnie mocno, po czym oboje rozpłakaliśmy się jak dzieci.
-Wytrzymaliśmy pół roku, wytrzymamy jeszcze trzy miesiące- wykrzywiłam usta w słabym uśmiechu, starając się uwierzyć w wypowiedziane właśnie słowa.
-Mam taką nadzieję, Kochanie.


Mimo przedwczesnego przybycia na świat, mały Santiago wypełnił swoim płaczem całą szpitalną porodówkę. Łzy ulgi i szczęścia spływały po naszych twarzach, a my staraliśmy się rozkoszować jedną z ostatnich chwil przed najważniejszą walką w moim i, jedną z ważniejszych w życiu Thiago.
-Udało się, Kochanie. Słyszysz?- kiedy nasze usta się złączyły, poczułam słony smak łez. Lekarz uspokoił nas, że z Santim jest wszystko dobrze, jednak z racji, że jest wcześniakiem, musi przejść kilka badań i leżeć w inkubatorze.



Zastanawialiście się kiedyś nad tym, jak będzie wyglądała Wasza śmierć? Chcielibyście konać dzierżąc w dłoni miecz zasłużenia, czy raczej wolelibyście żegnać się ze światem w ciszy i samotności, nie chcąc sprawiać nikomu bólu? Od jakiegoś czasu dużo myślę o tym, co nieuniknione. Myślę o tym ze smutkiem, bo nie zdążyłam jeszcze zrealizować mnóstwa marzeń- mieliśmy pojechać do Chin, wypić razem arbuzowego drinka i skoczyć na bungee. Odkładaliśmy wszystko "na potem", tłumacząc sobie to tym, że mamy pilniejsze wydatki, że nie mamy wolnego w pracy, że zrobimy to w przyszłym roku. A teraz? Nie ma pewnego jutra, nie ma następnego tygodnia, miesiąca czy roku. Jest niepewność. Każdej sekundy stąpam po lodzie, który z minuty na minutę topnieje coraz bardziej. Każdy krok stawiam z wielką ostrożnością, na którą zaczyna brakować mi już sił. Mam ochotę poddać się całkowicie losowi, bez walki, oddając swe życie walkowerem, lecz kiedy uznam, że mam dość silnej woli by to zrobić, spoglądam w zmartwione oczy koloru nieba i wiem, że muszę walczyć nie tylko dla siebie ale i dla nich. Dla nich, które od kilku miesięcy całkowicie dostosowały się do moich potrzeb i które opuszczają mnie tylko wtedy, kiedy jest to nieuniknione. Gdybym nie wzięła pod uwagę mojego osobistego Anioła Stróża, którym bezsprzecznie jest, okazałabym największy egoizm jaki można sobie wyobrazić.
8.27...
8.28...
8.29...
Do tej pory minuty mijały z każdym kolejnym mrugnięciem mych powiek. 60 sekund dzielących mnie od ostatecznej walki ciągnęło się niczym ślimak sunący wzdłuż rozgrzanego chodnika.
8.30..
Zaczynamy.
Bez kompromisów.
Życie albo śmierć.




PS. No to jestem! :) Myślę, że do końca tego opowiadania została nam jeszcze jedna, góra dwie notki. Mam w związku z tym mieszane uczucia, jeśli mam być szczera.

Wczorajszy mecz z Atletico! O mamciu! Siedziałam w tej swojej Blaugranowej koszulce, owinięta szalikiem i przygotowana na piekło w walce z Madryckim Tygrysem. Jesteśmy (bardzo) dobrym zespołem, to oczywiste, jednak nie powinniśmy lekceważyć Atletico.. Falcao napierał, napierał i raz jeszcze napierał na naszą bramkę, aż w końcu na nią naparł i Atletico prowadziło na Camp Nou! Nie może być!!! Ścisnęłam kciuki mocniej, owinęłam się szalikiem raz jeszcze i cierpliwie czekałam na kolejne gole. No i się nie zawiodłam :)) Aaaah! :))

Do następnego! :**


AAAH!! Byłabym zapomniała! Czytam Wasze blogi, cierpliwie wszystko nadrabiam! O nikim nie zapomniałam! Mam wolny CAŁY przyszły tydzień, więc braki w komentarzach i moich profesjonalnych (:DD) opiniach nadrobię przed świętami (których zresztą przez brak śniegu w ogóle nie czuję :(  ) Buziaki i dziękuję wszystkim za cierpliwość!! :***

poniedziałek, 3 grudnia 2012

...

-Nie podoba mi się ta sytuacja, wiesz? Wcześniej na treningach mimo wycisku od Guardioli czy Tito zawsze dobrze się bawiliśmy, żartowaliśmy i dokuczaliśmy sobie nawzajem. Teraz niby jest tak samo, ale nie mogę się przemóc to przebywania za długo w towarzystwie Maschiego- mruczał Thiago, kiedy leżeliśmy na łóżku próbując zasnąć.
-Mi też się to nie podoba, szczególnie że wcześniej byliśmy wszyscy dość blisko- skrzywiłam się, wodząc palcem po klatce piersiowej mężczyzny.
-Nie myślmy już o tym. Jest po pierwszej, a oboje musimy rano wstać- ścisnął mnie mocniej i pocałował gdzieś we włosy.-O której dokładnie zaczynasz zajęcia?
-Koło 9.
-I dlatego nastawiasz budzik na 7? Co masz zamiar robić przez dwie godziny, Kochanie?- zaśmiał się, zerkając na wyświetlacz mojego telefonu, w którym właśnie zaktualizowałam alarm.
-Nie dwie, tylko jedną. Mam autobus o 8:05- rzuciłam, odkładając urządzenie na półkę. Dobranoc- cmoknęłam lubego w usta i przybrałam wygodną pozycję. Uśmiechnęłam się sama do siebie, kiedy poczułam jak ciepła dłoń piłkarza wsuwa się pod spodnie od piżamy i zatrzymuje na biodrze (powtarzam- BIODRZE!:P). Poniekąd powinnam chyba być wdzięczna Argentyńczykowi, bo to dzięki niemu nie spędzałam tej nocy samotnie. Przecież gdybyśmy nie wpadli na niego w korytarzu, Alcántara po kilku buziakach pobiegłby do swojego białego Audi. Kiedy punkt siódma rozdzwonił się budzik, nie chciało mi się wierzyć, że od chwili w której zamknęłam oczy minęło około sześć godzin. Byłam w stanie przysiąc, że ktoś w nocy przestawił zegarek. Jak to przeważnie o tak wczesnej godzinie bywa, naburmuszona i zła na cały świat powoli wysunęłam się z objęć piłkarza, by oddać się porannej toalecie. Umyta i ubrana ziewałam właśnie wpatrując się w czajnik, jakby miało to w jakikolwiek sposób przyspieszyć proces gotowania się wody. Kiedy guzik w czajniku 'odskoczył', informując mnie o gotowym wrzątku, niemal dostałam ataku serca.
-Thiago, obudź się. Jest 7:45, wychodzę za 10 minut- mówiłam cicho, stawiając na szafce nocnej dwa kubki z kawą.-Chyba, że chcesz jeszcze pospać. Zostawię Ci klucze ale będziesz musiał mi je przywieźć na uniwerek- usiadłam na łóżku, obok śpiącego piłkarza-Słodki jesteś jak śpisz, wiesz?- zaśmiałam się, zbliżając swoją twarz do twarzy mężczyzny.
-Tylko jak śpię?- wyszeptał nieco zamroczony.
-Może nie tylko- droczyłam się.
-Chodź, niech Cię przytulę- odchylił nieco kołdrę i poklepał prześcieradło w zapraszającym geście.
-Nie ma przytulania, wstawaj kochany. Nie mam zamiaru się spóźnić, niedługo mnie wyrzucą z tych studiów!- powiedziałam poważnie.
-Jak dotąd masz dwie nieobecności, kujonie- wytknął mi język, siadając na łóżku.-A co jeśli powiem, że Cię odwiozę?- mruczał zbliżając się do mnie coraz bardziej.-Wtedy będziesz miała trochę więcej czasu, prawda?
-Odrobinkę- zaśmiałam się, przeczuwając jakie zamiary ma '11'. Chwyciłam kubek kawy w obie dłonie i upiłam łyk.
-A jeśli będę jechał bardzo szybko?
-To nawet trochę więcej niż odrobinkę- chichrałam się, po raz kolejny przykładając naczynie do ust.-Thiago, kawa nam wystygnie- droczyłam się, kiedy piłkarz odpinał guziki mojej marynarki.
-Kupimy po drodze, na stacji benzynowej- kontynuował swoje poczynania, zbywając mnie zdawkowymi odpowiedziami na moje argumenty.-Wiesz, seksownie wyglądasz w tych okularach- szepnął, kładąc wcześniej wspomniany element garderoby na szafce, zaraz obok kawy.
-I dlatego mi je ściągasz?- zaśmiałam się. Wiem, że wybrałam zły moment i miejsce, ale zastanawiałam się nad logiką jego postępowania.
-Cii- przylgnął do moich ust, nie dając mi szans na wypowiedzenie kolejnych słów. Przymknęłam oczy i oddałam pocałunek, czując jak z każdą sekundą motyle w moim żołądku zaczynają szaleć coraz bardziej. Z biegiem czasu na podłodze lądowały kolejne elementy mojego starannie dobranego stroju, których pozbawiał mnie piłkarz Blaugrany.
-Jesteś niemożliwy- mruknęłam, kiedy jakiś czas później lekko zdyszani leżeliśmy patrząc sobie w oczy.
-Ja też Cię kocham- cmoknął mnie w nos.
-Która to godzina?- obróciłam się na drugi bok, wzrokiem szukając telefonu.- 8:30!!!- krzyknęłam.-Thiago, ja mam zaraz zajęcia. Naprawdę nie mogę się spóźnić. Raz, dwa!- panikowałam wciągając na nogi czarne rajstopy.
-Zdążymy- uspokajał mnie piłkarz, który swoim opanowaniem doprowadzał mnie do szału. W trybie przyspieszonym wpakowaliśmy się do samochodu i z piskiem opon wyjechaliśmy z parkingu.
-Nosz kurwa! Znowu czerwone!- warknęłam, kiedy utknęliśmy przed jednym z większych skrzyżowań Barcelony.
-Kochanie, nie denerwuj się- rzucił piłkarz spokojnym tonem, kładąc dłoń na moim karku. Przymknęłam oczy, starając się opanować.
-Miałam być dzisiaj wcześniej na uniwerku, a tu proszę: czerwone za czerwonym!- złościłam się, odpinając pas, który uniemożliwiał mi dosięgnięcie rzuconej na tylną kanapę torby.
-I już pomarańczowe, widzisz?- oznajmił mi Thiago, wrzucając 'jedynkę'. Kilka sekund później przeraźliwy huk niemal przebił mi bębenki. Białe Audi Alcántary przekoziołkowało, a ja straciłam orientację nie potrafiąc określić gdzie jest niebo, a gdzie grunt. Czułam jedynie ciepłą, lepką ciecz spływającą mojej skroni tylko po to, by po chwili wpłynąć na beżową marynarkę.
-Thiago?- rzuciłam przed siebie, dostrzegając sylwetkę ukochanego.-Thiago!- próbowałam krzyczeć, jednak z mojego gardła wydobył się jedynie głośny szept.
-Mel? Nic Ci nie jest?- próbował wyswobodzić się z pasów.-Matko kochana, Melody! Nie martw się, wszystko będzie dobrze. Nie ruszaj się Kochanie. Wszystko będzie dobrze! NIE RUSZAJ SIĘ!- podkreślił, widząc, że mimo jego próśb i tak staram się wydostać z tego, co zostało po samochodzie.
-Tak, jesteśmy na Ramblach. Kobieta i mężczyzna, oboje w wieku około 22 lat. Oboje są przytomni, pospieszcie się!- usłyszałam nieznany mi męski głos.-Halo, proszę Pana! Słyszy mnie Pan?- zwrócił się w kierunku piłkarza.-Co Pana boli?
-Melody..- wskazał na mnie dłonią.-Ze mną wszystko dobrze. Melody!- powtórzył.
-Proszę Pani, proszę się nie ruszać!- pouczył mnie.-Kobieta wpadła pomiędzy dwa siedzenia, wygląda jakby w chwili wypadku chciała chwycić coś z tylnego siedzenia. Nie, pasy są odpięte- spojrzał na mnie karcąco.
-Kocham Cię, Melody. Wiesz?- wymruczał Thiago.-O, słychać karetkę. Zaraz nas stąd zabiorą- ciągnął. Faktycznie, kiedy skupiłam się na dochodzących do mnie dźwiękach, w oddali usłyszałam sygnał ambulansu. Przymknęłam na chwilę oczy i nawet nie wiem kiedy przeniosłam się do zupełnie innego świata. Nic mnie nie bolało, a wręcz przeciwnie. Leżeliśmy z Thiago na plaży, starając się złapać trochę słońca. Obok nas kilku chłopaków z drużyny kombinowało coś przy grillu, a Yolanda i Antonella bawiły się z dzieciakami przy brzegu. Nagle wszystko się rozmazało, cała sceneria zniknęła.
-Słyszy mnie Pani? Wie Pani co się stało?- Łysiejący mężczyzna w białym kubraku patrzył wprost na mnie.
-Gdzie jest Thiago?
-Nic mu nie jest, proszę się nie martwić. Czy coś Panią boli?- kontynuował swoją paplaninę. Zastanowiłam się i powoli, kawałek po kawałku przeanalizowałam swoje ciało.
-Głowa- mruknęłam- i brzuch. Co się stało?
-Miała Pani wypadek samochodowy.
-Domyślam się, ale co dokładnie się stało? Jak to? Przecież mieliśmy zielone- starałam się przypomnieć sobie każdy, nawet najdrobniejszy szczegół.
-Kierowca samochodu ciężarowego zasnął za kierownicą i nie zatrzymał się na światłach. Uderzył w  Was od strony pasażera. Mam świadomość, że to nie czas i miejsce na takie uwagi ale gdyby miała Pani zapięte pasy...
-Wiem, wiem. Przez cały czas byłam przypięta. Odpięłam się tylko na chwilę, bo nie mogłam dosięgnąć leżącej z tyłu torebki- wyjaśniłam.
-Mimo wszystko. Gdyby pasy były zapięte, Pani obrażenia nie byłyby tak rozległe.
-Jak bardzo rozległe są teraz?- przestraszyłam się.
-Nie zagrażają Pani życiu, jednak nie wygląda to kolorowo. Za kilka godzin wykonamy ponowne USG, a teraz proszę odpoczywać.
-Ale Thiago..- upomniałam się o ukochanego.
-Proszę się nie martwić, za chwilę do Pani przyjdzie- rzucił. Wyrzuty sumienia zjadały mnie od wewnątrz. Gdybym nie go tak nie pospieszała, gdybym pojechała tym przeklętym autobusem, nic takiego by się nie wydarzyło.
-Melody!- niemal krzyknął stając w drzwiach.-Jak się czujesz Kochanie? Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.
-Przepraszam- spuściłam głowę i nie wiem nawet w jakim momencie po prostu się rozpłakałam.
-Ale za co, głuptasie? To przecież ja nie byłem wystarczająco ostrożny- przytulił mnie delikatnie, nie chcąc zapewne sprawić bólu i pogłaskał po głowie.
-To ja kazałam Ci się pospieszyć, przepraszam.
-Cii- kołysał się lekko trzymając mnie w ramionach.-Lekarz mówił, że za kilka tygodni nie będzie już śladu po wypadku. Powiedział też, że chcą zrobić kolejne USG. Wiesz może po co?- spojrzał na mnie poważnym wzrokiem.
-Nie- pokiwałam przecząco głową.
-Hmm, dziwne. Może po prostu chcą się upewnić, że nic Ci nie jest- uśmiechnął się delikatnie.-Prześpij się chwilę, musisz teraz odpoczywać.
-A co z Tobą? Wszystko dobrze?- upewniłam się.
-Tak, wszystko ok. Kilka siniaków i otarć- wskazał dłonią na opatrunek  nad okiem- będę żył.-Ułożył się koło mnie, starając się mnie nie dotykać.
-Przysuń się, głuptasie-  wyciągnęłam ręce w kierunku lubego.

Następnego ranka przemiła pielęgniarka pchała wózek inwalidzki, na którym siedziałam. Czułam się niezręcznie, nie mogąc iść o własnych siłach, jednak mimo mojego sprzeciwu lekarz nie wyraził zgody na podróż 'pieszo'. Jechałyśmy na tajemnicze USG, a ja obiecałam sobie, że nie odpuszczę lekarzowi, póki nie wyjaśni mi dlaczego wykonuje badanie raz jeszcze.

Ponownie, moja ciekawość nie doprowadziła do niczego dobrego.


PS. Krótko, wiem. Staram się jak mogę, ale teraz jako 'człowiek dorosły' naprawdę nie mam kiedy pisać notek. W poprzedniej pracy pracowałam tylko do południa, teraz wracam w środku nocy i nie mam już siły włączać komputera. Ale nie o tym chciałam.. ta oto notka, moje Kochane rozpoczęła właśnie koniec historii Melody i Thiago. Pojawił się swoisty wstęp do epilogu, zawartego w pierwszej notce. Trochę mi z tego powodu smutno, bo nie zdążyłam się jeszcze 'zmęczyć' tym opowiadaniem. :(
Myślę nad rozpoczęciem czegoś nowego (krótkiego, porównajmy to do nowelki), w okolicach świąt. Notki dodawałabym mniej więcej do połowy stycznia.
Pozdrawiam cieplutko w ten mroźny czas! :)

poniedziałek, 26 listopada 2012

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx


Mimo że kalendarz wskazuje początek listopada, pogoda w Katalonii łudząco przypomina wiosenne wieczory. Zachęceni wysoką temperaturą ludzie tłumnie wychodzą na ulice i zaludniają parki, chcąc maksymalnie wykorzystać ostatnie podrygi ciepła. Pojawiające się od czasu do czasu w mojej głowie wyrzuty sumienia, związanie z marnowaniem oferty złożonej przez samą matkę naturę skutecznie zagłuszał sygnał w telefonie, który podczas prób skontaktowania się z Thiago informował mnie, że mężczyzna odrzuca moje połączenie. Po kolejnej nieudanej próbie głośno westchnąwszy opadłam zrezygnowana na kanapę, przeklinając lubego w duchu. Rozumiem- miał prawo być zdenerwowany, bo to nic przyjemnego dowiedzieć się że jego dziewczyna spała z ich wspólnym przyjacielem, ale na Boga! Przecież to wszystko działo się zanim zostaliśmy parą! Zapychałam pocztę głosową wiadomościami od trzech dni i czułam narastającą irytację. Postanowiłam, że pojadę do piłkarza i wyjaśnię tę sprawę raz na zawsze. Gorąca woda lecąca z prysznica, pozwoliła mi się zrelaksować i choć na chwilę zapomnieć o beznadziejnej sytuacji z Thiago. Powoli ubrałam się w pierwsze, co wpadło mi w ręce i podreptałam na autobus, z którego wysiadłam niedaleko domu piłkarza. Zapukałam niepewnie, czekając na reakcję ze strony gospodarza. Kiedy w końcu otworzył, przywitał mnie kwaśną miną i widocznym zrezygnowaniem.
-Ah, to Ty- rzucił sucho.-Co jest?
-Mi też miło Cię widzieć. Mogę wejść?- spytałam głośno i wyraźnie, stojąc już z podniesioną głową.
-Yhym-mruknął robiąc mi miejsce.
-Thiago, tak nie może być. Jesteś zdenerwowany, rozumiem. Ja też nie spodziewałam się takiego rozwoju akcji. Cóż, popełniłam błąd i sama nie wiem jakim cudem dwa razy spałam z Javierem- spuściłam głowę, tracąc pewność siebie.-Co się stało to się nie odstanie- wzruszyłam ramionami, opierając się o komodę. Przez cały ten czas staliśmy w przedpokoju, zerkając na siebie od czasu do czasu.-Uważam jednak, że nie powinieneś mieć o to do mnie pretensji, bo to wszystko stało się zanim zostaliśmy parą. Ba, zanim zaczęłam coś do Ciebie czuć!-przeraźliwa cisza, która zaległa między nami naciskała na mnie coraz mocniej.-Powiedz coś- rzuciłam.
-Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
-Jak Ty sobie to wyobrażasz?- parsknęłam śmiechem.-'Cześć Kochanie, spałam z Mascherano'?- pisnęłam ironicznie.-Thiago, przestań się boczyć- objęłam lubego w pasie i mocno przytuliłam. Ten jednak pozostał niewzruszony i nadal trzymał ręce w kieszeniach. Po raz kolejny głośno westchnęłam, wzniosłam oczy ku niebu i chwyciwszy mężczyznę za nadgarstki oplotłam jego ręce wokół mojej talii. Uśmiechnęłam się delikatnie, kiedy poczułam jak piłkarz wzmacnia uścisk.-Nie jesteś już zły?- mruknęłam mu wprost do ucha.
-Jeszcze trochę jestem- zaśmiał się. Stanęłam na palcach i cmoknęłam mężczyznę prosto w usta.
-A teraz?
-Hmm- udał zamyślonego.-Odrobinkę- złapał mnie w pasie i posadził na stojącej w przedpokoju dębowej komodzie.-Obiecaj mi coś- stuknął nosem o mój nos. Spojrzałam na niego pytająco.-Nie rób mi więcej takich niespodzianek, dobrze?
-Niech będzie- po tych słowach ponownie straciłam grunt i niesiona przez '11' znalazłam się w salonie.
-Oglądamy coś?- zaproponował luby, na co tylko wzruszyłam ramionami.. Kilka chwil później siedziałam już na kanapie, a na mojej głowie spoczywała głowa pewnego piłkarza.
-Mel?- mruknął, przewracając się na plecy.
-Thiago?
-Kocham Cię, wiesz?-spojrzał na mnie bez cienia rozbawienia malującego się na twarzy.
-Ja też Cię kocham, Panie Alcántara- uśmiechnęłam się zerkając w czekoladowe tęczówki.



Kolejne dni mijały spokojnie i wszystkie wyglądały tak samo: uczelnia, dom, wieczorne spotkanie z Thiago. Za dwa tygodnie miały się zacząć egzaminy, więc obiecałam sobie, że więcej czasu poświęcę na naukę. Leżałam właśnie na łóżku, otoczona stertą książek, notatek i skoroszytów kiedy domofon dał mi znać o nadejściu oczekiwanego gościa. Poprawiając okulary ubrałam kapcie i pomaszerowałam otworzyć drzwi.
-O, a co Ty robisz tu na dole?- zdziwił się piłkarz.
-Domofon się zepsuł, nie działa guzik do otwierania drzwi- zmarszczyłam twarz w dziwnym grymasie.
-Śmiesznie wyglądasz, taka poirytowana- przytulił mnie i cmoknął we włosy na powitanie.
-Ja Ci zaraz dam 'śmiesznie wyglądasz'- pogroziłam mu palcem.
-Przyniosłem coś dobrego- pomachał mi przed nosem papierową torbą, uśmiechając się szeroko.
-W takim razie zrobię nam kawy- rzuciłam zamykając drzwi, w czasie kiedy Thiago zniknął w mojej sypialni.-Au, au, au, au!- piszczałam niemal biegnąc z dwoma kubkami wypełnionymi gorącym napojem.
-Wszystko ok?- spytał kontrolnie piłkarz, nie potrafiąc ukryć rozbawienia.
-Tak, tak- ponownie rozsiadłam się na łóżku i chwyciłam kilka notatek na raz.-A teraz przepraszam Cię Kochanie ale wracam do nauki.

Podczas kiedy Alcántara bawił się moim laptopem, ja popijając kawę powtarzałam kolejne zagadnienia.
-Potrzebujesz masażu?- nie wiem kiedy Thiago znalazł się za mną, a jego ciepłe dłonie spoczęły na moim karku. Delikatnie jeździł palcami wzdłuż mojego kręgosłupa, a na mojej skórze po chwili pojawiła się gęsia skórka.
-Muszę się uczyć- delikatnie odsunęłam się od piłkarza, który jednak nie przejął się tym za bardzo.
-Mogę dać Ci lekcję anatomii- mruknął mi do ucha, przyjmując głos amanta rodem ze starych filmów.
-To było tanie, Kochanie- zaśmiałam się, wczytując się w kolejną definicję.-Thiago- przymknęłam oczy, resztkami sił próbując odmówić mężczyźnie, który właśnie obsypywał pocałunkami moje ramiona.
-Zostaw- wyciągnął mi z dłoni kartki papieru i rzucił je na podłogę.
-Będziesz je potem układał- jęknęłam.
-Yhym- zajął się drugim ramieniem,  strząsając resztę książek na kremowy dywan.
-One nie są moje,  uważaj bo zniszczysz- nadal marudziłam, podczas gdy butelkowozielony sweterek, który jeszcze przed chwilą miałam na sobie, bezszelestnie zsunął się z łóżka.
-To też jest nam niepotrzebne- zaśmiał się Thiago, ściągając z moich włosów brązową gumkę. Całkowicie poddałam się pieszczotom mężczyzny, w pełni świadoma, że przegrałam tę walkę i nie będę w stanie oprzeć się jego działaniom.

-Jeśli nie zaliczę tych egzaminów, to będzie Twoja wina, wiesz?- zaśmiałam się, żegnając lubego kilkadzieścia minut później.
-I co wtedy?- spytał objąwszy mnie w pasie.
-Wtedy pożałujesz- cmoknęłam ukochanego w usta.
-Naprawdę?- rzucił kpiąco.-Zobaczymy- pokazał mi rząd białych zębów, po czym bez ostrzeżenia zaczął mnie całować.
-Thiago, jesteśmy na klatce schodowej- próbowałam zachować chociaż resztki przyzwoitości.
-Mi to nie przeszkadza- wzruszył ramionami i zabrał się za kontynuowanie tego, co przerwałam mu swoim pouczeniem.
-Cześć- męski głos przerwał nam zabawę. Zesztywniałam, dobrze wiedząc kogo zobaczę, kiedy otworzę oczy.
-Cześć- mruknęłam i ponownie spojrzałam na ukochanego.
-Możemy pogadać?- spytał Mascherano.
-Nie mamy chyba o czym- wzruszyłam ramionami.-Wejdziesz jeszcze na chwilę, Thiago?
-Melody, zaczekaj. Thiago..przepraszam Was. Byłem pijany..- zaczął się tłumaczyć.
-Weź sobie te przeprosiny, złóż w kostkę i wsadź  w dupę, Javier. Przepraszam ale jestem już zmęczona. Dobranoc- rzuciłam w stronę '14' i pociągnęłam Alcántarę w głąb swojego mieszkania. Wiedziałam, że mimo iż spotkali się na kilku treningach od czasu owej pamiętnej nocy, Thiago nadal nie wybaczył Argentyńczykowi, więc bezpieczniej będzie ewakuować go z korytarza.


PS. Wiem, że krótko- przepraszam. Wiem, że długo mnie nie było- przepraszam. Notka troszkę wymuszona ale robię co mogę i mam nadzieję, że uda mi się powrócić do systematycznego dodawania kolejnych części. Już teraz wiem, że nowości będą dodawane w poniedziałek. Może, wyjątkowo, dodam coś jutro ale nie obiecuję. Dziękuję za cierpliwość!!! :)))

Wczorajsze 4:0,aaah! :)) I szkoda mi trochę Sevilli, jakoś nie przepadam za Atletico.

:)

Uroczyście oświadczam, że (w końcu!!!) jestem w trakcie pisania kolejnej części, więc dzisiaj wieczorem coś tu dodam! :)

środa, 31 października 2012

16. Adiós! :(

W dość nieciekawym humorze snułam się po uliczkach Barcelony Z wciśniętymi w uszy słuchawkami kopałam Bogu ducha winny kamień, który raz po raz odlatywał na pewną odległość po kontakcie z moim butem. Kiedy przechodziłam przez park, w którym uświadomiłam sobie, że powinnam spróbować związać się z Thiago, poczułam się jeszcze gorzej. Głośno wzdychając usiadłam na jednej z ławek i mocno odchylając głowę do tyłu patrzyłam w niebo.
-Co robis?- kiedy obróciłam głowę dostrzegłam na oko pięcioletniego chłopca.
-Nic ciekawego, a Ty?
-Odpocywam- odpowiedział i uśmiechnął się, błyskając przy okazji pustym miejscem po jedynce.
-A gdzie jest Twoja mama?- rozejrzałam się dokoła.
-Tam siedzi- wskazał paluszkiem na kobietę czytającą jakieś czasopismo.
-Masz braciszka czy siostrzyczkę?- spytałam, zauważywszy głęboki wózek stojący koło brunetki.
-Siostsycke- skrzywił się, wywołując u mnie atak śmiechu. Po chwili spojrzał na mnie jednak zdziwionym wzrokiem- najwyraźniej zaskoczyło go moje rozbawienie.
-Nie podoba Ci się?- próbowałam się uspokoić i przybrać w miarę poważny ton głosu.
-Ona tylko śpi i płace. Nie rozmawia ze mną ani nic- mówił, machając bezwiednie nóżkami, które nie dosięgały ziemi.
-Jest jeszcze malutka, wiesz? Za jakiś czas urośnie, nauczy się mówić i z pewnością będzie się z Tobą bawić samochodami albo kopać piłkę- uśmiechnęłam się ciepło w stronę malca.-Jesteś teraz starszym bratem, musisz o nią dbać i jej pilnować- rzuciłam moralizatorsko.-Kiedy mała trochę podrośnie, będzie chciała być taka jak Ty- wskazałam palcem na nowego znajomego.- Będzie Cię naśladować, dlatego musisz być grzeczny- pogroziłam mu żartobliwie palcem.
-Zawse jestem gzecny- wyprostował się.-Naprawdę!
-Bardzo się cieszę. Mamusia Cię chyba szuka, lepiej już do niej pójdź- powiedziałam, kiedy zauważyłam że kobieta rozgląda się za malcem wyraźnie zaniepokojona.
-Dobze- zsunął się z ławki.-Widziałaś jak skocyłem?- spytał dumnie.
-Widziałam, świetny skok! Jesteś w tym mistrzem- machając odprowadziłam malca wzrokiem, aż do momentu w którym wpadł w ramiona swojej rodzicielki. Chwycił się rączką wózka i we troje pomaszerowali w stronę wyjścia z parku.


Dzwonek do drzwi wytrącił mnie z transu, w który wpadłam ścierając stół. Przesuwałam dłonią od lewej do prawej, myślami będąc w zupełnie innej przestrzeni. Nadal mentalnie na równoległym świecie odkluczyłam drzwi i wpuściłam Thiago, przybierając wesoły wyraz twarzy.
-Hej- pocałował mnie na powitanie.
-Cześć, wejdź- zaprosiłam gościa do środka odwracając się na pięcie z zamiarem zniknięcia za kuchennymi drzwiami.
-Nie tak szybko- piłkarz pociągnął mnie za rękę, wytrącając z niej przy okazji mokrą ścierkę. Zauważył to, jednak zupełnie zignorował.-Chodź- posadził mnie sobie na kolanach, przodem do niego.-Mel, kochanie. Co się dzieje?- spojrzał na mnie troskliwym, a jednocześnie kontrolującym wzrokiem.
-Nic- cmoknęłam go w nos próbując odwrócić uwagę mężczyzny.
-A tak naprawdę?- Alcántara nie pozwolił jednak zamydlić sobie oczu, nadal oczekując bardziej rozbudowanej odpowiedzi.
-Oj nic, nie przejmuj się. Niedługo mi przejdzie, mam gorszy humor i tyle-wzruszyłam ramionami.- Zajmijmy się lepiej czymś przyjemniejszym- zbliżyłam się do Thiago i wodząc dłońmi po szyi '11' pocałowałam go zachłannie.
-Może masz rację- zamruczał.-Wrócimy do tej rozmowy-szepnął układając mnie delikatnie na kanapie, przy okazji obsypując pocałunkami policzki, szyję i ramiona.
-Zostaniesz na noc?- mruknęłam leżąc wtulona w lubego, nasłuchując bicia jego serca.
-W zasadzie już mamy noc- zaśmiał się wskazując mi palcem zegarek.
-Skoczę pod prysznic, zaraz wracam- cmoknąwszy piłkarza w usta po raz ostatni, pognałam do łazienki. Niedługo później moje miejsce zajął Thiago, a kiedy upłynęło kolejne kilkanaście minut ponownie znaleźliśmy się oboje w pozycji leżącej.-Kilkaset kanałów, a w telewizji nic ciekawego- mruknęłam zdegustowana, wciskając czerwony przycisk na pilocie.
-Może to i lepiej? Lubię sobie pogadać w nocy, wiesz? Ta pora ma to do siebie, że ludzie robią się bardziej otwarci- szepnął. Uniosłam się na łokciach, nieświadomie wbijając jeden z nich między żebra piłkarza.
-Ups, przepraszam!- rzuciłam szybko, kiedy Alcántara syknął z bólu. Po chwili przypomniałam sobie jednak po co wykonałam ten ruch, przyglądając się '11' z uwagą.-Takich słów spodziewałabym się raczej z ust kobiety, a nie Twoich- uśmiechnęłam się.-Nie wiedziałam, że jesteś taki wrażliwy!
-To źle?
-Wręcz przeciwnie- ponownie ułożyłam głowę na klatce piersiowej mężczyzny.-Co jeszcze sprawia Ci przyjemność? Prócz piłki nożnej, oczywiście.
-Przebywanie z Tobą- rzucił od razu.
-A tak bez słodzenia?- chichrałam się.
-Mówię jak jest, Kochana. Prócz tych dwóch rzeczy lubię jeszcze dobrze zjeść i podróżować. A Ty?
-W zasadzie podobnie. Chciałabym zwiedzić jak najwięcej miejsc i zostawić coś po sobie na tym świecie, nie pozwolić, żeby tak szybko o mnie zapomniano- mruknęłam.
-Ile chciałabyś mieć dzieci?- zdziwiłam się słysząc te słowa, jednak uznałam, że rozmawiamy czysto teoretycznie i po krótkim namyśle, odpowiedziałam, że troje albo czworo.-Tak dużo? Poważnie?- spytał z niedowierzaniem.
-Tak. Marzą mi się bliźnięta..-rozmarzyłam się.- I chciałabym najpierw mieć syna, żeby potem moja córka mogła mieć starszego brata- rzuciłam, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.-Kocham dzieci i może nawet w przyszłości zdecyduję się na adopcję.. Jak ta sprawa wygląda u Ciebie?
-Myślę, że chciałbym mieć dwoje dzieci. Syna i córkę. Kto wie jednak, jak to wszystko się potoczy- pocałował mnie gdzieś we włosy. Tej nocy wiele się o sobie dowiedzieliśmy. Podczas kiedy klatka piersiowa piłkarza rytmicznie unosiła się i opadała pod moją głową, ja raz jeszcze rozważałam każdą odpowiedź Thiago. Nie przypuszczałam, że jest tak wrażliwym i 'głębokim' facetem, nie doceniałam go. Cieszyłam się, że został u mnie i było nam dane tak szczerze porozmawiać. Przymknąwszy powieki, z szerokim uśmiechem na ustach próbowałam oczyścić swój umysł ze wszelkich myśli i oddać się w objęcia Morfeusza. O poranku błyskawicznie zerwałam się na równe nogi, kiedy moich uszu dotarł głośny huk.
-Przepraszam!- szepnął Alcántara rozmasowując sobie głowę.
-Co się stało?- nie potrafiłam ukryć rozbawienia.-Czemu już nie śpisz?- zerknąwszy na zegarek, ustaliłam że jest jeszcze wcześnie rano.
-O 9 mam trening, a muszę jeszcze pojechać do domu- wyjaśnił.-Schyliłem się po swoje buty i uderzyłem głową o stolik- skrzywił się.
-Bieeedaczek!- przytuliłam lubego.-Dobrze, że mnie obudziłeś, bo muszę iść na zajęcia. Nie chce mi się ale chyba nie mam wyjścia- zrobiłam smutną minę.
-O której kończysz?- spytał nie wypuszczając mnie z objęć.
-O 16:30- szepnęłam gdzieś pomiędzy całowaniem ust i policzków piłkarza.
-Muszę uciekać, ubierz się ciepło bo nieco się ochłodziło.
-Dobrze mamo- zaśmiałam się, po raz ostatni cmokając lubego na pożegnanie. W rytm latynoskich piosenek, puszczanych w radio tego poranka wykonywałam poranną toaletę, z kolei podczas kompletowania stroju na kolejny dzień na uczelni w tle pobrzmiewał Eminem. Klękając na  blacie, na który weszłam starając się dosięgnąć swojego kubka termalnego, modliłam się w duchu aby nie spaść. Najwyraźniej 'ktoś tam na górze' wysłuchał moich desperackich próśb, bo chwilę później,z gracją baletnicy zsunęłam się na podłogę bez większego problemu. W nieco lepszym humorze, kupiłam kilka owsianych ciasteczek w cukierni znajdującej się niedaleko uniwersytetu i z papierową torbą w dłoni wkroczyłam dumnie do auli.
-Coś Ty taka rozpromieniona?- na wstępnie spytała mnie rudowłosa.
-Ja?- zdziwiłam się.-Skądże znowu. Ciasteczko?- uśmiechnęłam się w stronę Juanity, dostrzegając przy tym jej badawczy wzrok.
-Chętnie- zaśmiała się, sięgając po przekąskę. W miarę możliwości przysłuchiwałyśmy się niesamowicie interesującemu wykładowi o historii hiszpańskiej literatury, od czasu do czasu wybuchając niepohamowanym śmiechem.
-Ups- zapadłam się w krzesełku przeszukując torebkę, kiedy głośna melodia oznajmiła dostarczenie wiadomości.-Zapomniałam wyciszyć!- syknęłam do rozbawionej przyjaciółki.


Jestem pod Twoją uczelnią :*


-Co on tu robi tak wcześnie?- spytałam Juanity.
-Skąd ja mam to wiedzieć?- zaśmiała się.
-Jest 14, powinnam jeszcze chwilę tu posiedzieć..- biłam się z myślami, przerzucając wzrok to na przyjaciółkę, to na wykładowcę.-Niech stracę- zgarnęłam notatki do torby, pożegnałam się z przyjaciółką i wymknęłam się tylnymi drzwiami, starając się narobić jak najmniej hałasu. Niestety, przekonana o tym, że wrota są wyposażone w spowalniacz, który zapobiega 'trzaskaniu' puściłam klamkę i przyspieszyłam kroku. Głośny huk uświadomił mi jednak, że moje wyobrażenie o uczelnianym wyposażeniu jest mylne.


Thiago stał oparty o maskę białego Audi. Ze skrzyżowanymi nogami i rękoma w kieszeniach wyglądał imponująco. Ciemne, przeciwsłoneczne okulary wsunięte na nos dodawały mu tajemniczości.
-Czemu zawdzięczam tak wczesną wizytę?- spytałam rozbawiona, witając się z Alcántarą.
-Postanowiłem Cię porwać. Masz coś przeciwko?- otworzył drzwi samochodu, gestem zapraszając mnie do środka.
-Co jeśli mam?- zaśmiałam się.
-To jest porwanie, więc w zasadzie nie masz nic do gadania- podrapał się po głowie, usadawiając się na fotelu kierowcy.-Teraz jedziemy do mnie, a potem muszę odwiedzić brata. Pojedziesz ze mną- stwierdził, nie pytając mnie nawet o zdanie.-Pójdziemy z nim na obiad, dobrze?
-Tym razem mam prawo wyboru?- chichrałam się.
-Nie- wytknął mi język, zatrzymując się na czerwonym świetle. Podczas kiedy '11' brała prysznic, ja skakałam z kanału na kanał, szukając czegoś, na czym mogłabym zawiesić oko. Znalazłam jakiś babski program o domowych kosmetykach i wciągnęłam się w niego do tego stopnia, że kiedy Thiago cały mokry objął mnie od tyłu, mało nie dostałam ataku serca.
-Przestraszyłem Cię? Strasznie mi przykro- zironizował, wciągając koszulkę i pozbawiając mnie przy okazji możliwości podziwiania go w (niemal) całej okazałości.
-Zajedziemy jeszcze do mnie, ok? Chcę się przebrać.
-Ok, mamy jeszcze trochę czasu- rzucił okiem na zegarek.


Ubrałam obcisłe jeansy i beżowy sweterek, a do tego dobrałam kremowe botki.
-Voilá!- zaprezentowałam się.-I jak?- obróciłam się.
-Wyglądasz ślicznie- uśmiechnął się, odszukując swoją dłonią mojej.- Rafi dzwonił, już na nas czeka. Umówiłem nas z nim w małej restauracji na obrzeżach, spodoba Ci się- pocałował mnie w policzek i pozwolił zamknąć drzwi. Przez całą drogę piłkarz opowiadał o dzisiejszym treningu, przytaczając kilka zabawnych sytuacji z owego wydarzenia.
-A tak w zasadzie to dlaczego chciałeś, żeby pojechała z Tobą na spotkanie z bratem?
-Bo to nie ze mną chciał się widzieć, tylko właśnie z Tobą. Truł mi ostatnio bez końca, żebym Cię ze sobą przyprowadził. Co więc było robić, miałem odmówić młodszemu braciszkowi?- zaśmiał się.
-A co, jeśli mnie nie polubi?- mruknęłam.
-Niemożliwe- korzystając z kolejnego na naszej drodze, czerwonego światła pocałował mnie przelotnie.
-Obyś miał rację. Opowiedz mi o nim- zażądałam.
-Rafael urodził się w 1993 roku, aktualnie gra w Barcelonie B ale myślę, że to kwestia czasu kiedy pojawi się w Primer Equipo- uśmiechnął się dumnie.-Cały oddał się futbolowi i nie widzę go w żadnym innym miejscu na świecie, jak w szeregach Barçy.
-Na pewno mu się uda- rzuciłam przekonana.-Jest młody, tak jak ja ma dopiero 19 lat, dopiero się rozwija. Jesteś z niego dumny, prawda?
-Pewnie, mój młodszy brat dzieli moją pasję i zaczyna odnosić sukcesy w tym co kocha. Z treningu na trening jest coraz lepszy, czy mam mówić dalej?- zatrzymał auto, pod restauracją ozdobioną szyldem 'El restaurante pequeño'.
-Dziwna nazwa- rzuciłam, chwytając rękę Thiago. Kiedy przekroczyliśmy próg lokalu, niemal od razu naszych oczu dobiegł uśmiechnięty od ucha do ucha chłopak, a ja nie mając wątpliwości kim ów młodzieniec jest, więc od razu skierowałam się w jego stronę.
-Cześć! Jestem Rafael, miło mi- przytulił mnie na powitanie.
-Hej! Melody, przyjemność po mojej stronie- wyszczerzyłam się. Bracia wymienili krótkie 'cześć' i chwilę później siedzieliśmy już przy stole dyskutując na różne tematy. Podczas oczekiwania na posiłek, popijając sok pomarańczowy starałam się lepiej poznać młodszego Alcántarę zadając mężczyźnie mnóstwo pytań, na tyle samo przy okazji odpowiadając. Ciepła dłoń Thiago spoczywająca na mojej miała za zadanie dodać mi otuchy, jednak sympatia jaką emanował Rafinha szybko pozwoliła mi się poczuć spokojną i wyluzowaną.
-Ale się objadłem- mruknął mój luby po skończonym posiłku.
-Mogę zjeść Twój deser, skoro nie masz już miejsca w żołądku- zaśmiał się dziewiętnastolatek.
-Chciałbyś!- fuknęła '11' przyciągając talerzyk z kawałkiem ciasta do siebie.-Na porcję brownie zawsze znajdę trochę wolnej przestrzeni- chichrając się wbił w słodkość widelczyk.
-Mmm, pyszne- rozpływałam się konsumując małą bombę kaloryczną.
-Wiedziałem, że będzie Ci smakować. Mają tutaj kobietę, która zajmuje się jedynie pieczeniem ciast. Taki 'Leo Messi cukiernictwa'- rozbawił mnie tym porównaniem.
-Nie ma mowy, ja też się z Wami składam!- oburzyłam się dostrzegając, że starszy z braci po raz kolejny chce 'postawić mi' posiłek.
-Nie ma za co- cmoknął mnie w usta, a ja w geście obrażonego dziecka złożyłam ręce na piersiach.-Chodź, foszku- Thiago objął mnie w pasie i otulając mnie ciaśniej owiniętą wokół mojej szyi chustą poprowadził do wyjścia.
-Zabiorę się z Wami, ok?- rzucił Rafi w stronę '11'.
-Pewnie. Jak tu przyjechałeś?- zdziwił się starszy.
-Byłem umówiony w okolicy, więc przyszedłem pieszo- wzruszył ramionami, pakując się na tylne siedzenie białego Audi.-Podgłoś to, szybko!- rozkazał bratu, kiedy z radio popłynął nowy utwór Pitbulla. Nieco zniesmaczona gustem muzycznym mojego rówieśnika zerknęłam za siebie i po chwili, kiedy dostrzegłam tańczącego mężczyznę próbującego wtórować wykonawcy, wybuchnęłam głośnym śmiechem.
-Rafi, przestań- mówiłam przez łzy, ledwie mogąc wykrzsztusić z siebie pojedyncze słowa.-Mój brzuch! Proszę Cię, zostań lepiej przy piłce, a muzykę zostaw innym, dobrze?- pogłaskałam chłopaka po ciemnych włosach, obdarzając go przy okazji pełnym współczucia spojrzeniem.
-Taka jesteś mądra? Sama coś zaśpiewaj!- zaśmiał się.
-Ooo nie! Ja się na to nie piszę. W każdym razie nie na trzeźwo, za bardzo się krępuję bez alkoholu- odmówiłam czym prędzej.
-A propos trzeźwości- wtrącił starszy Alcántara.-Valdés szykuje jakąś imprezę i zaprosił nas do siebie w weekend- rzucił.-Rafi, Ty też możesz wpaść- mruknął odwracając się do brata.
-Z jakiej to okazji?- zdziwiłam się.
-W sumie to nawet nie wiem, muszę spytać chłopaków. Napisał mi sms-a, że w sobotę organizuje popijawę i mamy do niego przyjść- wzruszył ramionami.-Idziemy, prawda?
-Pewnie!- zgodziłam się ochoczo. Gdybym miała zdolności jasnowidzenia, zapewne nie byłabym jednak tak optymistycznie do tego nastawiona. Niestety, nie posiadam nawet dobrej intuicji, więc w błogiej nieświadomości kompletowałam w myślach strój na wspomniane chwilę wcześniej wyjście.
-Miło było Cię w końcu poznać, musimy spotykać się częściej- pożegnał się ze mną Rafi, kiedy wysadzaliśmy go pod rodzinnym domem Alcántary.-Na pewno nie wpadniecie na kawę?
-Nie, nie- odpowiedziałam czym prędzej, nie dopuszczając Thiago do głosu.-Innym razem- uśmiechnęłam się, machając młodszemu z braci na pożegnanie.
-Jedziemy do mnie?- spytała '11'.
-Może wpadniemy do Javiera? Nie rozmawiałam z nim od kilku dni- zaproponowałam.-Zadzwonię do niego i spytam czy jest w domu- rzuciłam, kiedy luby kiwnął głową, na znak że akceptuje mój plan.
-Halo?- usłyszałam w słuchawce.
-¡Hola pendejo! Co robisz?
-Spałem- przeciągłe ziewnięcie miało mi chyba uświadomić, że piłkarz nie żartował.
-Za 15 minut wpadniemy do Ciebie w odwiedziny. Szykuj się.
-Ale ja nie..- zaczął, jednak rozłączyłam się zanim skończył.
-Zgodził się, mówił że mamy czuć się zaproszeni- posłałam mężczyźnie buziaka i ruszyliśmy w drogę do kamienicy w której mieszkam.
-Na pewno się zgodził?- Thiago spojrzał na mnie podejrzliwie, gdy już od kilku minut dobijaliśmy się do frontowych drzwi Argentyńczyka.
-Tak, tak. Na pewno- powiedziałam pewnym siebie głosem.
-Siema- rzucił uśmiechnięty i nieco zdyszany piłkarz, ciągnąc za sobą blondwłosą kobietę.-Nie dałaś mi dokończyć.. spałem ale nie u siebie- rzucił szybkie spojrzenie w kierunku partnerki.
-Aaaah, rozumiem- zaśmiałam się.-To może my wpadniemy innym razem- pchnęłam nieco zdezorientowanego lubego w stronę schodów.
-Nie, nie. Zapraszam do środka- rzucił Maschi otwierając drzwi.


Czarne, skórzane spodnie idealnie łączyły się z łososiową bluzką. Po całym tygodniu intensywnej nauki cieszyłam się, że w końcu wyrwę się na imprezę, więc z uśmiechem na ustach tuszowałam rzęsy.
-To my!- usłyszałam dwa męskie głosy, należące do '11' i '14' katalońskiej Blaugrany.
-Hahahaha, Mel, wyglądasz jak jednooki pirat- zaśmiał się Mascherano,widząc mnie z jednym tylko pomalowanym okiem.
-Bardzo śmieszne- wytknęłam mu język, całując lubego na powitanie.-Dajcie mi pięć minut, zaraz będę gotowa. Czym prędzej dokończyłam to, co mi przerwano i chwilę później dołączyłam do moich gości.
-Świetnie wyglądasz- mruknął mi do ucha Thiago.
-Dziękuję- uśmiechnęłam się.-Javier, dlaczego tak właściwie nie ma z nami Twojej ukochanej?- spytałam zdziwiona, uświadamiając sobie brak blondynki u boku mężczyzny.
-Pojechała do rodziców, do Valladolid- skrzywił się piłkarz.
-I dlatego zgłosiłeś się na naszego kierowcę tego wieczora?- zaśmiałam się, widząc grymas na twarzy Mascherano.
-Wolę nic nie pić, nie chcę zrobić nic głupiego- wzruszył ramionami, składając mi krótkie, aczkolwiek treściwe wytłumaczenie.
-Rozumiem. To co chłopcy, idziemy?- klepnęłam Thiago w udo, podnosząc się z kanapy.
-Nie tak szybko- pociągnął mnie za rękę, sadzając na swoich kolanach.-Czekamy jeszcze na Alexisa i Rafaela, zabiorą się z nami.
-Ok- uśmiechnęłam się.
-Powinni już być- mruknął mój luby zerkając na zegarek.
-Napijecie się czegoś?- spytałam chcąc jakoś wypełnić czas, który pozostał nam do przybycia królewskiej pary.
-Masz coś zimnego?- rzucił Maschi, na co skinęłam głową, przerzucając wzrok na Alcántarę.
-Dla mnie to samo- cmoknął mnie w policzek. Kiedy wypełniałam pomarańczowym, gazowanym napojem trzy szklanki, usłyszałam rozmowę piłkarzy, którzy upewnili mnie w przekonaniu, że o sztuce plotkowania nie wiedzą nic: rozmawiali o mnie nie starając się nawet mówić nieco ciszej, tak abym nie usłyszała. Dodatkowo, kiedy wróciłam do salonu nagle zapadła grobowa cisza, którą przerwał mój gwałtowny wybuch śmiechu.
-Oj chłopcy, chłopcy- wytarłam oczy, z których poleciały pojedyncze łzy.-Tak Maschi, noszę seksowną bieliznę i tak, Thiago, mam gdzieś w szafie strój Pani Strażak, kupiony w Sex Shop'ie. To prezent od mojej przyjaciółki, Katie. Coś jeszcze chcielibyście wiedzieć?- spytałam szczerząc zęby, siedząc w towarzystwie dwóch zdziwionych i nieco oszołomionych mężczyzn.-Nie odbierzesz?-rzuciłam w stronę lubego, którego telefon dzwonił już od kilku sekund, a ten nawet nie ruszył się by sprawdzić kto próbuje się z nim skontaktować.
-Co? Tak, już odbieram- mruknął, próbując wyjąć urządzenie z kieszeni.-Rafael-powiedział i wyszedł na klatkę. Po chwili razem z Maschim usłyszeliśmy jak woła brata i chilijczyka, którzy zapewne stali pod drzwiami prowadzącymi do mieszkania Javiera, dwa piętra wyżej.
-Siema- przywitali się dwa piłkarze.
-Hej- przytuliłam każdego z nich.-To co, jedziemy?- spytałam podekscytowana. Wpakowaliśmy się do samochodu '11' i w szampańskich humorach pomknęliśmy w stronę domu 'El portero' i jego rodziny. Na imprezie pojawił się prawie cały skład Azulgrany, z wyjątkiem 'Lionelli', Cesca i Danielli a także Pinto i Adriano.  By nieco rozruszać towarzystwo zaprosiłam Panie do zabawy polegającej na rzuceniu luźnego, często dość osobistego i może nawet krępującego hasła typu: 'miałam więcej niż 5 partnerów seksualnych', po czym każda z uczestniczek odpowiadająca na pytanie/stwierdzenie twierdząco powinna upić łyk ze swojego alkoholowego napoju (nie licząc oczywiście ciężarnych).
-To która pierwsza?- spytała wesoło blondynka, która tego wieczora partnerowała Busquetsowi.
-Ja mogę- zgłosiłam się na ochotniczkę.-Od czego by tu zacząć..-mruczałam sama do siebie, rzucając krótkie spojrzenia każdej z siedzących obok mnie kobiet.-Brałam udział w trójkącie, z dwoma facetami-omiotłam pomieszczenie wzrokiem, szukając odważnej, która przyznałaby się do przeżycia owego doświadczenia. Szczupła, krótkowłosa hiszpanka lekko zawstydzona szybko przyłożyła szklankę do ust, na co kilka innych kobiet zaśmiało się cicho. Z każdym kolejnym stwierdzeniem robiłyśmy się bardziej otwarte i odważne, a obecne jeszcze chwilę wcześniej zahamowania gdzieś wyparowały. Wiedziałyśmy już, która z nas chciałaby 'zaliczyć' poszczególnych piłkarzy, która miała  w przeszłości bliższe kontakty z kobietą czy która coś w życiu ukradła.
-Drogie Panie, nie chciałbym Wam przeszkadzać- nie wiadomo skąd pojawił się przy nas Xavi- jednak czuję się odrobinę niezręcznie tańcząc z facetami- skrzywił się , wywołując tym samym wybuch śmiechu wśród żeńskiej części gości.
-Ja też mam ochotę się pobujać- uśmiechnęłam się, ciągnąc za ręce kobiety siedzące po mojej lewej i prawej stronie. Nim się spostrzegłam wirowałam w rytm kawałka Aventury, w ramionach (a w zasadzie ramieniu) Puyola.
-Odbijany- między nas wkradł się młodszy Alcántara, porywając mnie do tańca.-Nieźle się ruszasz- mruknął z uznaniem.
-Ty też nie jesteś najgrszy- zaśmiałam się, wykonując kolejny obrót, wpadając tym samym wprost w objęcia starszego z braci.
-Nareszcie do Ciebie dotarłem- szepnął mi do ucha, a ja nic nie mówiąc tylko go pocałowałam.-Bailamos?- zaśmiałam się, słysząc pierwsze nuty tej znanej melodii. Czułam się dziwnie lekko, jakbym nie miała żadnych problemów. Tak, w tej chwili zdecydowanie odczuwałam zalety spożywania alkoholu. Przyjemny szum w głowie zagłuszał wszelkie niepewności i rozterki.
-Nie mam już siły- wydyszał Thiago, ciągnąc mnie za sobą na kanapę. Nie było nam dane jednak razem usiąść, bo w chwili, w której już miałam klapnąć na skórzany mebel, usłyszałam głos Mascherano.
-Mel! Chodź, zatańczymy!- zerknęłam przepraszająco na lubego, posyłając mu całusa.
-Zaraz wracam, muszę z nim raz zatańczyć, bo mi nie odpuści- chichrałam się.-Miał nie pić, a ledwo stoi na nogach- westchnęłam rozbawiona.
-Ok, ja w tym czasie skoczę po coś do picia- musnął moje usta i zniknął w tłumie, a kilka sekund później już wywijałam na środku salonu VV.
-Panie i Panowie- dobiegło naszych uszu, kiedy nagle muzyka umilkła.-Czas na coś wolniejszego- gospodarz mrugnął do zgromadzonych gości i puścił jakąś romantyczną piosenkę. Wzrokiem wyszukałam Thiago, jednak nigdzie go nie dostrzegłam. Nie przeczuwając żadnego niebezpieczeństwa ze strony przyjaciela, przytuliłam go ostrożnie i kładąc głowę na ramieniu piłkarza bujałam się od lewej do prawej.
-Mel- delikatnie strząsnął moją głowę ze swego barku.
-Hm?- wyprostowałam się i zerknęłam na Argentyńczyka.
-Kocham Cię- poczułam, jak rozgrzanym czołem opiera się o moje. Natychmiast automatyczni cofnęłam się o krok, przyglądając się mężczyźnie badawczo.
-Jesteś pijany- rzuciłam, chcąc wyswobodzić się z jego objęć.-Nie powinieneś tyle pić, miałeś rację.
-Ja nie jestem pijany- podniósł głos.
-Puść mnie- warknęłam, kiedy ścisnął moje prawe ramię.
-Najpierw mnie wysłuchaj- rzucił tonem nieznoszącym sprzeciwu.
-Puść mnie!- powtórzyłam.-To boli!- zauważyłam, że wszyscy zwrócili na nas uwagę. Nie wiadomo kiedy zza mych pleców wyskoczył właściciel koszulki z numerem '11' i odepchnął katalońską '14'.
-Zostaw ją!- ryknął unosząc pięści.
-Thiago, nie! On jest pijany, nie wie co robi- przestraszyłam się, że dojdzie między nimi do rękoczynów.
-'Thiago, nie!'- przedrzeźniał mnie Javier.-Wielce zakochana-przychnął.- Powiedziałaś mu chociaż, co robiłaś ze mną jakiś czas temu?- spojrzał w moim kierunku pełnym żalu wzrokiem.
-Zamknij się, Maschi. Nic mnie wtedy z nim nie łączyło. Nie masz prawa o tym mówić!- krzyknęłam w panice, momentalnie trzeźwiejąc.
-Czyli mu nie powiedziałaś- zaśmiał się.
-Stop!- wtrącił się Alcántara.-Dowiem się w końcu o czym rozmawiacie?
-O niczym ważnym. Jakiś czas temu, kiedy jeszcze nie byliśmy parą, zrobiliśmy coś głupiego i tyle- wzruszyłam ramionami.
-Skoro tak, to dlaczego jesteś taka zdenerwowana?- spojrzał na mnie podejrzliwie.
-Bo nie jest to dla mnie komfortowa sytuacja!- zdenerwowała mnie ciekawość Thiago, który teraz uparcie wpatrywał się w Argentyńczyka oczekując jego wersji.
-A Ty? Nic nie powiesz?- fuknął do Javiera, który nadal uśmiechał się głupkowato.
-Co ja Ci mogę powiedzieć.. przeżyliśmy przygodę- wyszczerzył zęby.-Skłamałbym, gdybym powiedział że tylko jedną. Spałem z Twoją dziewczyną i muszę Ci powiedzieć, że było zajebiście- klasnął w dłonie rozsiadając się na kanapie.
-Co Ty powiedziałeś?- krzyknął piłkarz.- Mel?- szukał u mnie potwierdzenia bądź negacji.
-Mówiłam Ci, to było zanim zostaliśmy parą!- fuknęłam czerwona na twarzy.- Stało się, co mogę powiedzieć- po tych słowach gracz Dumy Katalonii z numerem '11' na plecach odwrócił się i pognał w kierunku drzwi.-Thiago!- bezskutecznie próbowałam go zatrzymać.-Alcántara, zaczekaj!- pozostali goście Państwa Valdés obserwowali nasze show w milczeniu.-I na co się gapicie?- warknęłam i zła na cały świat, a najbardziej na pewnego Argentyńczyka wybiegłam na zewnątrz. Wsłuchując się w rytmiczne stukanie szpilek uderzających o płytki chodnikowe zmierzałam ku stojącej na końcu ulicy taksówce.
-Dobry wieczór, Rambla del Raval 77, proszę.
-Dobry wieczór, kochana Pani. Już jedziemy. Piękna noc, prawda?- spytał wesoło taksówkarz, za co miałam ochotę go zamordować.
-Prawda- mruknęłam tylko wpatrując się w swoje odbicie, patrzące na mnie z szyby. Mężczyzna kierujący pojazdem zdawał się nie zauważać mojego złego humoru albo najzwyczajniej w świecie go ignorował, ponieważ przez całą podróż trajkotał jak nakręcony. Opowiadał coś o swojej rodzinie i o zabawnym kliencie, którego miał przyjemność wczoraj wieźć, nie zważając nawet na to, że mu nie odpowiadam. Kiedy tylko przed moimi oczami zamigotały drzwi wejściowe do kamienicy w której mieszkam, niemal rzuciłam pieniądze taksówkarzowi i pognałam w ich kierunku, ściskając w dłoni klucz.


PS. Oczywiście miałam szczegółowo ułożony plan, jak to wszystko rozegrać żeby dodawać notki jak najczęściej w ciągu następnego miesiąca ale jak to zwykle z planami bywa... wszystko się pozmieniało. :D Cóż.. dodaję to teraz, a kiedy coś nowego? Nie mam zielonego pojęcia Kochane! :( Mam nadzieję, że jak najszybciej.. postaram się coś naskrobać chociażby w zeszycie, czy podpinając się do darmowego punktu wi-fi i może uda mi się coś stworzyć w przeciągu tygodnia albo dwóch. :) Pozdrawiam, trzymajcie się cieplutko! :*



A tak się chłopaki ucieszą na mój widok, jak w końcu stanę na Camp Nou owinięta katalońską flagą :D

wtorek, 30 października 2012

15. Sin asunto 2.

Wyciągałam szyję rozglądając się wokół. Byłam pewna, że mam pod kontrolą całą sytuację, jednak gdy ciepłe dłonie zasłoniły mi widok wzdrygnęłam się przestraszona.
-Nie bój się, to tylko ja- Thiago cmoknął mnie w policzek i usiadł koło mnie.-Mel, przepraszam. Nie chciałem naci..-zaczął.
-Cii- przyłożyłam mu palec do ust.-Ja pierwsza-mruknęłam.- Chodź, przejdziemy się- pociągnęłam go za rękę.- Wiesz..myślałam o naszej ostatniej rozmowie..- rzuciłam, przyglądając się kolorowym liściom.
-I?- spytał cicho, nie chcąc mnie przestraszyć.
-Doszłam do wniosku, że chyba trochę przesadzam. Może faktycznie powinniśmy zaryzykować?-uśmiechnęłam się nieśmiało, czekając na reakcję piłkarza.
-Mówisz poważnie?-przystanął, a ja w odpowiedzi kiwnęłam głową.- Melody, to cudownie!- przytulił mnie, a ja czułam jak tracę grunt pod nogami.-Będzie wspaniale, zobaczysz!- krzyczał podekscytowany kręcąc się dookoła.
-Taką mam nadzieję, ale jeśli nie przestaniesz się obracać to za moment się przewrócimy- zaśmiałam się. Zatrzymał się jak na zawołanie.
-Cieszę się, że się odważyłaś, wiesz- umieścił za moim uchem kosmyk włosów, który właśnie z zza niego wypadł, po czym delikatnie mnie pocałował.
-Ja też się cieszę- przymknęłam oczy i dałam się ponieść chwili. Spacerowaliśmy jeszcze przez półtorej godziny, trzymając się za ręce i mrucząc sobie do ucha słodkie słówka.

-Nie denerwuj się, to normalne- próbowałam uspokoić Thiago, który na dzisiejszym treningu dowiedział się, że nie zagra w meczu i był przez to poirytowany.
-Jak mam się nie denerwować, Melody? Tito powiedział, że mnie nie wystawi bo nie jestem gotowy. Nie jestem gotowy- prychnął ironicznie.- Nic mnie nie boli, trenuję ze wszystkimi.. nie ma żadnych przeciwwskazań, żebym wszedł na murawę!- denerwował się.
-Aaah- westchnęłam głęboko i uśmiechając się litościwie wdrapałam się na kolana Alcántary.-Vilanova jest trenerem, tak?
-Przcież wi..
-Pytam jeszcze raz: Vilanova jest trenerem, tak?
-Tak.
-Wcześniej był asystentem Pepa, tak?
-Tak.
-Chce dla Was jak najlepiej i zna się na tym co robi, tak?
-Tak.
-A Ty nie jesteś klubowym lekarzem, prawda?
-Prawda.
-Rozumiem, że się denerwujesz ale pozwól decydować ludziom, którzy lepiej od Ciebie wiedzą jak należy postępować. Wolisz wejść na jedną połowę, odnowić kontuzję i spędzić w domu kilka miesięcy? Lepiej odpuścić mecz czy dwa więcej i potem grać przed dłuższy czas, niż być w gorącej wodzie kąpanym i przez to cierpieć- cmoknęłam go w nos, dumna ze swojej pokrzepiającej przemowy. Głaskałam piłkarza po głowie, starając się go uspokoić.
-Co ja bym bez Ciebie zrobił, Panno Brown?- widać było, że zrozumiał bezsensowność swojego stanowiska w tej kwestii i miał do sprawy nieco inne podejście niż jeszcze kilka minut wcześniej.
-Strach o tym myśleć- uśmiechnęłam się..-Co robimy?- klepnęłam mężczyznę w udo i szybko uciekłam na bezpieczną odległość.
-Nie wiem- skrzywił się.-Gramy w karty?
-W kaartyy?- przeciągnęłam krzywiąc się.
-Tak, w karty.
-Nie chce mi się- zmarszczyłam twarz w niezadowolonym grymasie.
-Marudzisz!- zaśmiał się.- Postanowione. Bez gadania, idź do kuchni po paluszki a ja poszukam kart- instruował mnie.
-Aż tak bardzo chcesz przegrać, Kochanie?- spytałam głosem cwaniaka. Po długich debatach dotyczących tego, w jaką grę powinniśmy zagrać, wybraliśmy popularnego 'tysiąca'.
-Melduję 100!- krzyknęłam zadowolona, zerkając z satysfakcją na zmartwioną twarz Thiago.-Powiedz mi, Kochaniutki ile mam punktów? 890? Aaaah- przeciągnęłam się.
-To jeszcze nie koniec, gra się do tysiąca, a ja nie jestem tak bardzo w tyle.
-Oczywiście, że nie. To tylko 110 punktów- rzuciłam ironicznie, starając się zgrywać poważną.-Pyk! Pyk! Pyk!- rzucałam na stół kolejne karty
-To nie fair!- obruszył się.
-Wszystko fair, mój drogi! Jestem po prostu lepsza- wypięłam dumnie pierś.
-Albo po prostu masz większe szczęście- zaśmiał się.
-To jest mało znaczące w tym momencie. Teraz najważniejsze jest to, że musisz zrobić mi obiecany masaż- rzuciłam się na łóżko, patrząc na piłkarza wyczekująco. Chwycił olejek, który przed rozgrywką postawiliśmy na stole i usiadł na mnie okrakiem, podciągając rękawy. Uniosłam bluzkę i przyjęłam wygodniejszą pozycję, przymykając oczy. Wzdrygnęłam się, kiedy zimny olejek zetknął się z moimi gorącymi plecami. Alcántara jednym ruchem odpiął mój biustonosz, tłumacząc przy tym, że przeszkadzał podczas masażu.
-Widać, że masz w tym wprawę- mruknęłam podejrzliwie, zerkając na Thiago z ukosa.
-Mam to w genach- puścił mi oczko.
-Jasne- zaśmiałam się.-Masuj, masuj- przymknęłam oczy mrucząc jak kotka i czując jak duże, aczkolwiek delikatne dłonie gładzą moją skórę raz po raz zjeżdżając coraz niżej.-Aaaaaaaa!- pisnęłam, kiedy piłkarz zaczął mnie gilgotać.-Stop, stop, proszę!- śmiałam się.
-Przestanę pod warunkiem, że teraz zamienimy się rolami- uśmiechnął się cwanie.
-Nie ma mowy- prychnęłam i korzystając z chwili rozkojarzenia 'oprawcy' próbowałam się wyrwać, jednak moje starania spełzły na niczym. Spadłam jedynie na podłogę, przytrzymując bluzkę w taki sposób, by nie odkrywała za dużo.
-Hola, hola, nie tak szybko-Thiago przygwoździł mnie do podłoża i oboje leżeliśmy teraz na miękkim dywanie.-Przemyślałaś moją propozycję?
-Niech będzie- podniosłam ręce w geście kapitulacji. Poprawiłam ubranie i tym razem to ja rozsiadłam się na piłkarzu zacierając dłonie. Po kilku minutach podczas których starałam się udowodnić lubemu, że jestem lepszą masażystką rozległo się pukanie. Zsunęłam się z piłkarza, by mógł podejść do drzwi, jednak Thiago tylko przewrócił się na bok i spojrzał na mnie, a ja zatopiłam się w jego czekoladowym spojrzeniu.
-Nie otworzysz?- spytałam przybliżając się.
-A powinienem?- mruknął z cwanym uśmiechem.
-Sam zdecyduj- delikatnie przylgnęłam do ust Alcántary, całując go namiętnie.
-Skąd ja wiedziałem, że Mel tutaj jest- kiedy głos Maschiego dobiegł mych uszu, odskoczyłam od '11' jak oparzona, a moje policzki przybrały kolor żurawiny.
-Puka się!- krzyknęłam.
-Właśnie widzę!- zaśmiał się Valdés, przez co posłałam mu piorunujące spojrzenie, na co bramkarz się tylko roześmiał.
-Skąd wiedziałeś, że Mel jest u mnie?- zdziwił się gospodarz, obserwując czujących się jak u siebie gości.
-Bo moja kochana przyjaciółka zawsze zostawia otwarte drzwi- zerknął na mnie z politowaniem.
-Co tam gołąbki? Przeszkodziliśmy Wam w czymś?- spytał roześmiany Alexis.
-Nie- mruknęłam.
-TAK!- krzyknął Thiago.
-O jak mi przykro- kontynuował Chilijczyk, lecz po chwili dostał poduszką od Katalońskiej '11' prosto w twarz, i niemal od razu spoważniał.- Tak chcesz to rozegrać?- zmrużył oczy i odwdzięczył się Alcántarze tym samym.
-Jak dzieci- westchnęłam, siadając po turecku na podłodze.-Gramy w Xbox'a?- spytałam znudzona podchodząc do urządzenia. Przeleciałam wzrokiem po płytach piłkarza i niemal otworzyłam buzię ze zdumienia, kiedy moim oczom ukazał się Crash Bandicoot. Umieściłam grę w konsoli i ściskając pady w dłoniach, ponownie rozsiadłam się na miękkim dywanie.-Kto gra ze mną jako pierwszy?- rozejrzałam się po zebranych.
-Ja!- krzyknął Macherano, a ja w odpowiedzi rzuciłam mu kontroler. Z szerokim uśmiechem na ustach przebiegałam lisem przez kolejne plansze, z satysfakcją pokonując coraz to nowsze przeszkody. Niestety, przyszła kryska na Matyska i rudy bohater wskoczył wprost do dziury, a ja straciłam pierwsze życie.
-Twoja kolej, zobaczymy czy jesteś taki dobry w te klocki- spojrzałam wyzywająco w stronę Javiera.
-Na pewno nie jest lepszy od Ciebie- wzdrygnęłam się nieco, kiedy delikatny szept dotarł do mojego ucha. Odwróciłam się i zobaczyłam siadającego za mną Thiago. Oparłam się o klatkę piersiową mężczyzny, a on objął mnie ciasno rękami. Obserwowaliśmy grającego Argentyńczyka, którego ręce podskakiwały gdy Crash hopsał po wirtualnym świecie i z trudem powstrzymywaliśmy przychodzące co chwilę wybuchy śmiechu. Valdés i Alexis siedzieli kawałek dalej i pochyleni nisko nad stołem dyskutowali o czymś zawzięcie.
-Cholera jasna!- wrzasnął Mascherano, zwracając tym samym na siebie naszą uwagę.-Przegrałem- skrzywił się niezadowolony.-I tak byłem lepszy od Ciebie!- humor poprawił mu się w sekundzie, w której uświadomił sobie, że zdobył trochę więcej punktów niż ja.
-Fartem Ci się udało, mój drogi- wytknęłam język w kierunku piłkarza.
-Jesteś śpiąca?- spytał mój luby, kiedy ziewnęłam przeciągle.
-Tylko odrobinę- mruknęłam.-Pójdę sobie zrobić kawę, dobrze?
-Pewnie, czuj się jak u siebie- rzucił Alcántara zerkając na mnie.
-Zrobić coś dla Was?- obaj potrząsnęli głowami, wpatrując się w szklany ekran i biegającego na nim lisa. Podeszłam do dwóch pozostałych piłkarzy Azulgrany i spytałam o to samo. Nucąc zasłyszaną gdzieś melodię przygotowałam w kuchni dwa kubki: jeden z herbatą, drugi z kawą.
-Dziękuję- ciepłym uśmiechem obdarował mnie Alexis. Przyjrzałam się temu niewysokiemu Chilijczykowi i zastanawiałam się dlaczego nie ma dziewczyny. Nie był piłkarzem, z którym łączyła mnie silna przyjaźń, byliśmy tylko znajomymi ale byłam święcie przekonana, że nie skrzywdziłby muchy. Zawsze, kiedy się spotykaliśmy był uśmiechnięty, pogodny, nigdy nie miał złego humoru. Odniósł sukces, był odpowiedzialny, a mimo to nie znalazł jeszcze szczęścia. 'Jaki ten los jest przewrotny..'- pomyślałam. 'Ja jestem zwykłą, biedną studentką, która utrzymuje się jedynie z pieniędzy za szkołę i dorywczej pracy w sklepie FC Barcelony, gdzie mnie ostatnio zatrudniono, a mimo to znalazłam Thiago, z którym z dnia na dzień łączy mnie silniejsza więź, interesujące'- kontynuowałam wewnętrzny monolog. Ściskając w dłoniach kubek z gorącym napojem usiadłam na sofie podciągając po siebie kolana. Rozejrzałam się po salonie Alcánary. Wszystkie ściany ozdobione były rodzinnymi zdjęciami i pamiątkami z kariery piłkarskiej: koszulka z autografami, dyplomy i medale. Na półkach leżały błyszczące puchary w różnych wielkościach. Kolejna osoba  w moim otoczeniu, która mimo młodego wieku już odniosła sukces. Upiłam łyk słodkiego napoju wzdychając ciężko. Z pięciu osób znajdujących się w mieszkaniu Thiago tylko ja jestem 'nikim'.
-Co tak ucichłaś?- jeszcze chwilę wcześniej gruchające gołąbeczki własnie rozsiadły się po moich bokach.
-Hmm? A nic, zamyśliłam się- potrząsnęłam głową.
-Na pewno?- Valdés spojrzał na mnie znacząco.
-Tak- uśmiechnęłam się delikatnie. Chwyciłam puste kubki: Sancheza i swój, po czym poszłam do kuchni je umyć. Przez nieuwagę strąciłam z blatu jedno porcelanowe naczynie, które z hukiem rozbiło się o podłogę. Zaklęłam w myślach i zaczęłam zbierać ostre kawałki z podłogi.
-Co się stało?- w drzwiach stanął Thiago.
-Przepraszam, nie chciałam. Nie zauważyłam tego pieprzonego kubka, zrobiłam to niechcący, naprawdę, przepraszam- zaczęłam paplać bez opamiętania.
-Spokojnie, Mel. To tylko kubek, nic się nie stało- uśmiechnął się ciepło. Zmiotłam ostatnie drobinki na szufelkę i wyrzuciłam je do śmietnika.
-Pójdę już- mruknęłam i omijając chłopaka skierowałam się do przedpokoju. Po drodze chwyciłam sweterek, który pośpiesznie zarzuciłam na ramiona. Rzuciłam krótkie 'cześć!' w stronę chłopaków i wyszłam z domu.
-Mel! Melody!- usłyszałam głos piłkarza.
-Słucham?- odwróciłam się.
-Co się stało? Jesteś jakaś smutna..- chwycił mnie z rękę.
-Wydaje Ci się, wszystko ok. Jestem tylko trochę zmęczona- wzruszyłam ramionami.
-Na pewno?
-Tak.
-Niech będzie- przytulił mnie i pocałował gdzieś we włosy.-Wpadnę do Ciebie wieczorem i porozmawiamy. Uważaj na siebie kochanie- cmoknął mnie w usta i kiedy wyszłam na ulicę pomachał mi na pożegnanie.


PS. Wiecie co? Teraz, kiedy po raz ostatni przed dodaniem na bloga sprawdzałam tę notkę, zauważyłam jak duży wpływ na to, co dzieje się w opowiadaniu, ma moje samopoczucie 'w realu'. Kilka ostatnich dni  (a więc okres, podczas któego pisałam tą część) przyniosło mi więcej złego niż dobrego, a w notce od razu dzieje się coś złego z moim humorem. Ciekawa sprawa. :) Mogę Was jedynie zapewnić, że następne notki (mam napisaną już 17. część) są weselsze i chyba nieco dłuższe od tej. Pozdrawiam i zostawiam Was z Czesławem:


czwartek, 25 października 2012

14. En tierra de ciegos, el tuerto es rey.

W pewnym momencie drzwi się otworzyły, a ja na moment wstrzymałam oddech, tylko po to, żeby po chwili głośno wypuścić zgromadzone w płucach powietrze. 
-Cześć wszystkim- Javier wszedł do sali obejmując jakąś kobietę, o włosach koloru zboża. Była ubrana w jasnobeżowe cygaretki i kremową koszulę. Całości dopełniały karmelowe, lakierowane szpilki. Prezentowała się całkiem przyjemnie.-Poznajcie Alessandrę, moją nową dziewczynę- wyszczerzył się.-Alessandro, to są moi przyjaciele- po czym wymienił imiona wszystkich zebranych.
-Miło mi- przywitała się z każdym z osobna. Na pierwszy rzut oka wydała się sympatyczną osobą, jednak postanowiłam dokładnie ją wybadać. By zachować pozory, kiedy podała mi rękę uniosłam się delikatnie z krzesła i z uśmiechem na ustach ją uścisnęłam, mrucząc przy tym swoje imię. Jak można się było spodziewać, chcąc dowiedzieć się więcej o nowej sympatii naszego przyjaciela, wypytywaliśmy biedną Alessandrę o wszystko. Momentami wydawało mi się, że chcieliśmy wiedzieć zbyt wiele, jednak zwyczajna, ludzka ciekawość zwyciężyła i tylko nadstawiałam uszu, by poznać kolejne sekrety nowej znajomej. Podczas jedzenia deseru utworzyły się małe grupki- kobiety dyskutowały przy jednej części stołu o różnych babskich sprawach, mężczyźni w przeciwnym kącie sali zapewne nadal kontynuowali dochodzenie.
-Więc mówisz, że poznaliście się na Camp Nou?- zaciekawiła się Yolanda.
-Tak- uśmiechnęła się blondynka.-Pracuję w La Masía i przyjechałam tam, żeby załatwić dzieciakom trening z którymś z piłkarzy z pierwszego składu. No i tak jakoś wyszło- zawstydziła się nieco, wywołując u naszej czwórki lekki wybuch śmiechu.
-Tak jakoś wyszło?- chichrałam się.

-Co myślisz o Alessandrze?- mniej więcej kwadrans później, kiedy oddychałam świeżym powietrzem stojąc na restauracyjnym balkonie, dołączył do mnie gospodarz wieczoru.
-Sympatyczna- wzruszyłam ramionami.- Dokładnie taka, jak ją opisałeś. Cieszę się, że odważyłeś się i zaryzykowałeś- położyłam głowę na ramieniu przyjaciela.
-Ja też się cieszę- oparł głowę o moją.
-A jak Ci się układa z Thiago?- spytał.
-Co ma nam się układać? Nie jesteśmy ze sobą w związku, tak jak zresztą mówiłam Ci już z milion razy.
-Tak, tak, jasne- odparł kpiąco.
-Nie 'tak, tak, jasne', tylko tak- puknęłam go w ramię.-Jest nam dobrze tak jak jest i żadne z nas nie chce tego zmieniać- wyjaśniłam.
-Yhym.. Wróbelki w katalońskiej szatni ćwierkają co innego- rzucił, wchodząc ponownie do sali.
-Czekaj, czekaj- zawołałam przyjaciela, jednak ten nawet się nie odwrócił. Obróciłam się i obserwując panoramę miasta zastanawiałam się, co Mascherano miał na myśli. Rozważania przerwały jednak tulące mnie dłonie i gorące usta odciskające się na moim policzku.
-A Tobie co się stało?- uśmiechnęłam się delikatnie, czując perfumy Alcántary.
-Nic, miałem ochotę Cię przytulić- powiedział, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.-Lubię Cię, Mel. Dobrze się przy Tobie czuję, wiesz?- wyznał, opierając się o barierkę zaraz obok mnie.
-Miło mi to słyszeć, ja również dobrze się z Tobą czuję- nie odważyłam się jednak unieść wzroku, przeczuwając, że ta rozmowa nie prowadzi do niczego dobrego.- Wracamy do środka?- wypaliłam nagle, czując dłoń piłkarza na swojej.-Nie wypada ich tak zostawiać, chodź- zachęciłam nieco zawiedzionego mężczyznę do dołączenia do reszty. Przez resztę wieczoru starałam się ignorować cichy głosik w mojej głowie, cytujący słowa Javiera za każdym razem, kiedy próbowałam skupić się na czymś innym.
-Ja już się zbieram, jutro mam zajęcia a muszę się jeszcze pouczyć- skłamałam.
-Jesteś pewna? Może posiedzisz z nami jeszcze chwilę?- spytała wesoło Alessandra.
-Tak, jestem pewna. Opuściłam już kilka zajęć. Jeszcze trochę i nie nadrobię z materiałem- skrzywiłam się.-Miło było Cię poznać- uściskałam dziewczynę.-Musimy się kiedyś umówić na kawę!
-Koniecznie- przytaknęła. Pożegnałam się z resztą towarzystwa i otulając się ciaśniej apaszką wyszłam z lokalu.
-Melody!- usłyszałam, kiedy moich oczu dobiegła wolna taksówka.-Odwiozę Cię, zaczekaj!- rozejrzałam się z paniką wypisaną na twarzy, szukając pretekstu dla którego mogłabym udać, że nie słyszę jego wołania. Jako że restauracja była umiejscowiona w spokojnej dzielnicy Barcelony, daleko od pubów i klubów, ulica była niemalże pusta, a co za tym idzie- cicha. Nie mając innego wyjścia przybrałam wesoły wyraz twarzy i zerkając przepraszająco na taksówkarza, odwróciłam się na pięcie i skierowałam w stronę Thiago.
-Na pewno jest Ci po drodze?- spytałam, nadal desperacko szukając punktu zaczepienia.
-Pewnie, wsiadaj. Chciałbym z Tobą porozmawiać- otworzył przede mną drzwi, które chwilę później za mną zatrzasnął. Atmosfera w aucie niemal rozsadzała je od środka. Opuściłam szybę, łudząc się, że pomoże to chociaż w jakiś sposób obniżyć napięcie. Głębokie oddechy i luźny, zastępczy temat jakim były plany na najbliższy tydzień pozwoliły mi się uspokoić i uwierzyć, że Alcántara zapomniał o rozmowie, którą miał ze mną przeprowadzić. Kiedy w końcu odrobinę się zrelaksowałam, a dialog z mężczyzną ponownie zaczął sprawiać mi przyjemność zatrzymaliśmy się przed moim blokiem. Nie chcąc kusić losu czym prędzej odpięłam pas i pociągnęłam za klamkę, a drzwi ustąpiły.
-Dobranoc i dzięki- rzuciłam, po czym szybko zsunęłam się z fotela. Trzasnęłam drzwiami i nawet się nie odwracając pognałam do drzwi, starając się namierzyć dłonią klucze. Chwilę później, uświadomiłam sobie jednak, że echem odbiło się w moich uszach jeszcze jedno trzaśnięcie. Spodziewając się, co zobaczę kiedy zerknę za siebie obróciłam się powoli. Tak jak się spodziewałam- Thiago stał opierając się o maskę białego Audi. Po raz kolejny tego wieczora głośno nabierając powietrza do płuc i starając się przybrać naturalny wyraz twarzy skierowałam się w jego stronę, zwalniając swój krok do maksimum.
-Wiesz o czym chcę z Tobą porozmawiać, prawda? Dlatego tak szybko uciekasz- powiedział bardziej do siebie, niż do mnie.
-Powiedzmy, że jedynie się domyślam.
-Dlaczego się przed tym wzbraniasz? Wydawało mi się, że oboje się lubimy, a nawet zaczynamy do siebie coś czuć.
-Nie lubię zmian, wiesz? Boję się ich. Po co zmieniać coś, co jest dobre?
-Żeby było lepsze- czułam, że na mnie patrzy, więc uparcie wpatrywałam się w niebo. Przyznam, że tym mnie zagiął. Chwilę zalegającej między nami ciszy wykorzystałam po to, by zebrać myśli.
-Nie psujmy tego, Thiago- powiedziałam błagalnie.
-Nie mam takiego zamiaru- położył swoją dłoń na mojej.-Chcę zrobić coś zupełnie przeciwnego- czułam, jak coraz bardziej napiera na mnie swoim ciałem. Ugięłam się i zerknęłam w dwoje pilnie obserwujące każdy mój ruch oczu.
-Co Ci nie pasuje w naszym obecnym układzie? Jest przyjemnie..
-Może być przyjemniej- przerwał mi.
-...jest miło..- zignorowałam go.
-Może być milej- ponownie wszedł mi w słowo, a ja po raz kolejny zdawałam się go nie słyszeć:
-...jesteś wolny, możesz robić co chcesz, spotykać się z innymi dziewczynami i korzystać z młodości..- kontynuowałam.
-A co jeśli tego nie chcę?- stanął przede mną i zdecydowanie, a jednocześnie delikatnie przytrzymał moją twarz, kiedy ponownie chciałam odwrócić wzrok.-Co jeśli ja chcę być przez Ciebie kontrolowany, co jeśli nie chcę korzystać z młodości i chcę się zachować jak na dojrzałego faceta przystało?- z ust piłkarza wylał się potok pytań, na które nie potrafiłam udzielić odpowiedzi.
-Po prostu daj mi jeszcze trochę czasu, postaram się poukładać wszystko w głowie, dobrze?- mruknęłam cicho, na co Alcántara jedynie mnie przytulił, całując przy okazji gdzieś we włosy. Trwaliśmy przez chwilę w takiej pozycji, a ja zastanawiałam się dlaczego nie potrafię odważyć się na kolejny krok i nie nie martwić się na zapas. Powoli zaczęłam wyswabadzać się z objęć Thiago i przepełniona niepewnością oczekiwałam na reakcję kompana. W pewnym momencie poczułam  jego usta całujące moje i nie potrafiłam się im oprzeć. Opamiętałam się jednak i gwałtownie się od nich oderwałam, czując palący dotyk jeszcze przez kilka godzin po zaistniałej sytuacji, jak gdyby wypaliły na moich wargach niewidoczny ślad.

Następnego dnia niechętnie poszłam na zajęcia, spodziewając się spotkać tam rozgadaną rudowłosą, która oczywiście nie omieszka wypytać mnie o każdą sekundę mojego weekendu. Nie życzę nikomu źle, jednak skłamałabym mówiąc, że nie ucieszyło mnie przeziębienie koleżanki, które na kilka dni zatrzymało ją w domu. Wodząc bezmyślnie długopisem po kartce, malowałam kwiatki, gwiazdki i inne duperele. Wytrzymałam te kilka godzin na uczelni i ponownie posnułam się do domu. W klatce minęłam roześmianego Mascherano obejmującego Alessandrę:
-Cześć Mel- wesoło przywitała się dziewczyna, której po chwili zawtórował Javier.
-Hej- burknęłam zła na cały świat.
-Idziesz z nami na spacer?- troskliwie zapytał mój przyjaciel.
-Mam dużo nauki, przepraszam- minęłam gruchające gołąbki i odprowadzona wzrokiem Argentyńczyka i jego hiszpańskiej partnerki wbiegłam na górę. Zaopatrzywszy się w dużą porcję lodów, polanych grubą warstwą sosu rozpoczęłam okupowanie kanapy. Oglądnęłam klasyk 'smutnych dni'- 'Słodki Listopad' i około połowę 'Szkoły Uczuć', kiedy drzwi otworzyły się i stanął w nich nie kto inny jak Maschi.
-Kiedyś Cię ok..
-Nawet nie zaczynaj- przerwałam mu, wiedząc co chce powiedzieć.-Coś ważnego? Nie za bardzo mam  dzisiaj czas.
-O tak, widzę że jesteś bardzo zajęta- rzucił wzrokiem na telewizor, siadając obok mnie.-Co masz?
-Lody, chcesz trochę?- zerknęłam na kolejną porcję zimnego deseru.
-Nie, dzięki. Mam dietę, ostatnio się trochę zapuściłem- złapał się obiema dłońmi za brzuch, a ja spojrzałam na niego z politowaniem.-Mów- wyłączył dvd i patrzył na mnie wyczekująco.
-Co?
-Nie udawaj, widzę że coś jest nie tak. No, dawaj, dawaj- poklepał mnie po udzie.
-Urodziłam się z niesamowitym talentem do komplikowania wszystkiego co możliwe-zaczęłam.-Wróbelki nie kłamały, Thiago chciał wczoraj przenieść naszą znajomość na kolejny etap- zamilkłam.
-I?-domagał się dalszej części mojej historii, podczas kiedy ja uparcie trwałam w ciszy przez dłuższą chwilę.
-I nic, stchórzyłam- westchnął i mocno mnie przytulił.
-Musisz się odważyć na następny krok, bo inaczej utkniesz w miejscu,a  uwierz mi: nawet złe doświadczenia są lepsze niż ich brak.
-Myślisz?
-Ja nie myślę, ja to wiem. Jeśli chcesz to z nim porozmawiam i dokładnie wybadam sytuację- zaproponował.-Jeszcze niedawno Cię przed nim ostrzegałem, ale robiłem to chyba z czystego egoizmu. Bałem się, że jeżeli się z nim zwiążesz to nie będziesz już miała dla mnie czasu.
-Oj głupolu!- puknęłam Argentyńczyka  w czoło.- Nawet tak nie myśl, zawsze znajdę dla Ciebie chwilę! A co do rozmowy z Thiago..nie, nie. Nie bądźmy dziecinni. Muszę przetrawić to i wtedy zdecydować. Dzięki, Javi- przytuliłam się do przyjaciela raz jeszcze.
-Nie ma za co. Co oglądasz?- zmienił temat.
-'Szkołę uczuć'. Widziałeś?- spytałam.
-Raz. Nawet się trochę wzruszyłem- przyznał niechętnie, nieświadomie mnie rozbawiając.
-Jak tam z Alessandrą? Ładnie razem wyglądacie- puknęłam mężczyznę w żebra.
-Narazie jest dobrze, jestem szczęśliwy.
-Dobrze to słyszeć- rzuciłam szczerze.-Oglądamy?
-Niech stracę- wytknął mi język i rozłożył się wygodnie na kanapie, podjadając od czasu do czasu mój słodki deser.

Następnego dnia szłam na uniwersytet w nieco lepszym nastroju, zajadając się po drodze czekoladowym rogalikiem. W głowie nadal miałam jednak mętlik- w jednej sekundzie byłam zdecydowana na podjęcie próby i związanie się z piłkarzem, w kolejnej wyszukiwałam coraz to nowszych wad takiego rozwiązania. Rozsiadłam się w ostatnim rzędzie i obiecałam sobie skupić się na wykładach. Jak to zwykle bywa, po godzinie zmieniłam nastawienie i tego dnia zajęcia skończyłam bijąc kolejne rekordy w starym, poczciwy Snake'u-  najlepszej grze na komórkę jaka powstała. Do domu wracałam przez park, w którym moją uwagę przykuła starsza para, trzymająca się za dłonie i niemal wszystko wszystko robiąca wspólnie. Nie wiem, co ma w sobie dwoje ludzi z siwymi czuprynami, co sprawia że są tak uroczy, ale niemal rozpłynęłam się obserwując owe małżeństwo. Uświadomiłam sobie także, że chciałabym znaleźć swoją drugą połówkę, z którą spędzałabym ostatnie lata życia w podobny sposób, jak robią to owi staruszkowie. Nie wiem, czy ową bratnią duszą jest Alcántara, jednak zdałam sobie sprawę że nie dowiem się tego, nie próbując. Pospiesznie wracając do domu biłam się z myślami, nie do końca pewna tego co powinnam zrobić.

Ciepły, czwartkowy wieczór wprost zapraszał do spacerowania. Ubrana w zwiewny kardigan i butelkowozielone, materiałowe spodnie, siedząc na parkowej ławce czekałam na godzinę '0'.


PS. No i kolejny odcinek za nami. :) Numer 14, jak Maschi.

O proszę, jakiego ładnego Bojana znalazłam w czeluściach mojego komputerowego archiwum.:)